- Asertywność, którą wielu przedstawicieli władzy wykazało się wobec rodzin, szczególnie kilku wdów, była przesadna. Szkoda, że podobnej asertywności zabrakło im w relacjach z Rosjanami - mówi Grzegorz Januszko, ojciec śp. Natalii Januszko, stewardessy, najmłodszej ofiary katastrofy smoleńskiej w rozmowie z Krzysztofem Świątkiem
- Rozmawiamy półtora roku po katastrofie smoleńskiej. Mówi się, że czas leczy rany...
- Nie jestem w stanie rozmawiać o osobistej tragedii, którą przeżyłem. To dla mnie wciąż zbyt bolesne.
- Nie ma Pan wrażenia, że żyjemy w medialnym matrixie. Wydarzyła się tragedia bez precedensu w powojennej historii Polski, a niektórzy politycy chcą, by Polacy o tym zapomnieli, jakby nic się nie stało. Nawet rodzinom ofiar zarzuca się prowadzenie jakiejś gry.
- Czasami ludzie pytają nas czy czegoś się boimy. Ja odpowiadam, że nie, bo to, co najgorsze już się stało. Nic gorszego na pewno nie może się zdarzyć. Naszych bliskich nic do życia nie przywróci, ale chcielibyśmy wiedzieć jak i dlaczego doszło do tej tragedii. A bagatelizowanie sprawy - był wypadek, trzeba dalej żyć - jest dla nas szczególnie przykre.
- Jak przyjął Pan słowa byłego prezydenta Litwy Landsbergisa skierowane do córki śp. Janusza Kochanowskiego: "Niech pani uważa na dziwny wypadek samochodowy".
- Rosjan stać na wszystko. Co do tego nie mam żadnej wątpliwości. Ale myślę, że polskie władze są tego świadome i będą odpowiednio dbały o bezpieczeństwo osób, które swoją aktywnością mogą narazić się Rosjanom.
- Kilka dni po katastrofie pełniący wówczas obowiązku prezydenta Bronisław Komorowski mówił: „najgorsze już za nami”. Pobrzmiewała w tym intencja: zakończmy żałobę, idźmy dalej. Czy Polska, nie wyjaśniając tak fundamentalnej sprawy, może nadal uważać się za suwerenny kraj?
- Na pewno nie mogę tego wydarzenia analizować w taki sposób jak ci, którzy twierdzą, że dobre stosunki z Rosją są warte każdej ofiary. Ja, z oczywistych powodów, mam do tej sprawy stosunek ogromnie osobisty. Nasz ból wcale nie jest mniejszy. Choć trzeba dostrzec, że katastrofa w Smoleńsku miała także konsekwencje polityczne. Przerwane zostały kadencje osób pełniących najważniejsze stanowiska w państwie. Doszło do skoku na stanowiska. Nie mianowano przecież najbliższych współpracowników prezesa NBP, szefa IPN czy Rzecznika Praw Obywatelskich. Zmieniono władzę w tych instytucjach i zmieniono kierunek. To się dokonało.
- Jak ocenia Pan przebieg śledztwa? Czy widział Pan potrzebę powołania komisji międzynarodowej?
- Byłem przekonany, że powołanie takiej komisji jest standardem. Istnieją przecież precedensy w historii i prawie międzynarodowym. Chociażby katastrofa, w której zginął prezydent Mozambiku w 1986 roku. Wtedy komisja międzynarodowa została powołana w kilka dni po tragedii. W tym przypadku katastrofa wydarzyła się na terenie kraju, z którym łączą nas napięte stosunki. Premier publicznie mówił, że nie zastosowaliśmy umowy dwustronnej z Rosją z '93 roku, bo wtedy Rosjanie nie przekazaliby nam żadnych materiałów. Nie potrafię tego zrozumieć. Podobnie jak nagłej wiary w cudowną metamorfozę Władimira Putina i jego otoczenia, o którym trudno powiedzieć, że zapisało piękną kartę jeśli chodzi o budowanie demokracji w Rosji. Wystarczy wspomnieć morderstwa Politkowskiej czy Litwinienki. Po katastrofie smoleńskiej mamy zaś do premiera Putina pełne zaufanie i przekonujemy opinię publiczną o harmonijnej współpracy. Przez wiele lat słyszeliśmy i czytaliśmy, że Rosja nie jest w pełni demokratycznym państwem na wzór zachodni. A tu nagle żywimy do obecnych władz 100-procentowe zaufanie. Jest pytanie na ile katastrofa była nieszczęśliwym zbiegiem różnych okoliczności, a na ile Rosjanie nieświadomie albo jeszcze gorzej świadomie, w tym "pomogli". W przypadku śmierci prezydenta kraju i tylu wysokich przedstawicieli państwa trzeba brać pod uwagę każdą ewentualność.
- Półtora roku od tragedii jesteśmy bliżej jej wyjaśnienia?
