Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność
2720
BLOG

Wasserman: Zadecydował strach

Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność Polityka Obserwuj notkę 10

- Odnoszę wrażenie, że rząd po katastrofie smoleńskiej przyjął taką postawę: nie chcemy nic wiedzieć, a to, co Rosjanie ustalą, przyjmiemy i nie wtrącamy się w nic - z mecenas Małgorzatą Wassermann, córką śp. ministra Zbigniewa Wassermanna, rozmawia Krzysztof Świątek

- Dla kogo prawda o katastrofie smoleńskiej może być najbardziej niewygodna?

- W Polsce – dla rządu. Politycy zachodni zareagowali w taki sposób: dlaczego mamy się angażować w konflikt, tworzyć sobie wrogów, jeżeli najbardziej zainteresowany, czyli polski rząd, nie chce wiedzieć co naprawdę wydarzyło się w Smoleńsku.

- Czy Pani zdaniem premier Tusk i ministrowie mają większą wiedzę o przyczynach katastrofy, ale wiedza ta jest na tyle szokująca, że pozostaje skryta?

- Na to pytanie trudno mi odpowiedzieć. Odnoszę inne wrażenie, a mianowicie że rząd od początku przyjął postawę: nie chcemy nic wiedzieć, niech Rosjanie zrobią z tym, co uważają za stosowne, a my to przyjmiemy.

- Jak tłumaczy Pani to, że śledztwo tak wolno posuwa się do przodu, jest wręcz sabotowane?

- To wynik zaniechania wielu czynności na samym początku. W przypadku takiego zdarzenia decydujące są zawsze pierwsze minuty, godziny i dni. To, co uda się wtedy zgromadzić i zabezpieczyć, później poddaje się wieloletniej analizie. Natomiast w Smoleńsku w zasadzie nie zabezpieczono niczego, oddano całe śledztwo w ręce Rosjan. Później zabrano się za prowizoryczne wyjaśnianie przyczyn katastrofy i na podstawie szczątkowej wiedzy, którą gdzieś wyszarpano, spróbowano ułożyć wersje zdarzeń. Jak widać nieskutecznie, bo każda rozpadła się na kawałki. To, co podali, okazało się sprzeczne z prawami fizyki, wzajemnie sprzeczne ze sobą są dokumenty. Pokazuje to jak ważne były dowody, które należało zabezpieczyć na samym początku.

- Dlaczego po stronie rządowej nie było i nie ma woli, by powołać grupę naukowców, która przeprowadziłaby podstawowe czynności?

- Przypuszczam, że w największej mierze zadecydował o tym strach. Jednak jesteśmy w fazie badań tego, co się wydarzyło. Na razie żadnej z wersji nie możemy wykluczyć. Odnoszę wrażenie, że rząd przyjął taką postawę: nie chcemy nic wiedzieć, a to, co Rosjanie ustalą, przyjmiemy i nie wtrącamy się w nic. Ta postawa bez wątpienia była podszyta strachem, czego dowodzą wypowiedzi przedstawicieli rządu. Przez 24 miesiące nie jesteśmy w stanie wydobyć od nich informacji kto podejmował w pierwszych dniach decyzje i na jakiej podstawie. Wiemy bezapelacyjnie, że przyjęto błędną podstawę prawną. Niezależnie od tego, ile by nam w autorytatywny sposób rząd narzucał pogląd o locie cywilnym, to najbardziej obiektywnie odpowiedziała mu Organizacja Międzynarodowa Lotnictwa Cywilnego (ICAO). Orzekła, że był to lot wojskowy, a zatem nie zajmie się tą sprawą. W związku z tym na pewno podstawą prawną nie mogła być konwencja chicagowska i załącznik do tej konwencji, a tylko umowa międzynarodowa.

- Czy dostawała Pani jakieś sygnały, np. z zagranicy, że prawda o przyczynach katastrofy może być inna niż wersja oficjalna?

- Istnieją podstawy, aby sądzić, że służby specjalne niektórych krajów potraktowały to jako zamach.

- Co po dwóch latach wiemy bezsprzecznie, poza tym, że 10 kwietnia 2010 roku zginął prezydent i wszyscy, którzy znajdowali się na pokładzie tupolewa?

