Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność
565
BLOG

Zmiany bez umiaru

Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność Polityka Obserwuj notkę 2
Co zrobić, gdy nie ma co robić? Ten dylemat musiał trapić twórców założeń do planowanej nowej ustawy Prawo o miarach, które mają trafić wkrótce pod obrady rządu. Solidarność nie zostawia na „założeniach” suchej nitki.
 
Mowa przede wszystkim o tej części, która dotyczy terenowej administracji miar. Co prawda twórcy „założeń” wspominają, że „najogólniejszym celem nowej ustawy” ma być stworzenie „systemu metrologicznego odpowiadającego światowym standardom i odzwierciedlającego potencjał gospodarczy” Polski, a także lepsze wykorzystanie tego potencjału „dla zwiększenia konkurencyjności polskiej gospodarki oraz poprawy jakości życia polskich obywateli”, ale po ich lekturze widać, że prawdziwy cel jest najpewniej inny. Nowe, proponowane rozwiązania miałyby przynieść prawie 7 mln zł rocznie oszczędności. 
Pomijając sposób wyliczenia tych milionów Mirosław Wnorowski, przewodniczący MKK Solidarności Administracji Miar i Admin

istracji Probierczej, zastanawia się, czy nowe prawo przyniosłoby jakiekolwiek oszczędności, ewentualnie, komu by je przyniosło. Wszak użytkownicy przyrządów pomiarowych, serwisy, firmy, ale i zwykli ludzie poniosą większe koszty.
– Te propozycje zmarnują wieloletni dorobek polskiej metrologii – podkreśla Wnorowski. Urząd miar stoi na straży rzetelnego metra, litra i kilograma od 1919 r. Poseł na Sejm II RP Andrzej Wierzbicki, w latach 20. ub. wieku, u zarania tego rodzaju administracji mówił: „Urząd Miar stwarza wokoło obrotu gospodarczego to czyste powietrze, którego nie czujemy, bo nim ciągle oddychamy, ale gdybyśmy je stracili – odczulibyśmy, jakim jest błogosławieństwem”. Jak uważa przewodniczący, za sprawą autorów „założeń”, mielibyśmy szansę tę stratę odczuć. Dlatego nie wolno do ich przyjęcia dopuścić.
 
Miary dla każdego

Administracja miar w Polsce jest trzystopniowa: jest Główny Urząd Miar, dziewięć urzędów okręgowych i prawie 60 obwodowych z siedzibami w większych miastach. Urzędy okręgowe i obwodowe, czyli terenowa administracja miar, zajmuje się m.in. legalizacją przyrządów pomiarowych (wag, odmierzaczy paliw, zbiorników pomiarowych, wodomierzy, liczników energii, taksometrów, analizatorów spalin, manometrów do kół pojazdów itd.), wzorcowaniem i ekspertyzami przyrządów pomiarowych. Z tych usług korzysta każdy, choć nie musi tego wiedzieć, czy zwracać na to uwagę. 
Według „założeń”, terenowa służba miar uległaby wyraźnemu okrojeniu. Z 58 obwodowych urzędów zakłada się pozostawienie tylko 14 oddziałów zamiejscowych. 
– Przewidywane 7 mln zł oszczędności jest nierealne, bo zwiększą się koszty delegacji, transportu wzorców, czas na dojazdy. A redukcja zatrudnienia – ma pracować prawie 150 osób mniej – to słabszy nadzór nad użytkowaniem przyrządów pomiarowych – mówi Mirosław Wnorowski. – To nie tylko kwestia utrudnienia legalizacji przyrządów, ale także nadzoru i kontroli. A kontrolujemy m.in. stacje paliw, sklepy, zakłady produkujące towary i firmy paczkujące. 
Skórka nie jest, jego zdaniem, warta wyprawki. 
– Administracja miar to służba społeczeństwu, a nie fabryka pieniędzy. Użytkownicy przyrządów i serwisy poniosą większe koszty, urząd oddali się od nich o kilkadziesiąt kilometrów. Tyle będą musieli jechać, by zalegalizować np. wagę. Tyle będą musieli jechać urzędnicy miar, by zalegalizować urządzenia, które nie dają się przewozić – mówi przewodniczący. Klient urzędu poważnie się zastanowi, czy jechać z wagą sto kilometrów do legalizacji, tracąc pół dnia i paliwo, czy zlekceważyć legalizację, poczekać, aż przyjadą kontrolerzy i ukarają go 100 czy 200 zł mandatu.
 
To po co likwidować?!
 
„Założenia” proponują wykorzystanie instytucji partnerstwa publiczno-prywatnego dla tworzenia prywatnych laboratoriów akredytowanych na bazie likwidowanych urzędów terenowych. W tych samych „założeniach” stwierdza się, że owe urzędy posiadają odpowiednią bazę, sprzęt i wykwalifikowany personel… – Jeśli urzędy to posiadają, to po co je likwidować?! – pyta Mirosław Wnorowski.
W terenowej administracji miar pracuje około 1000 osób. Rocznie dają budżetowi 55 mln zł, przy wydatkach rzędu 80 mln zł, ale przy niezmienionym od 2004 r. cenniku za usługi. Są – jak podkreślają związkowcy z Solidarności – jedną z najtańszych w utrzymaniu gałęzi administracji publicznej w Polsce. Rozumiemy potrzebę zmian, uporządkowania zakresu kompetencji, racjonalizacji wykorzystania urządzeń i pracowników, stworzenia warunków rozwoju metrologii naukowej itp. – mówi Wnorowski. – Tego wymaga nowoczesne państwo. Jednak propozycje z „założeń” to klasyczne wylanie dziecka z kąpielą, likwidacja służby miar na rzecz prywatnych podmiotów. Może być zagrożona rzetelność pomiarów i uczciwość w obrocie.
 