- Jeśli chodzi o dowody materialne to nie ma wątpliwości, że wrak niszczeje, a ślady na miejscu zostały zatarte. Ludzka pamięć jest zawodna i im dalej od tragedii, tym gorzej o wiarygodne zeznania świadków. Porównanie ze śledztwem w sprawie zamachu w Lockerbie prowadzi do przygnębiających wniosków. Tam samolot rekonstruowano na szkielecie w specjalnej hali. Przeczesano kilka kilometrów kwadratowych terenu. W końcu znaleziono maleńki element wielkości
paznokcia, który przyczynił się do potwierdzenia tezy o zamachu. Ale sposób prowadzenia śledztwa jest z pewnością kwestią woli. Także woli politycznej.
- Do znudzenia - z ust prezydenta Komorowskiego i premiera Tuska - słyszeliśmy stwierdzenia, że "państwo polskie zdało egzamin". To uprawnione twierdzenie?
- Polskie państwo na pewno nie zdało egzaminu, bo jego 96 obywateli, z prezydentem na czele, zginęło. A po katastrofie nie zostało w rzetelny sposób przeprowadzone śledztwo. Poziom asertywności wobec Rosjan był zdecydowanie zbyt mały. Nawet w elementarnych kwestiach takich jak domaganie się zwrotu czarnych skrzynek czy przekazania nagrań z wieży kontroli lotów. Kontrolerzy byli przesłuchiwani kilkakrotnie i zmieniali zeznania. Polski rząd po katastrofie nie zdał egzaminu. Nie zabezpieczył w odpowiedni sposób terenu, nie doprowadził do jego właściwego przeszukania, nie wysłał polskich lekarzy patologów, by brali udział w sekcjach i sporządzili dokumentację w należyty sposób.
Premier w trakcie obecnej kampanii wyborczej mówił, że w pierwszej kadencji nie wszystko się udało, ale jeśli Platforma wygra to błędy zostaną naprawione. Chcę publicznie zapytać szefa rządu: jaki ma plan, by naprawić ogromne błędy popełnione po 10 kwietnia? Ten egzamin się jeszcze nie skończył. O jego wyniku będziemy mogli powiedzieć po zakończeniu całego śledztwa.
- Minister zdrowia Ewa Kopacz z mównicy sejmowej informowała, że polscy lekarze uczestniczyli we wszystkich czynnościach, a teren katastrofy został przekopany na metr.
- Wszystko to okazało się nieprawdą. Na spotkaniu z rodzinami minister Boni opowiadał nam jakie to oni mieli problemy z Rosjanami. Najpierw pogoda była nie taka, później podali inne zastrzeżenia, w końcu nastał okres wakacyjny. W efekcie ekipa polskich archeologów miała zaledwie tydzień na przeszukanie terenu katastrofy. Ale nawet w tym krótkim czasie znalazła sporo rzeczy. Podobnie jak przypadkowe wycieczki, które natrafiały nawet na ludzkie szczątki, co świadczy o niebywałym niedbalstwie tych, którzy odpowiadali za zabezpieczenie terenu. I tak - z jednej strony minister Boni i premier Tusk przekonywali nas o poważnych trudnościach w relacjach z Rosjanami, a z drugiej publicznie chwalili wspaniałą z nimi współpracę. Ja mam w takim razie pytanie: to współpracowali czy nie współpracowali? Mam wrażenie, że ta asertywność, mówiąc delikatnie, którą wielu przedstawicieli władzy się wykazało wobec rodzin, szczególnie kilku wdów, była przesadna. Szkoda, że podobnej asertywności zabrakło im w relacjach z Rosjanami.
- Uczestniczył Pan w spotkaniu z premierem, po którym wybuchła głośna sprawa pytania jakie miała zadać wdowa po Rzeczniku Praw Obywatelskich Ewa Kochanowska.
- Na pewno wersja tego pytania jaką publicznie przekazał rzecznik rządu Paweł Graś była nieprawdziwa. Wystarczyło zresztą odsłuchać nagrania z tego spotkania.
- Wracając do kwestii umiędzynarodowienia śledztwa. Czy premier bał się postawić takie żądanie Rosji?
- Ja postawiłbym tę kwestię inaczej - jeżeli cała wina faktycznie spoczywa na załodze, a polska strona odpowiada niemal w 100 proc. za złą organizację lotu - jak sugerował raport MAK-u - to dlaczego Rosjanie sami nie zaprosili międzynarodowej komisji? Dlaczego nie powiedzieli: badajcie, przesłuchujcie wszystkich świadków, tu macie czarne skrzynki. Wtedy zostaliby oczyszczeni, nie byłoby żadnych znaków zapytania. A tymczasem nie wiemy co działo się przez kilka miesięcy z czarnymi skrzynkami. Dlaczego Rosjanie nie chcieli międzynarodowego śledztwa, skoro mają całkowicie czyste sumienia? I mam na myśli niedociągnięcia organizacyjne, a nie działania zamierzone.
- Pilot Marek Miłosz, który ocalił premiera Millera, na naszych łamach mówił o śp. Arkadiuszu Protasiuku jako o profesjonaliście.
