Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność
1167
BLOG

Policja psychicznie zablokowana

Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność Polityka Obserwuj notkę 3

W Polsce jeśli dwie wioski pobiją się sztachetami przed dyskoteką, to przyjeżdża na miejsce policja, pakuje tych, których złapie do samochodów, wiezie na komisariat, bo „potem pogadamy”. W Polsce policja wychodzi na ulice „na żer”, aby odchudzić bloczek mandatowy. W Polsce policja nagminnie bierze łapówki… - to z pewnością opinie krzywdzące większość polskich funkcjonariuszy. O ich zasadności, o różnicach między postawą stróżów prawa w Irlandii i w Polsce, o nawróceniu złodzieja beczki piwa z dublińską gardzistką Zofią Kozłowską rozmawia Jacek Rujna.

Czy Zofia Kozłowska, zanim nałożyła mundur dublińskiej Gardy, miała jakieś życie przedirlandzkie?


Jasne. Urodziłam się w Polsce, tam się przecież uczyłam, mieszkałam, studiowałam, obroniłam pracę magisterską. Do dziś jestem Polką stuprocentową. Irlandzkie fascynacje zaczęły się przypadkiem, już w 1997 roku; będąc w Wiedniu poznałam Irlandczyka. Do tego czasu cóż ja wiedziałam o Irlandii? Tyle, co przeciętny Polak: muzyka Clannad, piwo Guinness, takie rzeczy. Dopiero później, wizytując Dublin zakochałam się w…

…rudym dublińczyku?


Nie. W Trinity College! Tak mnie ujął ten widok, cały kampus, atmosfera, że postanowiłam tu studiować. W Polsce nie ma uniwerku z takim kampusem!
Zdałam w Polsce na studia, ale o tym nie zapomniałam i w rezultacie cały trzeci rok spędziłam studiując na Trinity. Później wróciłam do Polski, tam kończyłam studia i w pamiętnym roku 2004 obroniłam na Uniwersytecie Jagiellońskim pracę magisterską: „Celtycki Tygrys w biało-czerwone paski czyli porównanie przypadków Polski i Irlandii w okresie zmian”.

Ty w 2004 roku broniłaś się w Krakowie, a dziesiątki tysięcy Polaków korzystając z otwarcia irlandzkich rynków pracy szturmowało na Wyspy…

Niebawem też ruszyłam, choć jednak już moim własnym, indywidualnym, tropem. Irlandia mi przypasowała. Wyjechałam, bo chciałam spróbować czegoś innego, pomieszkać poza Polską. To powód – nazwijmy – odkrywczy. A po drugie – znając rzeczywistość urzędowo-formalną z czasów studiów, chciałam poszukać pracy w bardziej przyjaznym wobec młodego człowieka, absolwenta wyższej szkoły, środowisku. Polska nie miała wtedy wiele do zaoferowania ludziom po studiach czyli bez rzeczywistego doświadczenia zawodowego.
Nie chciałam przy tym uczestnictwa w jakiejś szachrajskiej sytuacji, że ktoś zna kogoś i mnie, dzięki znajomościom, gdzieś tam upchną. Znałam Irlandię, znałam język bardzo dobrze, bo zaczęłam się go uczyć mając cztery lata, więc…

Grę wstępną czyli konieczne pytania o genezę mamy za sobą. Przejdźmy do konkretów. Jesteś policjantką, pracujesz w Dublinie jako gardzistka!

No i…?

Mówisz tak, jakby to była oczywistość. Ile Twoich koleżanek z socjologii nosi mundur i kajdanki za paskiem? Ile zdobyło taki właśnie zawód?

Chyba żadna, ale od razu powiem, że to jeszcze – niestety – nie jest mój zawód. Jestem zaledwie w służbie wolontariackiej Gardy, choć w istocie - jeśli ogłoszą nabór na zawodowych funkcjonariuszy, to dzięki mojej dzisiejszej pracy, pracy nieopłacanej na razie, będę miała łatwiej. Mnie zawsze interesowały służby mundurowe. Może to podświadome nawiązanie do tego, że pradziadek był wojskowym przed i w czasie II wojny, że mundur to dla mnie duża atrakcja jako służba wobec społeczeństwa. Od razu powiem, że przez myśl mi nie przeszło, by aplikować do polskiej policji. Polska policja nosi ostrą broń, a mnie broń nie kręci. Poza tym polska policja najlepszej renomy nie ma…

„Zawsze i wszędzie policja jebana będzie”… Taki odbiór w społeczeństwie Ci nie pasuje?

