– Młode pokolenie zostało przez nas brutalnie i zbyt szybko wrzucone w przestrzeń publiczną - z prof. Piotrem Petrykowskim, pedagogiem, rozmawia Anna Raczyńska.
– Panie Profesorze, czy problem ACTA, temat wielu komentarzy i dyskusji został już właściwie rozpoznany?
– I tak, i nie. Tak – dlatego że ten protest nie był zjawiskiem zaskakującym. Już wcześniej w analizach społecznych pojawiały się zapowiedzi buntu młodych. Pisałem o tym już w książce „Wprowadzenie do podstaw teorii wychowania”. ACTA to była zatem tylko pierwsza rzucona zapałka. Trochę przypadkowa, bo czynnikiem zapalnym mogło być cokolwiek innego. Natomiast nie – ponieważ nie wiemy jeszcze, na ile ten bunt był zjawiskiem okazjonalnym, a na ile początkiem wypowiedzenia wojny światu, z którym młodzi ludzie nie chcą się utożsamiać.
– Młodzi ludzie nie chcą się też utożsamiać ze światem bezrobocia, umów śmieciowych i braku perspektyw. A jednak wojny mu nie wypowiedzieli.
– Bunt, który dziś pojawia się na ulicach nie tylko polskich miast jest buntem bezdomnych. Obecne młode pokolenie zostało bowiem pozbawione w dzieciństwie doświadczenia miejsca. Doświadczenia piaskownic, trzepaków, podwórek…
– …doświadczenie trzepaka nie zostało zastąpione doświadczeniem Internetu?
– Internet stał się ich drugim domem, ale domem umownym. Substytutem domu, którego im nie daliśmy. To jest bowiem pokolenie, które zostało pozbawione miejsc intymnych. Upubliczniliśmy ich najbardziej osobiste przeżycia. Owszem, organizujemy dziecku urodziny, ale przenieśliśmy je z domu do pubu, bo tak jest wygodniej. Bo my tylko
przyprowadzamy dzieci, a inni się zajmą resztą. Taśmowo. Kojarzone z pozytywnymi emocjami urodziny przestają więc kojarzyć się z domem. Dom przestaje być miejscem intymnym. Staje się nim pub. Niedzielna rodzinna wyprawa, na ogół jedyne wspólne wyjście w ciągu tygodnia, to wyprawa do hipermarketu, a więc miejsca odartego z prywatności. Skutkiem jest narastające poczucie samotności, które tak obrazowo określił kiedyś Hansen pojęciem: „Człowiek o pustych oczach”. To jest często człowiek żyjący obok nas, w naszej rodzinie, ale z dojmującym uczuciem głodu rodziny, w której się rozmawia nie o karierze i certyfikatach, ale zwyczajnych sprawach.
– Portale społecznościowe, na których pokolenie Facebooka prowadzi z sobą mniej lub bardziej osobiste rozmowy są chyba dla nich czymś więcej niż substytutem bliskości, skoro tak bronią internetowej wolności.
– Czy nie będziemy bronić naszego domu, nawet, kiedy będzie w nim pusto i zimno? Będę trwał w uporze, mówiąc, że młode pokolenie zostało przez nas brutalnie i zbyt szybko wrzucone w przestrzeń publiczną. Pod różnego rodzaju hasłami zaczęliśmy wprowadzać dzieci w dorosłe role. Chcieliśmy, by jak najwcześniej posiadło określone umiejętności i kompetencje, wprowadzaliśmy w świat niezdrowej konkurencji. Coraz częściej do coraz młodszych dzieci mówimy: – To ci nic nie da. To nie przełoży się na karierę. Dziecko nie słyszy: zobacz jaki piękny widok, spróbuj narysować to, co razem widzimy, tylko: narysuj tak, żebyś wygrał konkurs. Nie zachęcamy dziecka do zabawy z kolegą. Zachęcamy do rywalizacji: masz być debeściak, masz być od niego lepszy. Słynne „Od przedszkola do Opola” jest dobrą ilustracją zjawiska nazywanego znikającym dzieciństwem.
– Taki wzorzec rozwojowy podsuwa polska edukacja. Szkoła nie rozwija potrzeby wiedzy, tylko potrzebę zaliczenia testu, zdobycia większej liczby punktów, pokonania konkurencji przy staraniach o miejsce w prestiżowej szkole.
