Donald Tusk przedstawił założenia nowej ustawy emerytalnej. Zaskoczenia nie ma. Wszystko było już w exposé. Budzi to tym większy niepokój, że od listopada ubiegłego roku głośno wypowiedziano bardzo wiele zastrzeżeń dotyczących podnoszenia wieku emerytalnego. Rząd jednak swoje. Do czasu?
Podstawowym założeniem „reformy” (piszę w cudzysłowie, bo zgodnie z definicją reforma to zmiana czegoś na lepsze) jest zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn oraz jego wydłużenie – do 67 roku życia.
Wydłużanie ma być rozłożone w czasie, co cztery miesiące o jeden miesiąc. Podnosząc wiek emerytalny od 1 stycznia 2013 r. poziom ten zostałby osiągnięty dla mężczyzn w 2020 r., a dla kobiet w 2040 r. Nowe regulacje mają objąć kobiety urodzone po 31 grudnia 1952 r. oraz mężczyzn urodzonych po 31 grudnia 1947 r.
Tyle założeń. Z wydłużeniem wieku emerytalnego wiąże się jednak szereg problemów, na które autorzy nowej ustawy nie potrafią odpowiedzieć.
Po pierwsze: rozmawiajmy
Głównym zarzutem stawianym premierowi i jego ekipie jest to, że przyznają sobie 100 proc. racji. Premier zapowiedział wprawdzie szerokie konsultacje zarówno z partnerami społecznymi (czyli m.in. związkami zawodowymi), jak i innymi zainteresowanymi organizacjami, ale nikt, kto na bieżąco śledzi polską politykę, nie ma złudzeń jak będą wyglądały. Mają trwać miesiąc. 30 dni na rozmowy o tak ważnych dla milionów Polaków sprawach to ba

rdzo niewiele. Szczególnie, że do rozmów należy się dokładnie przygotować.
Na konferencji prasowej, gdzie ogłaszano założenia ustawy, zapowiedziano rozmowy w komisji trójstronnej. Nie wydaje się jednak prawdopodobne, aby w ciągu miesiąca udało się zebrać komisję choćby dwa razy. Tak więc na konsultacje o wieku emerytalnym z przedstawicielami pracowników i pracodawców rząd poświęci prawdopodobnie zaledwie kilka godzin. Na pewno nie uda się omówić nawet wszystkich założeń ustawy, a co dopiero przeprowadzić merytorycznego sporu zakończonego wspólnymi wnioskami.
– Skoro pan premier chce bardzo szerokich konsultacji, to najlepszą konsultacją jest w tym temacie referendum – mówi szef Solidarności Piotr Duda.
Po drugie: dlaczego 67?
Kolejnym zarzutem, który wielokrotnie stawiał premierowi choćby przewodniczący Solidarności Piotr Duda jest arbitralny wybór wieku emerytalnego. Skąd wzięło się 67 lat? I dlaczego właśnie tyle?
Premier nie potrafi na to jednoznacznie odpowiedzieć. Donald Tusk przyznał, że w propozycjach padał różny wiek, ale „ostatecznie ktoś musi wziąć na siebie odpowiedzialność za wybór” i, jak można rozumieć, ten wybór należał do niego.
Podniesienie wieku emerytalnego do 67 lat sprawi, że jeszcze więcej Polaków nie dożyje do emerytury. W rządowych uzasadnieniach do ustawy podkreśla się, że proces zwiększania lat pracy i wydłużania okresu przejścia na emeryturę odbywa się w tej chwili w całej Europie, a inne kraje zwiększają swój wiek emerytalny jeszcze bardziej.
Z tych samych dokumentów rządowych wynika jednak, że docelowo będziemy mieć wyższy wiek emerytalny niż Finowie (tam będzie wynosił 65 lat), Austriacy, Czesi czy Belgowie. Dłużej pracować mają, do 68 lat, tylko Brytyjczycy i Irlandczycy.
„Polacy nie tylko żyją przeciętnie coraz dłużej, ale również żyją przeciętnie długo w dobrym zdrowiu. Zgodnie z danymi Eurostatu z 2009 roku po ukończeniu 65. roku życia przeciętny Polak mógł oczekiwać 6,8 lat życia w dobrym zdrowiu, a przeciętna Polka w tym samym wieku 7,2 lat. W tej sytuacji według wszelkich dostępnych prognoz relacja liczby osób w wieku poprodukcyjnym (ponad 65 lat) do liczby osób w wieku produkcyjnym (współczynnik obciążenia demograficznego) będzie rosła” – piszą w założeniach do ustawy rządowi eksperci.
Problem w tym, że 67-letni Skandynawowie czy mieszkańcy Europy zachodniej są zdrowsi niż Polacy.
– W Polce medycyna pracy leży – przypomina szef „S” i namawia, aby nie wierzyć, że Polacy mogą pracować tak długo jak Niemcy czy Szwedzi. – Nasze zakłady pracy to często wciąż miejsca, gdzie traci się zdrowie. Człowiek, który kilkadziesiąt lat pracuje w bardzo ciężkich warunkach, nie ma dobrego zdrowia – tłumaczy.
