Czy Fukuyama pisząc o końcu historii miał rację? Od dawna wiadomo, że nie - historia się nie skończyła, lecz jest sposobem budowania tożsamości we współczesnym świecie. Ale nie wszędzie: w Polsce mamy kłopoty nie tylko z drogami i stadionami. Także z polityką historyczną.
Nie tylko zdaniem prof. Andrzeja Nowaka, historyka z UJ, państwo ma obowiązek kształtowania polityki historycznej. Tymczasem próbuje się ten obowiązek spostponować, odwołując się do różnych mitów. Jeden z nich odwołuje się do znanej tezy Fukuyamy.
– Mówi się, że żyjemy w czasach pohistorycznych, nowoczesność to zerwanie z historią, i że po to walczyliśmy o wolność, żeby teraz historią się już nie zajmować – mówi prof. Nowak. – Natomiast historia się nie skończyła!
A najlepszy przykład to agresywna, neoimperialna polityka historyczna Rosji. Zresztą wiele państw taką politykę prowadzi.
Gdy na podatku lat 90. wywabialiśmy białe plamy, domagając się prawdy o Katyniu, pakcie Ribbentrop-Mołotow itp., nikt się nie spodziewał, że 20 lat później, w sytuacji, gdy posowieccy liderzy przyznali się do zbrodni, wciąż te plamy będziemy musieli wywabiać.
– Ten trend odwróciła polityka historyczna Rosji z ostatnich lata – mówi prof. Nowak. – Dziś znów nie jest jasne, kto w Katyniu mordował, a pakt Ribbentrop-Mołotow jest właściwie usprawiedliwiony. Cofnęliśmy się, wywabiamy te same plamy, i to z większą trudnością. A ciągłe podnoszenie śmierci bolszewików w obozach jenieckich w Polsce pokazuje skutki wieloletniego braku polityki historycznej w naszym kraju.
Historia autorytarna
Dyskusja o polityce historycznej rozpoczęła się po obchodach 60. rocznicy powstania warszawskiego. Polacy pokazali, że obchodzi ich historia i że chcą ją wspólnie przeżywać.
– Wybór Lecha Kaczyńskiego na prezydenta stolicy pozwolił stworzyć instytucje, które dziś są widomym znakiem uprawiania polityki historycznej – mówi socjolog dr Barbara Fedyszak-Radziejowska z PAN. – Powstało nie tylko Muzeum Powstania Warszawskiego, ale także idea powołania Muzeum Historii Polski, Żydów Polskich, Ziem Zachodnich, Muzeum Kresów czy Sztuki Nowoczesnej.
Niestety, dyskusję o polityce historycznej jej przeciwnikom udało się, jak uważa dr Fedyszak-Radziejowska, zmanipulować. – Toczyła się nie wokół konkretów, lecz wokół tego, czy ta polityka w ogóle ma sens, czy nie jest ograniczaniem wolności badań, swobody twórczej, elementem autorytaryzmu – zwraca uwagę.
Wydawało się, że głupota nie ma granic. Jednak, jak zwraca uwagę prof. Nowak, przed kilkoma tygodniami w tekstach „GW”, jawiącej się dziś jako główny ośrodek pseudopoprawności politycznej, nastąpiło zrównanie mordu katyńskiego i dramatu bolszewików, którzy zmarli w obozach jenieckich.
–Właśnie do tego prowadzi oddanie przez państwo polityki historycznej w ręce tych środowisk, które mają partykularne interesy, sprzeczne z dobrem ogólnym.
Polskie piekło
Historia nie była pieszczochą pierwszej dekady III RP. Myślano Fukuyamą, a prowadzenie polityki historycznej paraliżował mit, że państwa nie prowadzą takiej polityki, dlatego i my nie powinniśmy jej prowadzić.
– Autorem pierwszego hasła poprawności politycznej III RP był Tadeusz Mazowiecki. Spuściznę dziejową określił jako „polskie piekło”. Nasza historia to historia wstydu, to garb, którego musimy się pozbyć – ocenia prof. Nowak. Efektem był brak polityki historycznej i opłakane tego skutki.
W wizji dziejów PRL w III RP obowiązywała zasada, że historię piszą zwycięzcy – uważa historyk dr Sławomir Cenckiewicz. W latach 40. mieliśmy zatem wojnę domową, a nie powstanie antykomunistyczne, w 1956 r. był przede wszystkim Październik.
– Rewolta z Czerwca ’56 miała wielki kłopoty z przebiciem się. A jak październik, to Goździk walczący o samorząd robotniczy, a nie a kardynał Stefan Wyszyński, którego po wyjściu z więzienia witały tłumy – mówi Cenckiewicz.
Takiego podejścia do PRL wymagała ówczesna poprawność polityczna. Uważano, że pamięć historyczna jest groźna dla demokracji, może dezintegrować społeczeństwo. Dlatego zamiast polityki historycznej stosowano polityczną pseudpoprawność. Elity dozowały dawki pamięci historycznej, która rządzącemu postkomunistycznemu establishmentowi w ogóle wydawała się niebezpieczna. Jeżeli pisać o historii, to krytycznie, demistyfikując mity narodowe – uważano.