– Starania o naukę w dobrych szkołach nie są przejawem złych aspiracji. Przeciwnie. One są wręcz wskazane pod warunkiem, że wiedza jest towarem, który się zdobywa, a nie kupuje. Tymczasem mamy sytuację, w której zostało wyraźnie powiedziane, że nie jest ważna wiedza czy doświadczenie. Ważny jest zestaw informacji, który zawiera dane o liczbie zdobytych punktów i papierów poświadczających udział w kursach i szkoleniach. Z ust ministrów edukacji ostatnich lat słyszymy, że egzamin decydujący o dostaniu się do dobrej szkoły nie jest odzwierciedleniem wiedzy, umiejętności i dojrzałości ucznia na danym poziomie edukacji, tylko przepustką do dalszego etapu kształcenia. To jest porażające, bo właśnie pokazuje młodym ludziom, że życie polega na zdobywaniu przepustek do następnej bramki. Przykładów działań, które szkodzą polskiej szkole jest dużo więcej. Dlatego uważam, że koncepcja, według której funkcjonuje obecny system edukacji jest koncepcją zbrodniczą. To jest generowanie najtańszej siły roboczej, która będzie miała tylko przepustki do paru dóbr. To jest przeciw temu pokoleniu.
– W podobny sposób oceniają ten system nauczyciele. Decydenci tego nie wiedzą czy nie rozumieją?
– Wierzę, że jest to władza świadoma, a w związku z tym muszę myśleć, że jest to władza, która działa przeciw własnemu społeczeństwu. Jeśli działania oszczędnościowe w państwie sprowadzają się na przykład do zamykania szkół lub redukcji kosztów reformy nauczania przedszkolnego, to nie jest to sygnał zagrożenia. To już alarm. Z 350 milionów złotych przeznaczonych na edukację pięciolatków zostało raptem 50 milionów. Więcej kosztuje jedno F-16. A przecież stosowane obecnie rozwiązania już się w Europie dawno temu skompromitowały. Zatem albo jest to władza świadoma, ale wtedy jej działania są zbrodnicze, albo jest to władza ślepa, a wtedy jej działania są nieudolne. Nie ma innej alternatywy. Edukacja nie może być podporządkowana tylko celom kolejnych ekip politycznych. Ona jest własnością społeczną. Trzeba więc ją odebrać politykom i przekazać fachowcom. Ale kiedy to mówię, słyszę: to utopia. To nie jest utopia. Takie rozwiązania są na świecie. U nas budzi to jednak opór elit politycznych, bo edukacja jest jednym z niewielu obszarów, gdzie władza może jeszcze pokazać, że ma władzę.
– A może bunt, który ujawnił się przy ACTA nie jest buntem przeciw władzy, tylko naturalnym elementem procesu dojrzewania każdego pokolenia?
– Pokolenie obecnych sześćdziesięciolatków, czyli „pokolenie 68”, wyszło na ulice wielu europejskich miast, protestując przeciwko trzem charakterystycznym cechom dorosłych. Przeciwko konformizmowi, konsumpcjonizmowi i elitaryzacji. To pokolenie próbowało także w naszej części Europy wykreować nową rzeczywistość opartą na mitycznym założeniu, że gospodarka wolnorynkowa rozwiąże wszystkie problemy. A to nieprawda. Prowadziłem badania w tej części kraju, w której pod hasłem „zielone płuca Polski” zlikwidowano cały przemysł. Dziś bezrobocie w wielu mazurskich miejscowościach sięga 50 procent. Ci ludzie od maja do września żyją, ale od września do maja – wegetują. Mazury mogą żyć z turystyki, ale tylko latem, kiedy przyjeżdżają zmęczeni wielkomiejskim trudem właściciele jachtów i domków letniskowych.
– Pan profesor sugeruje, że bunty młodych przeciw ACTA, Ruch Oburzonych też ugrzęzną w hipokryzji i konsumpcji?
– Chcę powiedzieć, że bunt, z którym dziś mamy do czynienia może być bardziej tragiczny w skutkach. On nie wynika bowiem z protestu przeciw postawie dorosłych, tylko z protestu przeciwko arogan
cji władzy, która miała być też ich władzą. Z buntu przeciw dyktaturze elit politycznych i finansowych, które ktoś dopuścił do zarządzania. Młodzi ludzie mają już świadomość, że obecna sytuacja oznacza poważne zagrożenie dla ich przyszłości. ACTA to jest ostatni bastion, który trzeba bronić, żeby coś swojego zatrzymać.
– Z czego taka prognoza wynika? Polska jest dziś krajem korporacyjnym. Ograniczany jest dostęp do wielu zawodów, a młodzi ludzie zamiast buntować się przeciw takim praktykom, szukają szczelin, by się przecisnąć, poddają upokarzającym procedurom, a równocześnie protestują przeciw ACTA.