- Wiemy bezsprzecznie, że strona rosyjska całkowicie zaniedbała swoje obowiązki jeśli chodzi o przyjęcie samolotu. Rosja nie wydała niczego, co dotyczy lotniska w Smoleńsku, ani jednego dokumentu. W związku z powyższym, tylko domyślamy się jak wyglądała tam sytuacja, jak zachowywali się kontrolerzy lotu. To zbyt mało, by zapytać o intencje tych osób – czy robili to celowo czy w wyniku niechlujstwa, albo pijaństwa. Wiemy również na pewno, że nie było czterech podejść do lądowania, a także, że była współpraca między członkami załogi. To niezmiernie istotna okoliczność. Zwracam uwagę, że raport Millera opiera się na założeniu, że nie było współpracy między członkami załogi, a jedyną osobą, która pracowała był kapitan Protasiuk, zaś prawidłową wysokość odczytywał gen. Błasik, ale członkowie załogi go nie słyszeli. Ta wersja została obalona, a z nią idea raportu Millera. Mimo to rząd uznał, że nic się nie zmieniło i nie ma podstaw, by na nowo rozpocząć badanie przyczyn katastrofy i ustosunkować się do ustaleń krakowskiego Instytutu Sehna. Minister Miller zarówno na spotkaniu z rodzinami, jak i później pytany przez dziennikarzy nie krył, że swój raport oparł na zapisie czarnej skrzynki. A jeśli ten zapis odczytał źle, to znaczy, że cały raport nadaje się do kosza na śmieci.

- Dlaczego rodzinom nie pozwolono na otwarcie trumien, a ekshumacje odbywają się tak późno?

- Ja nie chciałam otwierać trumny ojca. Natomiast jest pytanie kto zabronił przeprowadzenia w Polsce sekcji zwłok. Do tej pory nie otrzymałam na to pytanie odpowiedzi. Proszę zobaczyć, że w przypadku każdej katastrofy dokonuje się sekcji zwłok – tak było teraz po katastrofie kolejowej pod Szczekocinami czy po wypadku autobusu w Belgii. W przypadku katastrofy smoleńskiej, z jakichś powodów, zaniechano czynności, która jest absolutnie konieczna do wyjaśnienia przyczyn. Wzburza mnie jako prawnika, że po dwóch latach to ja odpowiadam na pytanie dlaczego doprowadziłam do ekshumacji, a nie tłumaczą się ci, którzy tej czynności nie przeprowadzili w terminie. W tym śledztwie wszystko jest odwrócone do góry nogami. Pamiętam jak w pierwszych miesiącach, kiedy doszłam do siebie, przeglądałam akta sprawy. To był bardzo trudny moment. Wbrew temu, co przypisywano mi przed wyborami, nie występowałam w mediach dla kariery politycznej. Starałam się wówczas występować po to, aby głośno nawoływać, żeby zbadano wszystkie dowody, bo później nie będzie czego badać. Zarzucano mi, że jestem niecierpliwa. Nieprawda, ja jestem cierpliwa, ale wiem jak prowadzi się postępowanie i wiem, że czas w takim wypadku działa tylko na naszą niekorzyść. Potem pojawił się raport Anodiny. Jaka była odpowiedź rządu dla członków rodzin i przedstawicieli opozycji? Nie dajcie się rozegrać Rosjanom, bądźcie z nami solidarni. Teraz mieliśmy być z nimi solidarni, kiedy zostali upokorzeni, rzuceni na kolana. Ale gdy przez pierwszy rok mówiliśmy: zastanówcie się co robicie, wtedy nie było problemu. Minister Miller nie ukrywał, że zadano kilkadziesiąt pytań Rosjanom, na które nie odpowiedzieli, co jednak członkom  komisji nie przeszkadzało tworzyć raport. Na którym etapie była fantastyczna współpraca z Rosjanami o której mówili? Pamiętam, że jako ostatnia wyszłam ze spotkania z członkami komisji Millera. Pod Kancelarią Premiera stali dziennikarze. Powiedziałam: proszę was, jest premier, zapytajcie go - gdzie i kiedy będzie się odwoływał. Przecież zapowiedział w styczniu, że jeśli polski raport będzie się różnił od raportu MAK, Polska odwoła się do instytucji międzynarodowych. Prosiłam dziennikarzy: podejdźcie do premiera, powiedzcie, że polski raport różni się w wielu punktach, zapytajcie gdzie się odwoła. Niestety, nie zapytali.

- Światowej sławy lekarz patolog prof. Michael Baden podkreśla, że należy dokonać ekshumacji wszystkich ofiar, ponieważ jeśli doszło do eksplozji, to fragmenty metalu znajdują się w ciałach osób, które siedziały najbliżej centrum wybuchu. Dlaczego prof. Baden nie jest dopuszczony do badania ciał ofiar? Czy prawnie nie można tego wymusić?

- Już dawno mówiłam, że nie powiem, iż coś szokuje mnie w tej sprawie. Ale zszokowało mnie jak minister Gowin powiedział publicznie, że nad czynnością procesową zleconą przez prokuraturę debatowała Rada Ministrów i zdecydowała, że nie dopuszczą prof. Badena do badania ciał ofiar! Uznał, że to słuszna decyzja. To rzecz niebywała, żeby Rada Ministrów decydowała o tym jak będzie przebiegać czynność prokuratury. To sytuacja niedopuszczalna przed rozdzieleniem Ministerstwa Sprawiedliwości i Prokuratury Generalnej. Dziś jest to tym bardziej rzecz niesłychana, która zresztą przeszła bez echa! A przecież członkowie rządu bez końca podkreślają, że czynności prowadzi niezależna prokuratura i ona o wszystkim decyduje.