Suwnicowa tramwajarka
Niepoprawni politycznie znikali z historii w III RP. Tak było, zwraca uwagę Cenckiewicz, z Janem Rulewskim, przeciwstawiającym się Lechowi Wałęsie. – Inni natomiast stawali się bohaterami. Nagle stał się nim, gdy okazało się, że ma problemy lustracyjne, np. Marian Jurczyk – podkreśla dr Cenckiewicz. Miejsca wystarczało tylko dla swoich. – Z pozytywnej narracji wypadli Lech i Jarosław Kaczyńscy, Jan Olszewski.
Próbowano wyrugować też Annę Walentynowicz. Gdy w 2006 r. otrzymała od prezydenta Kaczyńskiego order Orła Białego, spotkała się z ostracyzmem, np. odrzucono pomysł przyznania jej honorowego obywatelstwa stolicy. Poszukano też zastępczego bohatera.
– Gdy w 2009 r. Donald Tusk mówił o kobietach, które odegrały ważną rolę w najnowszej historii Polski, pominął słynną suwnicową, dostrzegł natomiast Henrykę Krzywonos – zwraca uwagę dr Cenckiewicz. To tramwajarka stała się zastępczą ikoną. Gdy zaatakowała Jarosława Kaczyńskiego, została człowiekiem roku tygodnika „Wprost”, a TVN zrobiła z niej… „suwnicową tramwajarkę”.
Przeprośmy bolszewików
To, że znów tłumaczymy się ze śmierci bolszewików, nie było wynikiem rosyjskiej polityki historycznej, bardziej braku naszej, uważa dr Fedyszak-Radziejowska. – Pozwoliliśmy sobie narzucić symetrię, której nie ma. Bo nie ma jej między mordem katyńskim, a śmiercią jeńców z chorób zakaźnych – mówi. – W tym samym czasie, gdy w obozach jenieckich zmarło 16-18 tys. bolszewików, w Rosji zmarło, z tego samego powodu, ok. 240 tys. żołnierzy bolszewickich.
Dobry przykład, jak pozwoliliśmy sobie narzucić rosyjską wizje dziejów, dotyczy początku XVII w. To ona, jak zaznacza historyk prof. Jan Dzięgielewski, obowiązuje w patrzeniu na stosunki polsko-rosyjskie z tamtego czasu: Polska była agresorem, atakując Rosję w 1609 r., wygrywając bitwę pod Kłuszynem, czego efektem było wkroczenie Polaków do Moskwy.
– Rzeczpospolita była w stanie wojny z Rosja, a po zawarciu w 1609 r. sojuszu szwedzko-rosyjskiego w 1609 r. wymierzonego w nią, co było ewidentnym złamanie rozejmu, nie miała na co czekać – mówi prof. Dzięgielewski. – To była wojna o odzyskanie Smoleńszczyzny, zabranej przez Rosję, a nie o tron moskiewski. Do Moskwy zaprosili Polaków bojarzy.
- Niestety, polscy historycy nie wyjaśniają tych okoliczności –
podkreśla prof. Dziegielewski. – Obowiązuje spojrzenie rosyjskie, utrwalające obraz Polaków jako agresorów: polskie pany chciały opanować świętą Ruś. Ten obraz został mocno utrwalony w sztuce, nauce i mediach.
Co gorsza, jak dowodzi prof. Dzięgielewski, ten stereotyp obowiązuje w naszych podręcznikach uniwersyteckich. Na tamte wydarzenia patrzy się oczami Rosjan, którzy od kilku lat świętują rocznicę wypędzenia Polaków z Moskwy w 1612 r. Polak jest archetypem najeźdźcy, usiłującego narzucić rosyjskiemu ludowi obce wzorce. Służy to walce o pamięć: najechaliśmy was w 1939 r.? Wy też, w XVII w., byliście agresorami.
Według historyka prof. Wiesława J. Wysockiego, polska polityka historyczna została skutecznie wciśnięta w ramy pseudopoprawności politycznej. „Pseudo”, bo ta poprawność często stanowi tylko karykaturę polityki historycznej. Obecna ekipa rządząca ma w tym względzie spory dorobek – zwraca uwagę profesor. Odsłonięcie pseudopoprawnego politycznie pomnika w Ossowie, gdzie w ubiegłym roku uczczono bolszewików, którzy zginęli w 1920 r. , jest na to przykładem.
– 15 sierpnia jest Dniem Wojska Polskiego, święta maryjnego, bitwy warszawskiej i tzw. cudu nad Wisłą. Tymczasem w przededniu tej rocznicy odsłonięto tam pomnik najeźdźców, który stanie się w przyszłości centralną częścią monumentu, który kiedyś tam się pojawi – oburza się profesor Wysocki. – To zaprzeczenie i tradycji, i prawdy historycznej. To przecież miejsce naszej chwały, tymczasem pojawia się tam pomnik, pokazujący, że najeźdźca jest ofiarą. I to my mamy teraz przepraszać za to, że wygraliśmy pod Warszawą, a bolszewicy przegrali i nie mogli pójść dalej, na Europę.
W tekście wykorzystano m.in. wypowiedzi z konferencji „Wokół polityki historycznej i poprawności politycznej” zorganizowanej przez Towarzystwo im. Stanisława ze Skarbimierza.
Wojciech Dudkiewicz
chodź z nami!facebook.com/TygodnikSolidarnosc
Inne tematy w dziale Polityka