Wiesz, te polskie wulgaryzmy i zresztą cały stosunek do policji wypływa w Polsce z grubych dziesięcioleci opresyjnego współistnienia. W Polsce policja od lat była (i jest do dzisiaj) pasem transmisyjnym i karzącą ręką władzy. Kibice krzycząc swoje „zawsze i wszędzie” werbalizują tylko stosunek polskiego społeczeństwa do policji. Żywe są wspomnienia pałujących ludzi wściekłych hord ZOMO w latach 80-tych, zresztą co tam ZOMO... W Polsce kiedy policja prowadzi dochodzenie kryminalne, to żaden z sąsiadów „nic nie widział nic nie słyszał”. W Polsce policja to kolaboracja.

A w Irlandii nie? Północnoirlandzka policja to gorzej niż wróg dla części republikańskiej.


Tego mieszać nie można – przez część, jak zauważyłeś, republikańską uznawani są nieomal jako okupanci obcego mocarstwa. W Polsce policjant za okupanta przecież uznawany być nie może, choć niekiedy zachowuje się rzeczywiście, jakby działał wśród wrogiego sobie społeczeństwa. I ludzie to wciąż wyczuwają! To się przenosi nawet do Irlandii. Niedawno na Temple Bar grupka Polaków trzaskała „druidziki”, dymili, zaczepiali ludzi. Naprawdę przeginali. Podeszliśmy do nich, prosiliśmy o wyluzowanie. Byli jednakże do tego stopnia pijani, że nie rozumieli – albo udawali – pytań w j. angielskim. Zapytałam po polsku, a jeden z nich odparł: „Co, za ile się sprzedałaś irlandzkim psom? Może rodaka zakujesz w kajdanki jeszcze…”.

-?

Co się dziwisz?! Ale nawet wtedy nie targnęła mną złość. Bo rozumiałam, że on tę nienawiść do policji przywiózł z Polski. Zresztą uczestniczyłam w kursach Gardy i wiem dzięki temu, że jednym z pierwszych, dyskwalifikujących mundurowego grzechów jest: dać się sprowokować. Nie dałam się, choć nie ukrywam, że łatwo kobiecie przyjęcie takich słów nie przychodzi. Byłam jednak w mundurze…

- I co z gościem?

Byli niepoprawni, nic do nich nie trafiało, więc zawezwaliśmy samochód, sama go zresztą skułam w kajdanki, trafił na komisariat przy Pearse Street. Ale zauważ, nawet wtedy Garda udzieliła im jedynie napomnienia, włos mu z głowy
nie spadł, zapłacił jedynie 80 euro grzywny. Za obrazę munduru…

- Miałem pytać o szkolenia, akademię policyjną i takie sprawy, ale wątek polsko-polski porywa mnie mocniej…


Proszę bardzo: działalność policyjno-apostolska. To był mój pierwszy dzień na komisariacie, zameldowałam się, a dyżurny sierżant: a…, świetnie, mamy tu Polaka w celi, ale nijak się nie można dogadać. Pytam o zarzuty i okazuje się, że z dwoma kumplami ukradli beczkę piwa na tyłach któregoś z pubów przy Pearse Street. Otworzyli w krzakach i pili. Jakoś ją przedziurawili tak umiejętnie, że nie wypsikała się cała i wypili. Całą beczkę! Wyobrażasz sobie?!

Owszem!

On w tej celi był już przetrzeźwiały, a moim zadaniem było poinformowanie go o prawach, zarzutach i tak dalej. Kiedy zaczęłam mówić po polsku: on oczy w słup! Szok zupełny. Był tak zawstydzony tą sytuacją, że Polka w irlandzkim
mundurze się do niego odzywa i informuje go o prawach, że później – po tygodniach – gdy spotkałam go na Moore Street, poznał mnie. Wiem, że to brzmi jak z kazania księdza dla dzieci, ale zaczepił mnie i powiedział: „wie pani co, tak mi było głupio wtedy, nigdy więcej nie chcę podobnego upokorzenia przeżyć, że młoda dziewczyna z Polski wchodzi do celi i mnie przepytuje…”. Zdaje się, że podźwignął się, rozstał z bezdomnymi, jakoś już podobno po
ludzku przędzie.

Jak się zostaje gardzistką w Dublinie?