Szukaj wiatru w polu

Gdy w 2010 r. Solidarność zapoznała się z „założeniami”, przygotowanymi przez specjalny zespół utworzony w Ministerstwie Gospodarki, nie pozostawiła na nich suchej nitki. 
– Doprowadziliśmy najpierw do spotkania w Głównym Urzędzie Miar, potem interweniowaliśmy, m.in. za pośrednictwem posła Krzysztofa Jurgiela, żeby założenia zostały zmienione – mówi Wnorow

ski. 
Przed rokiem Komitet Rady Ministrów przekazał „założenia” do dalszych prac w resortach gospodarki i finansów. Jesienią ub.r. związkowcy z Solidarności Administracji Miar i Administracji Probierczej zapoznali się z poprawionymi „założeniami” – i bardzo się zdziwili, bo zmiany były niewielkie. 
– Nie sądziliśmy, że po tamtych interwencjach, resort gospodarki nadal będzie forsował „założenia”, które w skutkach mogą doprowadzić do likwidacji terenowej administracji miar – mówi Zdzisław Wąsowicz, przewodniczący komisji zakładowej Solidarność przy Okręgowym Urzędzie Miar w Warszawie, z siedzibą w Białymstoku. – Sądziliśmy, że założenia będą głęboko konsultowane ze środowiskami użytkowników, producentów czy właścicielami serwisów. Niestety... 
Związkowcy próbują interweniować i nagłaśniać problem. Na odpowiedź czeka interpelacja pos. Krzysztofa Jurgiela w tej sprawie. Próbują interweniować też inni parlamentarzyści, w tym senator Włodzimierz Cimoszewicz, ZR Podlaskiego „S” wydał specjalne stanowisko. W ubiegłym tygodniu w obwodowym urzędzie w Białymstoku odbyło się spotkanie związkowców, pracowników administracji miar, przedstawicieli producentów przyrządów pomiarowych i parlamentarzystów. Jego uczestnicy byli zgodni: likwidacja terenowej administracji miar doprowadzi do istotnego zwiększenia kosztów ich działalności.
 
Lepsza nowela

Zlikwidowany ma być m.in. urząd, w którym odbywało się to spotkanie. 
– Żaden urząd w Polsce nie ma takiego zakresu sprawdzeń, jak my. Sprawdzamy ponad 80 rodzajów przyrządów, ok. 13 tys. sztuk przyrządów jest legalizowanych rocznie, wzorcujemy 2 tys. przyrządów. Mamy nowoczesną pracownię fotometrii, pracownię ciśnienia, przepływów, istnieje nowoczesna pracownia akustyki – mówi Zdzisław Wąsowicz. – Z powodzeniem moglibyśmy stać się okręgowym urzędem. Tymczasem administracja miar ma w ogóle zniknąć z Białegostoku. 
Jeśli nie propozycje z „założeń”, to co w zamian? Wnorowski ma konkretną propozycję: dla zachowania spójności systemu metrologicznego i administracji miar w Polsce lepsza byłaby np. tzw. mała nowelizacja Prawa o miarach. 
– Likwidowałaby stanowiska naczelników jako organów terenowej administracji miar i obwodowe urzędy, które stałyby się oddziałami zamiejscowymi okręgów. A tworzenie lub ewentualna likwidacja oddziałów zamiejscowych byłaby w gestii prezesa Głównego Urzędu Miar. Byłoby to rozwiązanie racjonalne i ekonomiczne, pozwalające na szybkie dostosowanie liczby oddziałów do lokalnych potrzeb – mówi przewodniczący. Jak zaznacza, w GUM też powinny być poczynione zmiany. Dziś jest to jednostka budżetowa, ma problem z pozyskiwaniem funduszy. To warto zmienić. 
Związkowcy próbowali interweniować za pośrednictwem parlamentarzystów w Ministerstwie Gospodarki. Odpowiedziano im, że założenia jeszcze niczego nie przesadzają, że szczegółowe rozwiązania byłyby do załatwienia już na etapie pisania ustawy, a potem w parlamencie. 
– To nas, oczywiście, nie przekonuje, bo wiemy, że opracowany jest plan pracy przewidujący, że do czerwca „założenia” mają być przyjęte przez rząd, a do końca roku ma zostać napisana ustawa. Nie będzie raczej czasu na konsultacje i zmiany – mówi przewodniczący Wnorowski. Działać trzeba już teraz, najwyższy na to czas.
 
Wojciech Dudkiewicz
 
 

 

niezależny magazyn społeczno-polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka