misyjne.pl
misyjne.pl
ulanbator ulanbator
230
BLOG

Izrael. Rok 2002

ulanbator ulanbator Rozmaitości Obserwuj notkę 3

Drzewo palmowe widziane przez szybę na Lotnisku Ben Guriona w Izraelu, choć znajdowało się o krok, to w czasie oczekiwania na zgodę wjazdu do tego kraju, było jednocześnie bardzo odległe. Był to rok 2002. Izrael stanowił wówczas dla sporej grupy Polaków cel pracy zarobkowej. Niestety, dla większości, owa słoneczna palma pomiędzy piętrzącymi się zwojami drutu kolczastego, była jedyną palmą oglądaną w Izraelu. Mnie się wówczas udało przejść wielogodzinną mordęgę, serię podchwytliwych pytań zadawanych łamaną polszczyzną, a większości nie. Na kilkadziesiąt osób wycieczki do Ziemi Świętej w Izraelu, wpuszczono wówczas do tego kraju zaledwie 8 osób, reszta musiała oczekiwać na lotnisku na powrotny samolot do Polski. Wytłumaczenie izraelskich służb brzmiało następująco: zakaz wjazdu do Izraela, w związku z podejrzeniem podjęcia nielegalnej pracy.


Każdy człowiek przeżywa w życiu chwile euforii, zwykle jest to związane z nagłym zdobyciem czegoś, lub uwolnieniem się od czegoś. U mnie, wówczas, po opuszczeniu lotniska, wystąpiły one obie jednocześnie. Uwolniłem się od olbrzymiego ciężaru niepewności, który nosiłem w sobie przez kilkanaście godzin, a także, zdobyłem możliwość poruszania się po egzotycznym dla mnie kraju, w którym nigdy wcześniej nie byłem. Mojemu koledze też się wówczas udało, więc wspólnie odtańczyliśmy swój taniec radości ciesząc się tym sukcesem. Był to miesiąc luty, gdy opuszczaliśmy Polskę, to padał tam śnieg. Izrael powitał nas za to ciepłą i słoneczną pogodą. Sytuacja ta głęboko zapadła mi w pamięć, i do dnia dzisiejszego stanowi jedno z bardziej wyrazistych wspomnień jakie mam.


Sam pomysł wyjazdu do Izraela w celach zarobkowych nie był dobrym pomysłem. Bardzo szybko się o tym przekonałem na własnej skórze. Wcześniej, we własnych wyobrażeniach, wszystko wyglądało dobrze. Mieliśmy tylko dostać się do Izraela, a tam mieli nas odebrać znajomi, którzy już tam byli i pracowali. Na budowie, mieliśmy zarabiać około tysiąca dolarów, co było wówczas dla mnie sporą sumą, i zupełnie nieosiągalną do zarobienia w Polsce. Do Polski, po kilku latach, mieliśmy wrócić dumni i zamożni. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. W Polsce znalazłem się szybciej niż zakładałem. Powolutku do tego dojdę w dalszej części tej notki.


Po raz pierwszy leciałem wtedy samolotem, i było to niezwykłe i ekscytujące doświadczenie. Lecieliśmy nocą. Przypominam sobie ciemną toń Morza Czarnego, a następnie Śródziemnego, wcześniej, blask świateł w Turcji, w dole, gdzieś daleko, jakby ktoś rozrzucił diamenty na granatowym aksamicie. Pięknie i czysto jawiła mi się wówczas ta gra świateł. Tylko stres odrobinę zaburzał mi ten spektakl. Wówczas nie wiedziałem jeszcze co mnie czeka na lotnisku.


Jak już wspomniałem wcześniej udało się. Do Izraela, oprócz mnie, i mojego kolegi, wpuszczono jeszcze księdza pielgrzyma i jego kolegę, jakąś kobietę, którą nie za wiele kojarzę, i faceta, który już na lotnisku urwał się z grupy. Reszty nie pamiętam. Był też oczywiście pilot wycieczki, który miał za zadanie przybliżać nam miejsca święte, i w ogóle Izrael. Nasz plan zakładał, że wraz z kolegą najpierw zwiedzamy ile się da, a następnie, urywamy się z wycieczki, i z Jerozolimy przemieszczamy się do Tel Aviwu, gdzie mieli czekać na nas nasi znajomi.


Z Lotniska Ben Guriona do Jerozolimy wiózł nas hotelowy bus, z małomównym Arabem za kierownicą. W dźwiękach arabskiego disco przemierzaliśmy łyse wzgórza, gdzieniegdzie tylko pokryte rzadką roślinnością. Czasami wyłaniało się też jakieś osiedle mieszkaniowe, zwłaszcza blisko Jerozolimy. Jerozolimę od lotniska dzieli niewielka odległość, przysłowiowy rzut beretem, więc po kilkudziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Nie pamiętam nazwy hotelu w którym się zatrzymaliśmy, ale znajdował się on w arabskiej części Jerozolimy. Moje pierwsze wrażenia z Jerozolimy to kakofonia dźwięków, miałem wrażenie, że wszyscy kierowcy używają tam klaksonów jednocześnie, że jadą, i z tylko sobie znanych powodów bez opamiętania trąbią. Moje pierwsze zetknięcie się z orientem wiąże się więc z chaosem dźwięków.