Ze mną było tak: w 2009 roku, kiedy upłynął mi piąty rok pobytu w Irlandii wysłałam zestaw aplikacji. O irlandzkie obywatelstwo oraz aplikację na pozycję Garda Reserve czyli wolontariuszkę służb mundurowych. Potem Garda
sprawdzała mnie i całą moją rodzinę w Polsce, trzeba było podawać mnóstwo danych, aż wreszcie dostałam informację, że jestem przyjęta jako rekrut i czekają mnie kursy i szkolenia. Pasowało mi to. Od razu powiem, że aplikować do Gardy można nie przekroczywszy 35-go roku życia.

Jeśli Garda to inwestycja w przyszłość i nie płaci Ci żadnych pieniędzy, to z czego żyjesz?

System jest tak dobrze pomyślany, że wolontariusze nie mają tak ścisłych grafików jak służby regularne. Sam się zgłaszasz kiedy masz chęć i wtedy idziesz na patrol. Nikt nie wymaga od nikogo „masz być jutro, bo sobie
zapamiętam”. Czasem w newralgicznych momentach jak jakiś finał na Croke Park, wizyta prezydenta Obamy czy królowej Elżbiety dostajesz e-maila z pytaniem, czy w określonym czasie możesz podjąć służbę. Jest to neutralne
pytanie i nic więcej. Takie nietoksyczne podejście pozwala wolontariuszom normalnie pracować. Ja pracuję w w International Eucharistic Congress w Dublinie. Choć czekam, jako się rzekło na początku tej rozmowy, na nabór.

Każdy mundurowy w Polsce przed taką rozmową z dziennikarzem musiałby poinformować przełożonych, odsyłałby do rzecznika prasowego, unikałby jak śmierci rozmowy z podniesionym czołem. Jak to oceniasz, o czym to świadczy?

Już mówiłam: w Polsce policja zawsze była ręką państwa oddzieloną od społeczeństwa. Garda jest integralną częścią społeczeństwa, która głownie, hehehe, broni go przed samym sobą. W Polsce policja jest wyalienowana,
zagubiona w sensie służby, powinnościach wobec społeczeństwa, któremu powinna służyć. Z którego, do cholery, się wywodzi przecież! A oni boją się własnego zdania, boją się zarzutów o niejasne powiązania z mediami i ujawnienie niejawnych informacji. A co ja mam ujawnić? Że dostaję dwie pary butów z pancerną podeszwą, dwie koszule, dwie pary spodni, teleskopową pałkę i gaz pieprzowy? I czapkę i kamizelkę? Bądźmy poważni. Polska policja jest zakneblowana psychicznie od dziesięcioleci.

Czy Garda bierze łapówki?

Trudno mi sobie to wyobrazić, ale po coś przecież funkcjonuje niezależny od Gardy urząd ombudsmana. Może się zdarzyć, wątpię w to, ale nie jestemoderwana od ziemi i wiem, że może. Tyle, że w Irlandii nie ma znanego w Polsce „patentu” na policjanta, przeświadczenia, które mówi, że częściej weźmie niż nie weźmie. To nie jest tu norma obyczajowo-geograficzna. Nie bierze się pieniędzy bezpośrednio od ludzi, bo bierze się je od państwa, które redystrybuuje podatki. To bardzo ciekawe zresztą: w Polsce policjant nastawiony jest na wypisywanie mandatów. Z takim założeniem tysiące ludzi w mundurach wychodzą codziennie z polskich komisariatów. Zastanowiłeś się kiedyś dlaczego policjant poluje na mandaty, skoro nie on bierze pieniądze z tych mandatów? Po co to polowanie na ludzi?

- Tę zagadkę do rozwiązania pozostawmy Czytelnikom. Czym zajmujesz się po pracy i po służbie?

Działam. Jestem szefową Klubu Gazety polskiej w Dublinie. A jestem nią dlatego, że chcę, żeby w Dublinie było miejsce, gdzie można mówić bez cenzury, bez poczucia ostracyzmu społecznego, bez apriorycznego wykluczenia za "oszołomstwo". Chcę, byśmy mogli poznawać bieżącą historię Polski, byśmy podtrzymywali mieli pamięć i pełną świadomość historyczno-patriotyczną. Moim zdaniem człowiek bez świadomości swoich korzeni nie jest pełny, jest podatny na rozmaite wpływy. Chcę, bo uważam, że Polak w Europie nie powinien się niczego wstydzić, nie powinien mieć żadnych kompleksów. To sens mojej pracy pozazawodowej.

Dziękuję. Pwodzenia!

niezależny magazyn społeczno-polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka