Pisaliśmy już kilkakrotnie o handlu ludźmi na świecie. Wymieniliśmy USA jako miejsce docelowe. Ale błędem jest twierdzić, że przedmiotem handlu żywym towarem są tylko cudzoziemcy. Otóż Amerykanie tak samo padają ofiarą tego procederu. Chodzi głównie o nieletnich i małoletnich, a znakomita większość z nich jest uwikłana w tzw. przemyśle seksualnym.
Kim są te amerykańskie dzieci? Część z nich to uciekinierzy z patologicznych domów, a część została wyrzucona na ulicę przez rodziców. Ponadto, według Louise Shelly, w kategorii ofiar znajdujemy też dzieci samotnych matek, rozwiedzionych bądź wychowujących potomstwo nieślubne. Po prostu są to dzieci zaniedbane, zwykle dlatego, że matki pracują na kilka etatów, aby utrzymać dom. Jednak w tej grupie znajduje się też pewna liczba dzieci, które pochodzą z tzw. normalnych domów. Te zwykle wywabiane są stamtąd przez rozmaitych szarlatanów. Coraz większą rolę odgrywa tutaj internet. Możliwość szybkiego porozumienia się oraz przerzucenia towaru na odległy od domu rynek są czynnikami kluczowymi.
W 2005 r. Departament Sprawiedliwości szacował liczbę niewolników seksualnych w USA na 150 000 osób. Cztery lata później według statystyk opublikowanych przez University of Pennsylvania, zamieszanych w seks komercyjny było 300 000 młodzieży. Tutaj naturalnie trzeba być ostrożnym, bowiem statystycy zastosowali bardzo elastyczną kategorię – „młodzież na skraju ryzyka” (at risk). Jakby nie było, jest to jednak zjawisko alarmujące.
Nota bene, społeczeństwo prawie zupełnie nie zdaje sobie sprawy z tego problemu, przeciętny Amerykanin – o ile w ogóle słyszał o nim – myśli, że handel ludźmi dotyczy zagranicy. Może właśnie dlatego liberalne zwykle centra badawcze stosują tak elastyczne kategorie i tak alarmistyczny ton. Podsycają one retorykę polityczną władz USA tak, że czasami nie jest jasne czy rzeczywiście chodzi o dobro dzieci czy tylko o wymówkę, aby zwiększyć władzę państwa nad obywatelami. Wielu patrzy podejrzliwie na traktowanie tej tragedii przez pryzmat propagandy feministycznej (to prawda, że większość ofiar to dziewczynki, ale to nie znaczy jeszcze, że powodem tego zjawiska jest rzekomy „patriarchat”, brak powszechnego dostępu do aborcji i zakaz ślubów homoseksualnych) stąd z pewnym sceptycyzmem odnosi się do takich deklaracji sekretarza stanu Hillary Clinton: „Nowoczesne niewolnictwo – czy to przymusowa praca, czy niewolnicza służba, albo niewolnictwo seksualne – jest przestępstwem i nie może być tolerowane w żadnej kulturze, społeczności czy kraju... Stanowi ono obrazę naszych wartości i naszego przywiązania do praw człowieka”.
Jakie są bowiem nasze wartości? Aborcja i śluby homoseksualne oraz inne postulaty radykalnych feministek? Największy kombinat aborcyjny w USA, The Planned Parenthood (Planowane Macierzyństwo), subsydiowany przez podatnika, jest zamieszany wraz z sutenerami w organizowanie aborcji dla małoletnich prostytutek. To też lewacy uznają za „prawo człowieka”. Czy też naszymi wartościami jest godność człowieka, która wynika z chrześcijańskiego pojmowania świata? Na pewno to drugie. I dlatego – mimo iż często problem handlu ludźmi jest wykorzystywany propagandowo przez radykałów – nie powinniśmy go ignorować
Co robić? W USA policja czasami nie bardzo wie, jak sobie radzić z nieletnimi niewolnikami. Odpowiednie prawa (tzw. Trafficking of Victims Protection Act) z 2000 r. oraz cała paleta ustaw poszczególnych stanów podkreślają, że dzieci wyzyskiwane seksualnie są ofiarami. Ale tylko w 2006 r. władze aresztowały 1600 małolatów uprawiających prostytucję, z czego około 15 proc. nie miało jeszcze 14 lat. Policjanci traktują ich jako przestępców, a nie ofiary.
Ponadto prawa stanowe (uchwalone osobno we wszystkich, z wyjątkiem pięciu, stanach) są niespójne. Nie definiują odpowiednio zjawiska handlu ludźmi. Do dziś nie skazano jeszcze nikogo na podstawie praw stanowych za uprawianie tego procederu. Po prostu małoletnie ofiary, które traktuje się jako przestępców, z zasady nie chcą zeznawać przeciwko handlarzom i sutenerom. Dlaczego? To proste – syndrom sztokholmski. Ofiary identyfikują się ze sprawcami i zaczynają ich traktować jako swoich opiekunów i dobroczyńców. Zwykle wiąże się to z kontrolą fizyczną i psychologiczną nad żywym towarem. Często mamy do czynienia z karmieniem niewolników narkotykami. I z ponurym cyklem: chcesz prochy, to uprawiaj seks, przynieś pieniądze, to dostaniesz narkotyki abyś mógł uprawiać seks. I tak ad nauseam.
To jest właśnie jeszcze jedna twarz liberalnej kultury śmierci, którą potępiał Jan Paweł II. I nikt nie jest bezpieczny, dopóki jej nie zlikwidujemy albo zupełnie nie zmarginalizujemy – zarówno w USA, jak i w Polsce.
Marek Jan Chodakiewicz
Zapraszamy! facebook.com/TygodnikSolidarnosc
Inne tematy w dziale Polityka