– To jest także bunt przeciw korporacjom. Przestrzeń ACTA została przecież zawłaszczona przez grupy różnych interesów. Stało się to samo, co dzieje się w młodzieżowym nurcie muzycznym. Autorami tekstów najbardziej kontrowersyjnych i nastawionych przeciwko pokoleniu dorosłych są z reguły 50–60-latki. To jest po prostu dobry biznes. Także przestrzeń ACTA otwierająca przed młodymi ludźmi miejsca, w których mogli pobyć, poczuć wolność okazała się łakomym kęsem dla polityków i dla biznesu. To oni chcieli ograniczyć tych, którzy i tak mają ograniczony dostęp do uczestnictwa w kulturze, bo ona już dawno przestała być kultem wartości, a stała się towarem, który nie każdy może kupić. Większość ludzi młodych to albo bezrobotni, albo zatrudniani na umowy śmieciowe. Czy stać ich na bilet do teatru lub zakup książki? Jest kryzys, więc często słyszymy, że czegoś trzeba sobie odmówić. Ale oni już nie mają sobie czego odmawiać.
– Powinniśmy powrócić do słynnych 21 postulatów?
– Mam nadzieję, że wrócimy i sformułujemy je od nowa. Dostosujemy do obecnych realiów. Patrząc na postulaty Sierpnia ’80 z dzisiejszej perspektywy, widzimy jak ważny był ten, który dotyczył wolnych związków. Bo wiemy, że kiedy człowiek jest zagrożony, wyżej podnosi głowę. Dlatego wierzę, że w nowych postulatach młode pokolenie upomni się o dobrą edukację, o szacunek dla wartości i dla kultury. Na pielgrzymkach Radia Maryja połowa uczestników to ludzie młodzi. Nie mam też wątpliwości, że dzisiejsza młodzież, a przyglądam się ich różnym działaniom, ma taki system wartości jak my. Nadal liczy się rodzina, drugi człowiek, ojczyzna. My im jednak pokazujemy, że to wszystko nie jest nic warte.
– Młodzi ludzie nie będą więc szukali miejsca w partiach politycznych, organizacjach pozarządowych tylko obok nich?
– Organizacje pozarządowe zostały zawłaszczone przez rząd. Ich głównym zadaniem jest kompensowanie niedostosowanych do społecznych potrzeb działań instytucji rządu i samorządu. Wykorzystuje się olbrzymi potencjał społeczny, by załatwić problemy, które winna rozwiązać władza. W związku z tym większość tego typu organizacji stawia głównie na efekt. To nie jest więc budowanie aktywnej wspólnoty, tylko budowanie anonimowości. Natomiast partie polityczne się skompromitowały. Ruch Palikota zyskał poparcie młodych dlatego właśnie, że był przeciw partiom i zawołał: u nas się zmieści każdy. A nie do każdej partii można przyjść. A kiedy się już przyjdzie, to pasterz trzyma owce przy sobie i traktuje jak własność.
– Są jeszcze związki zawodowe. To one przecież artykułują potrzeby ludzi pracy i bronią ich praw. A jednak młodzi nie walą do nich drzwiami i oknami.
– Celem związków zawodowych jest między innymi rozwiązywanie różnych konfliktów i one to robią. Ale działacz związkowy nie jest od tego, by podejść i powiedzieć: chcesz o czymś porozmawiać? Tak jak robiliśmy to w czasach, gdy walczyliśmy o wolne związki i najważniejsze było to, że jesteśmy razem przeciwko złej władzy. Dziś są inne czasy. Dlatego młodzi patrzą na związki inaczej niż my.
– A myśmy nie potrafili im pokazać tego co nas kiedyś łączyło?
– Myśmy po prostu schowali wszystkie autorytety, które były wyznacznikiem wartości i teraz wstyd nam się przyznać, że kiedyś się do nich odwoływaliśmy, a postępowaliśmy inaczej. Musielibyśmy się zdobyć na zbiorowy sakrament pokuty. Ale politycy się na to nie zdobędą. A inni? Sokrates powiedział, że nie brakuje mu siły argumentów, tylko bezczelności. Myślę, że tutaj należałoby się zdobyć na taką bezczelność, bo argumenty mamy. I jest jeszcze inna droga wskazana w myśli bodaj A. Moravii: „Na początku chciałem zmienić cały świat, a zobaczyłem, że mogę zmienić tylko siebie”. Dodałbym: aż siebie. I wtedy uda się zburzyć mur, który sami zbudowaliśmy. Może ACTA dadzą temu początek.
Prof. dr hab. Piotr Petrykowski jest prodziekanem Wydziału Nauk Pedagogicznych UMK w Toruniu
Lubię to! facebook.com/TygodnikSolidarnosc
Inne tematy w dziale Polityka