Sejm nie zajmie się już w tej kadencji poprawą ustawy o przedszkolach. Premier zaapelował do samorządowców, żeby nie wykorzystywały przepisów do reperowania swoich budżetów, ale wciąż w wielu miastach stawki za przedszkole są bardzo wysokie.
Wszystko zaczęło się od ubiegłorocznej nowelizacji ustawy o systemie oświaty. Przedszkole zdefiniowano jako placówkę, która zapewnia dziecku bezpłatne nauczanie, wychowanie i opiekę przez pięć godzin dziennie. Wprowadzono też zapis, że wysokość opłat za świadczenia udzielane przez przedszkola publiczne w czasie przekraczającym owe pięć godzin oraz za wyżywienie będą ustalały rady gmin w swoich uchwałach.
Państwowe droższe od prywatnych
Ustawa miała rozwiązać problemy wynikające z różnej interpretacji przepisów dotyczących zakresu świadczeń udzielanych przez przedszkola, za które mogą być pobierane opłaty od rodziców. Gminy różnie interpretowały dotychczasowe przepisy. W efekcie do sądów trafiło dużo wniosków rodziców w sprawie uchwał gmin o opłatach za przedszkola. Sądy uchylały te uchwały.
Za
przyjęciem ubiegłorocznej nowelizacji głosowały wszystkie partie polityczne. Nowelizacja zobligowała organy samorządowe do uchwalenia wysokości stawek za dodatkowe godziny pobytu dziecka w przedszkolu. Okazało się, że w wielu miastach owe uchwały sprawiły, że opłaty za przedszkola są o wiele wyższe.
W wielu gminach ustalono wysokość opłat nawet na 3,50 zł na godzinę (w Krakowie, a także za niektóre godziny w Warszawie – tu wprowadzono bardziej skomplikowany system). To oznacza, że za pobyt dziecka w przedszkolu i wyżywienie rodzice musieli płacić nawet ponad 500 zł. Do tego płacą za dodatkowe zajęcia. W Poznaniu za obowiązkową rytmikę trzeba zapłacić 20 zł miesięcznie, w Łodzi za gimnastykę korekcyjną 15 zł, angielski to koszt w granicach 10–30 zł za lekcję, logopeda od 7 do 30 zł, basen od 50 do 70 zł za miesiąc, zajęcia taneczne 20–30 zł. W niektórych wypadkach rodzice na przedszkole muszą wydać nawet ponad 600 zł. Jeśli chodzi do niego dwoje dzieci, rodzice płacą ponad 1000 zł. To niemal połowa średniej płacy netto w Polsce.
Pełny pakiet w publicznym przedszkolu może okazać się droższy niż przedszkole prywatne. Niektórzy rodzice zresztą od razu wybierają prywatne przedszkola. Jedna z internautek napisała na forum: „Różnica w cenie nie jest zbyt duża, a atmosfera w prywatnym przedszkolu jest dużo lepsza”.
Nie zdążą naprawić ustawy
Sprawa przedszkoli wypłynęła w niewygodnym dla polityków czasie, tuż przed wyborami. Premier skrytykował samorządy za wysokie stawki. Ale stwierdził przy tym: „Żaden zapis tej ustawy nie nakazuje samorządom podejmowania uchwał, których skutkiem jest zwiększenie opłaty za przedszkola. Dzisiaj analizowaliśmy dosłownie każdą literę tej ustawy i nie znajdujemy nic, co pchać miałoby samorządy do takich decyzji”. Oświadczenie, że nowe przepisy nie narzucają samorządom żadnych konkretnych rozwiązań, wydało też MEN.
Dalej idące działania zaproponował PiS.
– W tym roku po raz pierwszy przyrost naturalny spadł poniżej zera. Więcej Polaków umiera niż się rodzi. Trzeba zrobić wszystko, aby ten proces zatrzymać – mówił Jarosław Kaczyński. PiS złożył projekt nowelizacji ustawy. Projekt przewiduje zapewnienie bezpłatnego pobytu dziecka w przedszkolu w czasie nie krótszym niż 10 godzin dziennie – inaczej mówiąc przedszkola publiczne miałyby być bezpłatne.
„Wprowadzone przez rząd premiera Tuska zmiany umożliwiające podwyższanie opłat za przedszkola są szkodliwe dla edukacji polskiej. W krótkim czasie doprowadzą do likwidacji wielu placówek, wysłania tysięcy nauczycieli na bezrobocie, ale przede wszystkim uderzą w najmłodszych” – czytamy w uzasadnienie projektu.
– Wszyscy popełniliśmy błąd, wszyscy go naprawmy – mówił Kaczyński.
Pomysł bezpłatnych przedszkoli popiera także Solidarność.
– To nieporozumienie, że rodzice płacą za przedszkola. Przecież to w tych placówkach powinien rozpoczynać się proces wyrównywania szans edukacyjnych dzieci – powiedział Ryszard Proksa, przewodniczący SKOiW „S”.
Premierowi nie spodobał się jednak ten pomysł. Jego zdaniem uchwalenie tej nowelizacji, to „lekko licząc, od zaraz, blisko 2 mld zł więcej wydatków”. Jak zaznaczył, zmiana, jaką proponuje szef PiS „zrzuciłaby na samorząd konieczność wydania w skali kraju tych pieniędzy, chyba że założylibyśmy, że znajdziemy te pieniądze w budżecie państwa”. Premier wykluczył jednak tę możliwość. – W dzisiejszych realiach nie mamy tych miliardów do natychmiastowego wydania – powiedział.
I to właśnie brak wskazania w projekcie ustawy jej skutków finansowych dla budżetu był powodem, dla którego podczas ubiegłotygodniowego, ostatniego przed wyborami, posiedzenia sejmu nie zajęto się nim. Po krótkim posiedzeniu Konwentu Seniorów marszałek Grzegorz Schetyna poinformował, że projekt zmian w ustawie o systemie oświaty, które zaproponował klub PiS, nie może być rozpatrzony.
Premier karci radnych
Nagłośnienie sprawy przyniosło jednak pewne efekty. Po tym, jak Donald Tusk skrytykował radnych Warszawy, prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz zapowiedziała: „Stawka będzie przybliżona do średniej innych dużych miast”. I radni obniżyli stawkę za godzinę pobytu dziecka w przedszkolu na 2,60 zł. Także radni Krakowa obniżyli stawkę z 3,50 na 2,50 zł. Niektórzy samorządowcy poszli w ich ślady. Stawkę za przedszkole obniżyli m.in. radni Biskupca. Tam z powodu wysokich cen kilkunastu rodziców prowadziło od 2 września strajk okupacyjny.
Ale nie wszędzie opłaty obniżono. M.in. radni we Wrocławiu, Koszalinie i Swarzędzu, gdzie na pierwszą płatną godzinę trzeba wydać aż 6,50 zł, nie zamierzają zmieniać stawek. Media piszą natomiast, że nikogo nie dziwi, że samorządy, które pieniędzy nie mają, zechcą skorzystać z nadarzającej się okazji. Tym bardziej że rząd nie od dziś obarcza samorządy zadaniami, nie dając na nie wystarczających środków. „Państwo przerzuciło ogromny ciężar odpowiedzialności na samorządy” – mówiła niedawno Elżbieta Witek (PiS). Samorządowcy, a także nauczyciele i związkowcy zgadzają się, że finansowanie przedszkoli powinien wziąć na siebie rząd. „Dziennik. Gazeta Prawna” zaś donosi: „Wysokie opłaty w przedszkolach to nie wina gmin. To kolejne rządy zmuszają samorządowców do spełniania wyśrubowanych warunków prowadzenia placówek bez zapewnienia finansowania. A konsekwencje ponoszą rodzice”. „ągle tylko słyszymy od miasta o pieniądzach i programach, które miałyby dzieciom z biedniejszych rodzin pomagać już na starcie w wyrównaniu szans. Mnie nie stać na prywatne przedszkole, a teraz i na państwowe. Co mam zrobić ze swoim synkiem, gdy idę do pracy, by zarobić na chleb?” – pyta na łamach „Faktu” rozgoryczona Agata Micuła z Siedlec.
Poczekamy na zmiany
Rzecznik prasowa UOKiK Małgorzata Cieloch poinformowała, że urząd bada sygnały w sprawie opłat za przedszkola publiczne, które doń napływają. „Jeśli będą podstawy, rozpoczniemy postępowanie wyjaśniające” – powiedziała.
UOKiK sugeruje też, że rodzice powinni przede wszystkim skorzystać z możliwości zaskarżenia do sądu administracyjnego uchwały rady gminy wprowadzającej bezprawne ich zdaniem opłaty. Niestety, wiele umów stanowi załącznik do zarządzenia wójta, burmistrza czy prezydenta. A zarządzenie nie jest aktem prawa miejscowego i nie podlega kontroli wojewody czy wojewódzkich sądów administracyjnych.
Rozwiązać problem mogłaby więc nowelizacja ustawy. Ale tą będzie mógł się zająć dopiero nowy sejm. Do tego czasu będą obowiązywały stawki uchwalone przez rady gmin.
Inne tematy w dziale Gospodarka