- Prof. Baden mówi, że obrażenia ofiar nie przypominają skutków zwykłej katastrofy lotniczej. Czy wynik badania ciała Pani śp. Ojca może potwierdzać tę hipotezę?

- Do tego typu hipotez podchodzę bardzo ostrożnie, może to kwestia skrzywienia zawodowego. Trzymam się ram procesowych. Poczekajmy na opinię powołanego zespołu biegłych i ewentualne ustosunkowanie się do niej prof. Badena. Póki badania trwają oraz wobec faktu, iż w przypadku mojego ojca nie ma jeszcze opinii końcowej, lepiej nie formułować takich ocen.

- Pani śp. ojciec był specjalistą w zakresie funkcjonowania służb specjalnych. Czy dostrzegał wcześniejsze dziwne zachowania rządu wobec prezydenta, analizował zagrożenia?

- Mój ojciec był profesjonalistą w każdym calu i wiedział co znaczy tajemnica państwowa. Dlatego na pewno nie powiedziałby niczego, co było objęte klauzulą tajności. Natomiast jeśli chodzi o sposób traktowania prezydenta, to często rozmawialiśmy na ten temat. Dyskutowaliśmy o tym jak bardzo Platforma przekracza granice, których tak daleko przez ponad 20 lat nie przekroczył żaden rząd. Proszę popatrzeć na sposób prowadzenia komisji ds. afery hazardowej. Nawet SLD nie posunęło się do takiej gry w komisji Rywina czy orlenowskiej.

- Sądy, prokuratury, służby specjalne w ubiegłym roku złożyły prawie 2 mln wniosków o skontrolowanie połączeń telefonicznych. Czy bierze Pani pod uwagę, że też może być inwigilowana?

- Mój ojciec wychodził z założenia, że nie będzie analizował różnych czynników naokoło, po prostu robił swoje. Tej postawy mnie nauczył. Źle jednak, że głaskanie tego rządu przez wiodących dziennikarzy powoduje, iż informacja o rekordowej liczbie podsłuchów przechodzi bez echa. To fatalna sytuacja, bo uniemożliwia realną kontrolę rządu przez media.

- Jak prawnie było możliwe, że rząd Tuska nie powołał wspólnej komisji do wyjaśniania przyczyn katastrofy, mimo iż obowiązywało porozumienie między MON Polski, a MON Federacji Rosyjskiej z 14 grudnia 1993 roku?

- To jawne złamanie prawa i to przez przedstawicieli najwyższych w państwie władz. To polityka siły. Rząd posuwał się coraz dalej w swoich poczynaniach, bo wiodące media bez przerwy mu przyklaskiwały. Dlatego panowie doszli do przekonania, że nie ma takiej granicy, której nie wolno im przekroczyć. Nawet w nieszczęsnej konwencji chicagowskiej, która nie powinna zostać zastosowana, są przepisy umożliwiające przejęcie całości lub części postępowania przez państwo, do którego należał samolot. Polska z tego nie skorzystała. A Rosja przy okazji katastrofy sprzed kilku dni na Syberii, kolejny raz upokarza polskiego premiera, zapraszając do badania wypadku przedstawicieli producentów poszczególnych części tamtego samolotu. Polskich ekspertów do badania tupolewa nie zaproszono. W przypadku katastrofy o takim rozmiarze jak w Smoleńsku, istnieje zawsze możliwość zawarcia porozumienia ad hoc. Ale musi być wola zawarcia takiej umowy.

- Dlaczego upamiętnienie 2. rocznicy katastrofy jest tak niewygodne dla Platformy? Dlaczego władze Warszawy utrudniają możliwość zorganizowania manifestacji na Krakowskim Przedmieściu?

- To kwestia konsekwentnie realizowanej polityki przez ten rząd. Ograniczył się on do zorganizowania pogrzebów z honorami, a potem sprawnie przejął wszystkie instytucje po osobach, które zginęły w katastrofie. Zdumiewają awanse niektórych polityków PO jak marszałek Kopacz, która podawała po 10 kwietnia wiele nieprawdziwych informacji. Po raporcie Millera rząd przyjął, że temat jest zamknięty. Tę postawę widać także jeśli chodzi o upamiętnianie 2. rocznicy. Prezydent Komorowski mówił, że nie życzy sobie zmiany choćby jednej kropki w raporcie Millera, bo społeczeństwo oczekuje jednoznaczności. Myślę, że Polacy oczekują prawdy, a nie fałszu. Powołanie komisji śledczej jest absolutnie konieczne, ale oczywiście nie przy tym składzie sejmu, bo to byłaby parodia.
 

niezależny magazyn społeczno-polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Polityka