Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność
375
BLOG

Chodakiewicz: Sudan – północ, południe

Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność Polityka Obserwuj notkę 1

W grudniu 2010 r. prezydent Sudanu Omar Al-Bashir oznajmił, że o ile południowa część kraju zagłosuje w referendum za niepodległością, to on oficjalnie wprowadzi szarijat, religijne prawo muzułmańskie, na północy. Grzmiał, że zmieni konstytucję. „Nie będzie czasu, aby mówić o różnorodności kultury i etniczności” ostrzegał. W końcu północ jest przeważnie muzułmańska. Bashir tym sposobem jednocześnie postraszył Zachód i starał się ułagodzić swoich współwyznawców: nawet jeśli południe się odłączy, to wiara islamska zostanie znacznie wzmocniona na północy dzięki otwartemu zwróceniu się ku ortodoksji.
Naturalnie fundamentaliści islamscy nie są zachwyceni. Według przykazań Koranu, każda ziemia, którą kiedykolwiek władali muzułmanie pozostaje na zawsze islamska (Dar Al-Islam). W tym sensie i Bałkany i półwysep Iberyjski (oraz np. Podole) pozostają islamskie, co najwyżej tymczasowo znajdują się pod okupacją giaurów. To samo dotyczy południowego Sudanu.
Wypowiedzią Bashira zmartwiły się też (chodź z zupełnie innych powodów) i rządy państw zachodnich, szczególnie USA, widząc w niej odzwierciedlenie postępującej radykalizacji Sudanu. Miejscowi chrześcijanie również martwią się o przyszłość. Życie pod szarijatem byłoby prawnym potwierdzeniem ich statusu obywateli drugiej kategorii. W tej chwili na północy mieszka, według portalu blackchristiannews.com, między pół miliona a półtora miliona chrześcijan. Społeczność koptyjska żyje w Chartumie od dawna. Chrześcijańskie skupiska znajdujemy ponadto w dwóch regionach na etiopskiej granicy: w prowincji Błękitnego Nilu i w górach Nuba. Ale większość chrześcijan w Chartumie i okolicach to migranci wywodzący się z południa. Wielu będzie zmuszonych tam wrócić o ile Bashir dotrzyma słowa.
Na razie tego nie uczynił, mimo że w styczniu 2011 większość mieszkańców południowego Sudanu (prawie 99 proc.) zagłosowała za niepodległością. Jeszcze nie wiadomo, co z tego wyniknie. Kraj nie ma właściwie dróg, infrastruktury, instytucji – poza siłami zbrojnymi. Nie ma też i elity poza samozwańczymi często generałami. Wyjątkiem są księża katoliccy i seminarzyści. Niektórzy porzucają teraz stan duchowny, aby włączyć się w budowę państwa.
Sudan południowy to de facto autonomia ze stolicą w Jubie. Prezydentem autonomii jest Salva Kiir Mayardit. Jego rząd i administracja wywodzą się w większości z plemiona Dinka. Ludność tamtejsza to afrykańscy chrześcijanie i animiści. Jednoczy ich jedynie nienawiść do rządu w Chartumie, bowiem w wojnie domowej (zakończonej w 2005 r.) zginęło prawie 2 miliony ludzi, głównie południowców.
Sudańczycy południowi, oprócz starć z północą, walczą też między sobą. Jak podaje portal southsudan.net, są dwie główne siły: Sudan Peoples Liberation Army (SPLA) i rozłamowcy z Southern Sudan Liberation Army (SSLA). Według „The Oxonian Review” miesza w tym palce Erytrea i Sudan (północny), popierając jednych przeciw drugim. Zresztą tak naprawdę istnieje kilka, a może i kilkanaście wzajemnie zwalczających się fakcji. Walki wybuchają regularnie. Na początku maja np. SPLA zabiła 84 bojowników z oddziałów watażki Petera Gatdeta Yaka w okolicach Nyadiet. Niedługo potem pod Mayum rozłamowcy z SSLA rozbili kilka batalionów SPLA, zabijając 182 żołnierzy, co odnotował Sudanese Media Center.
Oprócz walk politycznych mają miejsce i starcia między plemionami wynikające z tradycyjnych waśni, w tym o dostęp do wody. Według agencji Xinhua pod koniec maja w stanie Jonglei właśnie w takich sąsiedzkich zatargach zginęło osiem osób. Jednocześnie sąsiedzi kontynuują napady rabunkowe na zamożniejsze wioski. Są to naturalnie również scysje międzyplemienne. „Sudan Tribune” doniosła, że w maju w regionie Riak ukradziono ponad 7000 sztuk bydła, a 500 w Panhiany. Dinka oskarżają o te czyny szczep Misseriya. Podkreślmy, że część rabunków miała miejsce w regionach gdzie operuje generał Yak, m.in. w okolicach Mayum.
Na dodatek wybuchły walki w regionie Abyei między wojskami rządowymi Chartumu i SPLA. Jest to obszar, do którego pretensje zgłaszają obie strony. Bashir od dawna twierdzi, że Abyei pozostaje integralną częścią jego państwa, Kiir Mayadrit odrzuca te deklaracje. Jeszcze w grudniu SPLA wysłała tam swe siły policyjne, które od czasu do czasu przepychały się z siłami z północy. W końcu 19 maja wojska południowosudańskie zaatakowały i rozbiły wojskowy konwoj północnosudański eskortowany przez siły ONZ. Zginęło 22 żołnierzy Bashira. Północni Sudańczycy przeszli do kontrataku, zdobyli i splądrowali miasto Abyei, z którego wcześniej uciekła niemal cała ludność, jak podała BBC. Ogólnie w wyniku walk i niepokojów w południowym Sudanie swoje domostwa porzuciło co najmniej 100 000 ludzi. Gdy walki intensyfikują się, fala bezdomnych uciekinierów rośnie.
Ładnie zapowiada się ta niepodległość. Jak tak dalej pójdzie, to miejscowi niemuzułmanie zażądają wprowadzenia szarjatu, byleby tylko był spokój.

Marek Jan Chodakiewicz
www.iwp.edu

bądź z nami bliżej: facebook.com/TygodnikSolidarnosc

niezależny magazyn społeczno-polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka