– Sprawy Polski idą w tak złym kierunku, rządy Platformy są tak nieporadne w wielu dziedzinach – i polityki wewnętrznej, i zagranicznej, i gospodarczej – że nawet ludzie, którzy trzymają się z dala od polityki, powinni w tym momencie się zaangażować – ocenia prof. Wojciech Polak, kandydat do senatu w rozmowie z Krzysztofem Świątkiem.
– Po co historykowi z dorobkiem przygoda z polityką?
– Polakom próbuje się narzucić wizję, w której polityka jest czymś złym, brudnym. Natomiast wedle klasycznej definicji Arystotelesa polityka to roztropna troska o dobro wspólne. I w tym rozumieniu zajmować się nią powinien każdy – tak samo naukowiec, jak robotnik. Niektórzy są predestynowani do większej aktywności. Ja właściwie całe życie miałem inklinacje do polityki. Czy to wtedy, gdy działałem w NZS, czy w podziemnej „S”, czy na początku lat 90., gdy byłem członkiem założycielem Porozumienia Centrum. Angażowanie się w politykę nie jest dla mnie niczym nowym.
– Kandyduje Pan do senatu w Toruniu z listy PiS, z poparciem „S”. Co stanowiło impuls do takiej decyzji?
– Potrzeba chwili. Sprawy Polski idą w tak złym kierunku, rządy Platformy są tak nieporadne w wielu dziedzinach – i polityki wewnętrznej, i zagranicznej, i gospodarczej – że nawet ludzie, którzy trzymają się z dala od polityki, powinni w tym momencie się zaangażować. By przewrócić tę kartę i odsunąć Platformę od władzy. Bo za cztery lata na wiele zmian może być już za późno.
– Niekorzystna dla Polski umowa gazowa z Rosją, plany sprzedaży Rosjanom Lotosu, znamienne milczenie Donalda Tuska w sprawie Nord Streamu. Czy w polityce zagranicznej doszło do zmiany optyki na promoskiewską?
– Niestety, można odnieść takie wrażenie. Nie tylko promoskiewską, ale i bardziej proniemiecką. Obecny rząd wychodzi najwyraźniej z założenia, że daleko posunięty serwilizm wobec obu naszych potężnych sąsiadów jest dla Polski korzystny. Tymczasem Polska musi bronić swoich interesów. Weźmy sprawę zakopania rury Gazociągu Północnego poniżej dna morza w sposób umożliwiający perspektywiczne rozbudowanie portu w Świnoujściu. Jeżeli kanclerz Angela Merkel oświadcza, że jak trzeba będzie to zakopią, po czym tego nie robią i zagazowują rurociąg, to wiadomo, że co najwyżej powie nam później: zakopcie sobie sami za własne pieniądze. Polska po takim oświadczeniu nie robi nic, a premier Tusk spotyka się z panią Merkel i wraz z prezydentem Komorowskim biesiaduje z nią na Helu. W tej sytuacji trzeba uderzyć pięścią w stół! Jesteśmy w UE i możemy sprawę nagłośnić, skierować do trybunału w Hadze. Takich działań rząd nie podejmuje i tego zupełnie nie rozumiem.
– Jak ocenia Pan sytuację geopolityczną Polski? Szef MSZ Radosław Sikorski uważa, że Polska jest tak bezpieczna jak nigdy w historii.
– Minister wykazuje się nadmiernym optymizmem. Sytuacja geopolityczna Polski jest bardzo skomplikowana. Sama sprawa rurociągu i mariażu niemiecko-rosyjskiego komplikuje nam sytuację. Przez kilka lat cieszyliśmy się, że przynależność do NATO daje nam gwarancje bezpieczeństwa. Teraz okazuje się, że te gwarancje nie są tak mocne i nie mamy do końca pewności, czy w razie incydentów zbrojnych NATO poprze nas w sposób jednoznaczny, szybki i skuteczny. To zaczyna być wątpliwe. Z drugiej strony Rosja się zbroi, rozmieszcza rakiety w okręgu kaliningradzkim. Tarczy antyrakietowej w Polsce nie zbudowano, a patrioty, które nam przekazano, przedstawiają niewielką wartość. Zaś dwa sąsiadujące z Polską mocarstwa dają nam do zrozumienia, że gra nie jest je
szcze skończona. Rurociąg pod dnem Bałtyku zbudowano po to, by Polskę szantażować. W tym celu Niemcy wydali kilka miliardów dolarów dodatkowo na ten projekt.