Projekt ustawy trafił już do „S”. Związek ma 30 dni na jego zaopiniowanie.
– Od razu mogę powiedzieć, że ustawodawca skupił się jedynie na wydłużaniu wieku emerytalnego. Brakuje natomiast propozycji, które poprawiłyby sytuację systemu ubezpieczeń społecznych znacznie szybciej. Na przykład uzależnienie składek od faktycznie osiąganych dochodów w przypadku osób samozatrudnionych – mówi Henryk Nakonieczny, członek prezydium KK odpowiedzialny za dialog społeczny.
Po trzecie: czy Polacy znikną?
Jednym z argumentów rządu za podwyższeniem wieku emerytalnego jest malejąca liczba Polaków, zwłaszcza tych, którzy mogą pracować.
Z rządowych zapisów uzasadnienia do ustawy o podniesieniu wieku emerytalnego możemy się dowiedzieć, że „Polska ma obecnie jedno z najmłodszych społeczeństw Europy, z najmniejszą liczbą emigrantów. Zgodnie z prognozami Głównego Urzędu Statystycznego, w roku 2035 liczba Polaków spadnie jednak do 35,9 mln, a liczba ludności w wieku poprodukcyjnym (wg dzisiejszych definicji 60 lat dla kobiet, 65 lat dla mężczyzn) przekroczy 9,6 mln”, czyli realnie się zmniejszy. We wszystkich krajach zachodnich, gdzie takie problemy występują, wprowadzono skuteczną politykę prorodzinną. Co zatem w tej kwestii proponuje rząd? Niewiele. „O ile można poprzez politykę prorodzinną starać się wpłynąć na podwyższenie tego wskaźnika, to i tak nawet sukcesy na tym polu nie wystarczą do zatrzymania zjawiska starzenia się ludności Polski. Skoro zatem nie można zmienić trendów demograficznych, zadaniem rządu jest dostosowanie systemów emerytalnych do zachodzących zmian”. Na konferencji prasowej Donald Tusk zapowiedział zainteresowanie polityką prorodzinną, jednak z jego słów wynika, że ma się ona ograniczyć do zwiększenia liczby żłobków… A zacznie się być może od przyszłego roku.
Tymczasem jak pokazują przykłady Francji czy Niemiec, żeby polityka prorodzinna była skuteczna, musi kosztować i być prowadzona na szeroką skalę. W krajach zachodnich są nie tylko systemy zasiłków dla rodzin wielodzietnych, ale także wsparcie, gdy trzeba kupić podręczniki czy zaprowadzić dziecko do lekarza.
Po czwarte: dajmy Polakom wybór
Wielu ekspertów, ale także zwykłych pracowników opowiada się za umożliwieniem Polakom przechodzenia na emeryturę wcześniej, nawet jeśli miałaby być ona niższa. To jeden z pomysłów reformy emerytalnej przedstawiony przez OPZZ i SLD (one także zbierają podpisy pod swoim wnioskiem o referendum).
Jedna z propozycji mówi o możliwości przejścia na emeryturę po przepracowaniu określonej liczby lat i odłożeniu odpowiedniej ilości pieniędzy w ZUS-ie czy OFE. Solidarność przychylnie odnosi się do tych propozycji i apeluje: dajmy Polakom wybór.
Po piąte: są inne sposoby
Problem starzenia się społeczeństwa jest powszechnie znany. Z tym że trzeba coś zrobić, aby uzdrowić sytuację, zgadzają się wszyscy. Problemem jest kwestia pieniędzy na emerytury. Piotr Duda podkreśla, że aby utrzymać odpowiedni poziom emerytur, wcale nie trzeba wprowadzać tak drastycznych zmian. Wystarczy uszczelnić system emerytalno-rentowy. Dziś bowiem najwyższe składki płacą zatrudnieni na podstawie umowy o pracę. Tymczasem ci, którzy pracują np. na umowy o dzieło nie płacą składek w ogóle, a prowadzący działalność gospodarczą korzystają z preferencyjnych stawek. A dochody i jednych, i drugich nierzadko są bardzo wysokie.
Szef „S” podkreśla także, że zamiast podwyższać wiek emerytalny trzeba uruchomić system motywacyjny, dzięki któremu Polacy będą dłużej pracować. Zapowiedział już, że będzie chciał o tym rozmawiać z premierem.
– Jeżeli będzie debata na temat podniesienia wieku emerytalnego w sejmie, to się pofatygujemy, a jeżeli nie będzie debaty, bo nie będzie referendum, tym bardziej przyjedziemy pod sejm – zapowiada Piotr Duda, tłumacząc, że jest przygotowany na prowadzenie ogólnopolskiej akcji protestacyjnej.
Maciej Chudkiewicz
Inne tematy w dziale Polityka