Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność
1243
BLOG

Kłopotowski: Boisko Boże

Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność Polityka Obserwuj notkę 10
Ameryka ma problem. Ulubieniec mas, najpopularniejszy sportowiec Tim Tibow, przyznaje się do dziewictwa w wieku lat 24. A nie wygląda, żeby mu czegoś brakowało. I nie ma takiej Amerykanki, która mogłaby mu się oprzeć. Nawet nie musiałby napierać. Na meczach matki wielbicielek talentu proszą na plakatach, żeby zechciał poślubić ich córki, to chociaż sobie popatrzą przy ołtarzu. Niejedna panienka i niejedna wdowa nawet bez małżeństwa poświęcić się gotowa, żeby tylko zwieść go z drogi cnoty. Odpowiada jednak, że „zachowuje siebie dla przyszłej żony”. Byk na metr dziewięćdziesiąt wzrostu nie pije także alkoholu. Nie bierze do ust nawet kieliszka wina, aby nie dawać złego przykładu niedojrzałej młodzieży. Rzecz jasna nie ma mowy o narkotykach ani papierosach. No i nie przeklina. Przyznaje się tylko do jednej słabości; lubi raz na tydzień lody, najchętniej waniliowe. Wanilia jest w Ameryce symbolem poprawności, zwłaszcza seksualnej. W tym mocno rozerotyzowanym kraju „vanilia sex” to seks dla naiwnych.
 
A najgorsze, że Tim Tibow bezwstydnie modli się publicznie. Publicznie! Takie potrzeby obywatel dobrze wychowany powinien załatwiać gdzieś na stronie. A on przeciwnie. Po każdym zwycięstwie klęka na boisku na jedno kolano, czoło opiera na pięści lewego ramienia i w skupieniu składa dzięki Bogu za pomoc. No po prostu skandal, sodoma i gomora! Nie po to od pół wieku trwa zacięta walka z symbolami religijnymi a zwłaszcza chrześcijańskimi w miejscach publicznych, żeby taki Tibow się panoszył ze swoim fanatyzmem. Demoralizował ludzi. Jego gest modlitewny obiega cały świat. Nazwisko stało się czasownikiem „to tibow”, czyli po polsku „tibołować”. Tibołują goście na przyjęciu weselnym w Las Vegas i nurkowie pod wodą, i pary na ulicy w Londynie. Im bardziej zaskakujące miejsce modlitwy prawdziwej albo udawanej, tym mocniejszy efekt wywarty na widzach. Jednak nie wiadomo, czy ludzie wyrażają tak podziw dla jego osoby, czy raczej drwią z ostentacyjnej pobożności. Lub może naśladują w tym to, co najłatwiejsze. Łatwo jest przyklękać, ale trudno wygrywać mecz za meczem dla swojej drużyny.
 
Miłośnicy Tima noszą koszulki z jego numerem „15”, ale z imieniem Jezusa. Badanie opinii publicznej wykazało, że 43,3 procent fanów dopatruje się boskiej interwencji w sukcesach na boisku. Autorzy programu satyrycznego Saturday Live Night pokazali skecz, w którym Jezus powiada Timowi, że „już wystarczy”. To żart łagodny, bo z telewizji ogólnodostępnej. A w niszowym programie kablowym widziałem drwinę tak wulgarną z pobożnego przyklęku, że nie nadaje się tu do opisania.
W cynicznym i rozwiązłym światku zawodowego sportu amerykańskiego Tim Tibow drażni mnóstwo ludzi. Stanowi żywy wyrzut dla rozmaitych słabości a trudno posądzić go o pobożne pozerstwo. Nie tylko modli się publicznie i prywatnie żyje jak harcerz. Także służy ludziom w potrzebie, jak prawdziwy chrześcijanin. Pieniądze wydaje na fundację, która spełnia prośby młodych, ciężko chorych pacjentów. W czasie wolnym od treningów i rozgrywek odwiedza szpitale i więzienia, aby świecić przykładem i dodawać otuchy. Często bywa też na Filipinach, gdzie się urodził w rodzinie misjonarzy kościoła baptystów, białych Amerykanów. Pomaga tam sierotom i buduje szpital.
 
Na Filipinach chyba leży klucz do tajemnicy Tima. Matka nie chciała usunąć ciąży, chociaż zagrażała jej życiu. Uchodzi więc za cudowne dziecko, cudownie ocalone w łonie matki wskutek religijnej interwencji. Jest chodzącą reklamą dla ruchu „pro life”. Wielu ludzi chętnie dokopałoby się w nim jakiegoś brudu, lecz te wysiłki spełzają na niczym. Został uodporniony na pokusy wychowaniem przez matkę i ojca, parę misjonarzy.
Po powrocie do Ameryki rodzice tak bardzo chcieli uchronić syna przed złymi wpływami, że nie posłali go do szkoły przez kilka lat ucząc w domu na Florydzie. Tim poszedł w końcu do publicznej szkoły średniej, żeby mógł grać w futbol. Potem wszedł do drużyny Uniwersytetu Florydy. Na paskach pod oczami, które malują sobie zawodnicy przed meczem umieścił po cytacie z Nowego Testamentu pod każdym okiem. Jeden z Ewangelii św. Jana 3:16 „Bo Bóg tak umiłował świat, że syna swego jednorodzonego wydał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny.” Oraz drugi z listu św. Pawła do Filipian 4:13 „Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia”. Całe cytaty nie zmieszczą się na paskach, ale same odsyłacze do Pisma na pewno.
 
Wszakże Tim głosi nie tylko Ewangelię. Ma dobrą nowinę również dla niewierzących. W siebie. Reklama męskiej bielizny firmy Jockey z jego nagim torsem spowodowała rekordową sprzedaż. Każdy może przynajmniej założyć takie same majtki. 
Tim Tibow, kwarterback drużyny „Broncos” futbolu amerykańskiego z Denver nie zostanie prezydentem Stanów Zjednoczonych, ponieważ urodził się za granicą. Ale stał się ludowym bohaterem.
 
Krzysztof Kłopotowski
 

niezależny magazyn społeczno-polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Polityka