– Dziś okazuje się, że jesteśmy członkiem NATO drugiej kategorii. Słyszymy o gwarancjach, jakie od Amerykanów mieli dostać Rosjanie, że na terytorium Polski nie będzie elementów militarnych sojuszu.
– I faktycznie nie ma żadnych porządnych amerykańskich baz wojskowych, więc w razie jakiegoś uderzenia rosyjskiego może się powtórzyć sytuacja z ’39 roku – będziemy czekać na pomoc Zachodu i jej się nie doczekamy.
– Co chciałby Pan zmienić w polskim systemie prawnym jako senator?
– Całe polskie prawo wymaga przepracowania. Właściwie to przejęliśmy prawo komunistyczne i tylko trochę je pozmienialiśmy w sposób dość chaotyczny. Kolejne parlamenty prowadziły radosną twórczość. W rezultacie mamy okrutny chaos prawny. W prawie gospodarczym pozakładano miny. Niezależnie od tego, jaką decyzję podejmie przedsiębiorca, to urzędnik może uznać, że łamie prawo. Przedsiębiorcy trudno nieraz podjąć decyzję, która byłaby w 100 proc. zgodna z przepisami, bo ich mnogość powoduje, że są wzajemnie sprzeczne. Urzędnik może właściciela firmy zniszczyć, zgnoić kiedy chce. Jeżeli nie tym paragrafem, to przeciwnym. Tu potrzeba chyba opcji zerowej i napisania ustawy (lub szeregu ustaw) – Prawo gospodarcze – od początku, bo z tego bagna już nie wyjdziemy. Ponadto trzeba wprowadzić ustawowe uregulowania dotyczące niezależności sądów. To, co dzieje się ostatnio z sądami – te sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem wyroki – budzi przerażenie. Należy kontynuować działania rozpoczęte przez ministra Ziobrę, czyli otwierać adwokaturę. Adwokatów powinno być w Polsce kilkanaście razy więcej niż obecnie. Oni powinni ze sobą konkurować. Wtedy stawki spadną i z usług adwokata będzie mógł skorzystać przeciętny obywatel. Poza tym, szerokie otwarcie adwokatury czyniłoby atrakcyjnym zawód sędziego. Adwokaci już by tyle nie zarabiali, w związku z tym ci z dużym doświadczeniem, np. po 20 latach, mogliby zostać sędziami i mieliby wyższe zarobki. Nie byłoby tak jak dziś, że sędzią zostaje 25-latek, którego doświadczenie prawne i życiowe jest żadne, co skutkuje bulwersującymi wyrokami. Sędzią powinien być człowiek np. z 20-letnią praktyką adwokacką.
– Jest Pan nauczycielem akademickim. W październiku zaczyna obowiązywać ustawa o szkolnictwie wyższym, która ogranicza pracownikom naukowym możliwość zatrudnienia na kilku etatach.
– Oczywiście, najlepiej byłoby, gdyby naukowiec pracował na jednym etacie. Ale nie przy takich wynagrodzeniach w nauce! Dlatego ograniczanie możliwości zatrudnienia bez podnoszenia zarobków jest nie do przyjęcia. Dziś profesor zarabia często niewiele więcej niż wykwalifikowany robotnik. Sprzeciw budzi także uniemożliwienie większości studentów kształcenia na dwóch kierunkach. Rynek zatrudnienia się zawęża, bezrobocie wśród młodych jest największe i jeszcze wprowadza się rozwiązania, które zmniejszają szanse absolwentów na rynku pracy. Na Zachodzie występuje tendencja, by studenci kończyli podwójne studia, kierunki łączone. W Polsce robi się na odwrót. Do tego dochodzi faktyczna likwidacja stypendiów naukowych. Horrendalne są uregulowania dotyczące stopni i tytułów naukowych. Przedstawicielom nauk humanistycznych maksymalnie utrudniono możliwość ich zdobywania. Wymogi punktowe określono w taki sposób, że na ich wypełnienie może życia nie starczyć.
