Moment, w którym rozpoczęły się manifestacje – tuż przed wyborami do władz samorządowych, nie był przypadkowy. Sondaże przewidywały znaczną przewagę prawicy, czyli Partido Popular w regionach, w których tradycyjnie wygrywała dotychczas partia socjalistyczna. Protesty przeciwko całej klasie politycznej tak naprawdę zamazują odpowiedzialność socjalistów i premiera Zapatero za gigantyczne bezrobocie sięgające ponownie 20 procent.
Trwa okupacja Puerta de Sol de Madrid w stolicy Hiszpanii. Ta najbardziej znacząca demonstracja określana jest w prasie hiszpańskiej słowem Niegodność (La indignacion), a manifestanci często nazywają siebie „niegodnymi” albo „lekceważonymi”. Protest ma charakter pokojowy, demonstranci nie atakują budynków publicznych, nie niszczą mienia prywatnego. Większość na noc wraca do domów, na placu pozostają nieliczni ich reprezentanci. Rano wszyscy wracają i przebywają na placu przez cały dzień. Tysiące, głównie młodych ludzi, rozłożyło namioty i za pomocą plakatów oraz przemówień wyraża swoje niezadowolenie z obecnej sytuacji w Hiszpanii. Głównie z ogromnego bezrobocia i przywilejów partyjnych. Młodzi żądają miejsc pracy. W swych wystąpieniach obwiniają za stan gospodarki obydwie partie, a więc rządzącą od 7 lat socjalistyczną PSOE jak i opozycyjną, prawicową PP (Partido Popular). Występują przeciwko całej klasie politycznej.
Rozmywanie odpowiedzialności
Za obecną sytuację społeczną w Hiszpanii odpowiada Jose Luis Zapatero, który rządzi już drugą kadencję. Gdy przejmował władzę po prawicowym premierze Jose Aznarze, bezrobocie wynosiło 8,5 proc. Obecnie sięga 20 proc. W 2004 roku niewielki był dług publiczny, a zamiast deficytu – nadwyżka w budżecie. Teraz jest ogromny dług i deficyt w granicach 8 proc. Bezrobocie wśród młodzieży sięga 40 proc.
Moment, w którym rozpoczęły się manifestacje, nie był przypadkowy, bo bezpośrednio poprzedzający wybory do władz samorządowych. Sondaże przewidywały znaczną przewagę prawicy, czyli Partido Popular w regionach, w których tradycyjnie wygrywała dotychczas partia socjalistyczna. Protesty przeciwko całej klasie politycznej tak naprawdę zamazują odpowiedzialność socjalistów i premiera Zapatero. Przekaz demonstrantów skierowany do społeczeństwa jest jednoznaczny: wszyscy są tacy sami, wszyscy winni, nie warto głosować. Wśród manifestantów są zwolennicy skrajnej lewicy, ale także młodzi zdesperowani z powodu braku pracy, także sporo ludzi dobrze wykształconych. Manifestantów wprost poparła Izquierda Unida (skrajna lewica). Bardzo ostrożnie, ale z dużym zrozumieniem, wypowiadają się politycy socjalistycznego PSOE.
Do największych manifestacji dochodzi w Madrycie, rządzonym od wielu lat przez prawicę i zarządzanym stosunkowo dobrze. Wszystkie wskaźniki ekonomiczne są tu dużo lepsze niż średnia krajowa np. bezrobocie jest niższe o blisko połowę i wynosi ok. 11 proc., także wśród młodzieży jest dużo niższe niż w innych regionach Hiszpanii. Miasto rozwija się, przyciąga najwięcej inwestycji zagranicznych spośród wszystkich hiszpańskich miast. Ostatnio oddano siedem nowych stacji metra, dwa parki i dwa duże nowoczesne szpitale. Budowa tych obiektów została rozpoczęta 4 lata temu. Tak na marginesie – warto porównać to do efektów rządów Hanny Gronkiewicz-Waltz w Warszawie, także w ciągu jednej kadencji. Madryt ma dziś ponad 300 km linii metra podziemnego.
Mimo korzystnego bilansu rządów prawicy w Madrycie, kierownictwo dwóch największych central związkowych UGT i CC.OO, wspierające premiera Zapatero, organizowało kilkakrotnie strajki pracowników metra i komunikacji miejskiej. Protesty były bardzo uciążliwe dla mieszkańców i skierowane przeciwko władzom stolicy. Co charakterystyczne, przez prawie 6 lat szefowie tych związków nie organizowali żadnych strajków przeciwko polityce rządu Zapatero.
PSOE zatopione
Przeprowadzone 22 maja wybory samorządowe mają ogromne znaczenie, gdyż władze municypalne korzystają z szerokich uprawnień. Tak naprawdę większość władzy spoczywa w rękach samorządów. Wybory samorządowe stanowią ponadto ważną prognozę przed przyszłorocznymi wyborami do władz krajowych. Do tegorocznych wyborów stanęły główne partie o zasięgu krajowym i kilka regionalnych. Te o zasięgu krajowym to Partido Socialista Obrero Español (PSOE, Hiszpańska Socjalistyczna Partia Robotnicza, obecnie rządząca), Partido Popular PP (Partia Ludowa, główna partia opozycyjna), Izquierda Unida IU (Zjednoczona Lewica, radykalna lewica, wywodząca się z partii komunistycznej) i partia całkowicie nowa, założona przez Rosę Diez, która opuściła w 2007 r. PSOE, Union Progreso y Democracia UPy D (Zjednoczenie, Postęp i Demokracja).
Główne tytuły i pierwsze zdania komentarzy najważniejszych gazet hiszpańskich – od lewicowych przez centrowe do prawicowych – mówią wszystko. Lewicowy „El Pais” donosi: „PP roznosi (powala) PSOE w całej Hiszpanii”. Komentarz dziennikarza Jose Manuela Romero zaczynają się następująco: „Tsunami 22 maja zatapia PSOE i przynosi historyczny triumf ludowcom, którzy mogą rządzić w 11 z 13 autonomii, w których współzawodniczyli”. Centrowe „EL Mundo” daje prawie tak samo brzmiący tytuł: „PP powala PSOE w urnach”. Z kolei prawicowe „ABC” na pierwszej stronie woła: „Hiszpania głosuje za zmianami, PSOE zatopione”.
Triumf prawicy w stolicy
Wyniki są jednoznaczne. Prawicowa Partia Ludowa otrzymała 37,5 proc. głosów, PSOE 27,8 proc. Różnica wynosi ok. 10 pkt. PSOE straciło 1,5 mln głosów, a PP zyskało pół miliona. Ponadto PP wygrała w wielu miastach i autonomiach dotychczas przez wiele lat rządzonych przez socjalistów np. w Kastylii La Mancza, Sewilli, wielu innych większych miastach Andaluzji, na Balearach, w Kantabrii. W dotychczas rządzonych przez PP powiększyła ona swoją przewagę np. w Madrycie, Walencji, La Rioja i w Murcji. Najbardziej spektakularne zwycięstwo odniosła Esperanza Aguirere, stojąca na czele autonomii Madrytu. W tych wyborach PP dzięki niej uzyskała 72 mandaty, a PSOE tylko 36, a więc dwukrotnie mniej.
Wielu komentatorów obawiało się wpływu demonstracji w Madrycie na frekwencję wyborczą. Sądzono, iż będzie mniejsza niż poprzednio. Nie sprawdziły te się obawy, a frekwencja była nawet wyższa niż w roku 2007. Jeżeli dopatrywać się jakiegoś wpływu tych demonstracji na wynik wyborczy to w głosach blancos, czyli oddanych czystych kartach bez skreśleń. Takich głosów było 2,55 proc., poprzednio 1,94 proc. Głosów nieważnych z powodu złego skreślenia bądź przekreślenia karty było 1,69 proc., poprzednio 1,18 proc. Niezły wynik odnotowała nowa partia UpyD, zdobywając 2,8 proc. głosów, ale w niektórych okręgach np. w Madrycie po kilku radnych.
A co dalej z manifestacjami w stolicy?
Zmniejszyła się znacząco liczba protestujących. Ci, co pozostali, twierdzą, że wybory nic dla nich nie zmieniają. Nie zamierzają tworzyć partii, a chcą przenosić swój protest do dzielnic i siedzib władz samorządowych, aby tam wyrażać niezadowolenie. Do wyborów parlamentarnych pozostało 10 miesięcy i zanosi się na spektakularną klęskę socjalistów
Wiesława Llamas.
Dowiesz się pierwszy: facebook.com/TygodnikSolidarnosc
Inne tematy w dziale Polityka