- Zrzucanie winy na załogę, na ludzi, którzy nie mogą już się bronić, jest najprostsze, a zarazem nikczemne. Nie jestem specjalistą. Ale dążono do tego, by powiedzieć, że piloci byli niedoświadczeni porównując liczbę wylatanych godzin z pilotami linii cywilnych. Na zdrowy rozum - piloci linii cywilnych korzystają z najlepszych na świecie lotnisk np. Heathrow, wyposażonych w odpowiednie radiolatarnie i systemy naprowadzające. To jak jazda po autostradzie. Tego nie można porównywać z lądowaniem na lotnisku w Czadzie, Afganistanie czy Smoleńsku. To zupełnie inny rodzaj pracy.
- Główna wina została zrzucona na 36. specpułk lotniczy.
- Powtarzano przy tym, że piloci byli młodzi, niedoświadczeni. To nie jest żaden argument. Gdyby byli starsi powiedziano by, że popadli w rutynę. Inna rzecz czy pułk był odpowiednio doposażony i dofinansowany w odniesieniu do powierzonych zadań. Jeśli państwo stać na sfinansowanie właściwej obsługi 10 lotów, to nie może od specpułku wymagać, by wykonywał 11. Można mieć wątpliwości czy liczba załóg była wystarczająca, czy nie były przeciążone zadaniami. Ich członkowie pracowali nie raz do późnych godzin, by następnego dnia rano stawić się ponownie w bazie.
- Co Pan pomyślał słysząc słowa premiera, że naciski rodzin mają podłoże finansowe. Że chodzi o wysokość odszkodowań.
- Z tego, co wiem, to żadna z osób, które zwracały się do premiera, ani słowem nie odnosiła się do kwestii finansowych. Sugestia Donalda Tuska postawiła wiele rodzin w bardzo niezręcznej sytuacji.
- Jak przyjął Pan konkluzje raportu ministra Millera?
- W jego komisji zasiadało kilka osób, które miały ewidentny konflikt interesów, poczynając od samego Jerzego Millera. Przecież szefowi resortu spraw wewnętrznych organizacyjnie podlega BOR odpowiedzialny za bezpieczeństwo prezydenta. Z tego zadania BOR się nie wywiązał. Nie sprawdził jak wygląda lotnisko, wieża kontroli lotów.
- Generał Janicki, szef BOR-u, został przez prezydenta Komorowskiego awansowany na wyższy stopień generalski. Został uhonorowany za swoją służbę.
- To zdumiewająca sytuacja, w której zamiast dymisji generał otrzymał awans. Poza ministrem Klichem, nikt nie poniósł politycznej odpowiedzialności za katastrofę. Wiele razy mówiono w ubiegłych latach o cywilnej kontroli nad wojskiem. To był jeden z warunków przyjęcia Polski do NATO. Po tej katastrofie nie słyszałem o tym ani razu. Pociągnięcie do odpowiedzialności wyłącznie oficerów średniego szczebla ze specpułku wydaje mi się mocno nie w porządku. Pytanie zasadnicze brzmi: kto w Polsce sprawował cywilną kontrolę nad armią i jak ją sprawował? Poza szefem MON-u są przecież wiceministrowie odpowiedzialni za różne działy.
- Jak własne poczynania po 10 kwietnia tłumaczył podczas spotkań z rodzinami Donald Tusk?
- Słyszeliśmy od premiera, że członkowie rządu też byli w szoku. Tym tłumaczył różne niedociągnięcia. Ale Rosjanie nie byli w szoku i działali niezwykle sprawnie. A państwo powinno być na takie kryzysowe sytuacje przygotowane, mieć tzw. contingency plan – plan zarządzania w warunkach kryzysu. Takiego planu w tym wypadku na pewno nie było.
- Czy wyczuł Pan zrozumienie dramatu rodzin?
- Wykazywano się empatią i jestem gotów wierzyć, że przedstawiciele rządu z premierem przeżyli na swój sposób tę katastrofę. Ale nie rozumiem jak premier mógł tolerować np. niestosowne żarty pana Grasia na temat nadpiłowania brzozy albo słowa pana Palikota, który powiedział, że „Jarosław Kaczyński chciałby się znaleźć obok ukochanego brata”.
- Wierzy Pan, że w najbliższej przyszłości dowiemy się jaka naprawdę była przyczyna katastrofy?
- Myślę, że pełna odpowiedź wymaga zmian nie tylko w Polsce, ale i w Rosji, na co się nie zanosi. Uderzające, że w polskiej części cmentarza katyńskiego wyryto imiona i nazwiska pomordowanych, zaś w części rosyjskiej - bo przecież Rosjanie też tam ginęli - znajduje się tylko zbiorowa mogiła. W Rosji człowiek jako jednostka nigdy nie miał specjalnej wartości. Stalin powiedział przecież, że śmierć jednej osoby to tragedia, a miliona osób to statystyka. To czymże jest śmierć 20 tys. polskich oficerów, nie mówiąc o 96 osobach z polskiego samolotu?
Lubię to! facebook.com/TygodnikSolidarnosc
Inne tematy w dziale Polityka