– W wyborach sześć lat temu ścierały się dwie wizje: Polski solidarnej i liberalnej. Czy ten opis rzeczywistości ma znaczenie w październiku 2011 roku?
– Ten opis jest w ogóle niezwykle uproszczony. Trudno PO nazwać partią liberalną, bo co to za liberałowie, którzy podwyższają podatki i nie potrafią uregulować prawa gospodarczego. Z kolei PiS jest partią prawicową o dużej wrażliwości społecznej. To ugrupowanie zakłada, że prywatna przedsiębiorczość stanowi podstawę gospodarki państwa, ale z drugiej strony trzeba dbać o interesy robotników, pracowników najemnych i właścicieli małych firm. W rezultacie to PiS jest bardziej przyjazny dla przedsiębiorców.
– Czy jako historyk nie uważa Pan, że rewolucja solidarnościowa, której zwieńczenie nastąpiło w ’89 roku, pożarła swoje dzieci? Bo przecież nie one stały się beneficjentami przemian.
– Można to w ten sposób ująć. Solidarność poniosła największe ofiary. Związek doprowadził do przemian w Polsce w ’89 roku, ale zapłacił za to ogromną cenę. Działacze „S”, którzy się w tamtych latach poświęcali, dziś żyją w ubóstwie. Wiele idei Solidarności też zostało zatraconych. Trzeba dążyć do ich wskrzeszania. Ludzie, którzy poświęcali swoje życie i zdrowie powinni być dziś honorowani w odpowiedni sposób. Konieczne jest przyjęcie ustawy o kombatantach „S”.
– Niektórzy, także w „S”, mówią tak: przy „okrągłym stole” zagwarantowano Jaruzelskiemu, Kiszczakowi i innym aparatczykom nietykalność. Dlatego ukręcono łeb lustracji i farsą okazują się kolejne procesy w sprawie masakry w Grudniu ’70 czy w kopalni Wujek. Podziela Pan to przypuszczenie?
– Choć żadnego takiego porozumienia na piśmie nie zawarto, to duch umowy był właśnie taki. I większość rządów po ’89 r. się tego trzymała. W praktyce np. Kiszczaka traktowano jak nietykalnego, bo był jednym z sygnatariuszy umowy „okrągłego stołu”. W tym duchu orzekały także sądy.
– Wspomniał Pan, że za cztery lata na wiele zmian może być za późno. Co mogą dla Polski oznaczać dalsze rządy PO?
– Katastrofę w dziedzinie polityki zagranicznej. Może się okazać, że pola gazu łupkowego przejmą Rosjanie, podobnie Lotos, że staniemy się krajem wasalnym pod względem gospodarczym. Poza tym, od katastrofy smoleńskiej zachodzi proces aksamitnej totalitaryzacji systemu – jedna partia rządząca, jej ludzie na wszystkich stanowiskach publicznych i prawie we wszystkich głównych mediach. Z tym wiąże się także określona wizja społeczeństwa. Tej partii nie zależy na wychowaniu młodych Polaków, którzy znaliby świetnie swoją historię, skoro jej systematyczna nauka tak naprawdę kończy się w I klasie liceum. W ogóle nauka w szkołach staje się coraz bardziej uproszczona, coraz mniejszy nacisk kładzie się na wychowanie młodzieży, planuje się likwidację placówek, zwolnienia nauczycieli. Te szkodliwe tendencje mogą owocować wychowaniem pokolenia obojętnego na wartości narodowe. Totalitaryzacja systemu polega także na mieszaniu ludziom w głowach – zamydlaniu tego, co jest prawdą, a co fałszem. Pokazuje się, że styl myślenia poprawnego politycznie, płynący z UE jest właściwy, a nasza tradycja narodowa to coś gorszego. Lansowanie takich poglądów spowoduje, że społeczeństwo ulegnie przemianom, które później będzie niezwykle ciężko odwrócić.
Lubię to! facebook.com/TygodnikSolidarnosc
Inne tematy w dziale Polityka