Hotel w którym mieszkaliśmy stanowił naszą bazę wypadową. Stąd mieliśmy wycieczki do Betlejem, nad Morze Martwe i nad Jezioro Galilejskie. Umożliwiało to również łatwe przedostanie do wąskich uliczek starego miasta, i z tej możliwości korzystaliśmy często. W Jerozolimie było wówczas mało turystów. Sytuacja w Izraelu była wtedy bardzo napięta. Bo było to, o ile dobrze pamiętam, na kilka miesięcy przed wybuchem palestyńskiej Intifady. Często byliśmy świadkami jak izraelski samochód był obrzucany kamieniami przez palestyńskich chłopców, gdy tylko przejeżdżał przez ich strefę. Drogi były kontrolowane, i często musieliśmy długo czekać aby przemieścić się z jednego miejsca na drugie.


Największe wrażenie w Jerozolimie zrobiła na mnie Bazylika Grobu Świętego, w domniemanym miejscu męki, złożenia do grobu i zmartwychwstania Jezusa. I choć nie byłem wówczas osobą przywiązującą większą wagę do wiary, to obecność w tym kościele była dla mnie niezwykłym przeżyciem. Nasz ksiądz odprawił dla nas w tym kościele mszę, wzmacniając jeszcze tym bardziej niezwykłe doznania z tego miejsca.


Pewnego wieczora wybraliśmy się też do chasydzkiej dzielnicy Me’a Sze’arim. Ten nasz spacer tam przypominał podróż w czasie. Przemieszczaliśmy się wąskimi uliczkami i mijaliśmy chasydów w swych tradycyjnych strojach. Utkwiło mi w pamięci szczególnie jedno miejsce z tej dzielnicy. Był to stary antykwariat, lub coś w tym rodzaju. Wewnątrz siedział stary Żyd wpatrzony w pożółkłe stare księgi. Księgami zawalone było całe to pomieszczenie, od podłogi po sam sufit. Było w tym coś bajkowego i mało realnego. Pomyślałem wtedy, iż takich widoków można było doświadczać kiedyś w Polsce, zanim Niemcy tego świata nie zniszczyli.


W tropikach nigdy nie byłem, ale wycieczka przez Dolinę Jordanu, taką tropikalną podróż przypominała. Było tam parno, a bujna roślinność przypominała dżunglę. Widziałem tam m.in. rosnące bananowce. Podczas tej wycieczki, zażywaliśmy kąpieli w Morzu Martwym, zanurzanie ciała w tej solance miało ponoć właściwości zdrowotne. W drodze nad Jezioro Galilejskie widziałem zjazd do Jerycha. Jerycho było wtedy całkowicie odcięte od świata. Stały tam betonowe zapory i czołgi. Wielokrotnie w czasie tej drogi mijaliśmy konwoje wojskowe, z czołgami i wozami bojowymi na lawetach.


W ramach tej wycieczki mieliśmy zakontraktowany rejs statkiem po Jeziorze Galilejskim. Statek, którym płynęliśmy był drewniany. Stylizowany na jakiś stary galeon lub coś w tym stylu. Na maszcie powiewała polska bandera. Trudno mi zamknąć w słowach wrażenia z tego rejsu, tak tam było pięknie. Może to światło słoneczne tak na mnie wówczas podziałało, może poczucie wiecznej wiosny, świeży powiew wiatru i wzgórza w oddali. A może wreszcie świadomość tego, że w czasach biblijnych, po brzegach, które właśnie obserwowałem, chadzał Chrystus ze swoimi uczniami. Nie wiem. Tak czy siak, pięknie te chwile wspominam.


Na dwa, lub trzy dni, przed końcem wycieczki w Izraelu, pożegnaliśmy się z grupą, i wraz z moim kolegą udaliśmy się na dworzec autobusowy, aby złapać autobus do Tel Avivu. Wówczas, nie wiedziałem jeszcze, że za parę dni znowu zobaczę naszego księdza i innych uczestników wycieczki. Gdybym wiedział, że tak to się skończy, to pewnie bym został do końca, bo w programie wycieczki było jeszcze zwiedzanie Masady i Cezarei. Zamiast zwiedzania starożytnego miasta i twierdzy, miałem w zamian wątpliwa przyjemność szwędania się po Tel Avivie.


Jerozolima się modli, a Tel Aviv się bawi i pracuje, mawiał nasz przewodnik. Z dworca w Tel Avivie odebrał nas nasz znajomy. Opiekował się on starym Żydem polskiego pochodzenia. Zrzuciliśmy u niego w domu z pleców toboły i ruszyliśmy w miasto. Mieliśmy kilka godzin wolnego, do czasu aż mieli nas przejąć kolejni znajomi i skierować do miejsca docelowego, gdzie mieliśmy spać i skąd mieliśmy jeździć do pracy.


Z Tel Avivu pamiętam wieżowce na plaży i turkusowy odcień Morza Śródziemnego. Pełno ludzi z bronią na ramieniu. Szyldy reklamowe w języku rosyjskim i hebrajskim. Mieszankę językową u ludzi mijanych na ulicy. Zgiełk i hałas wielkiego miasta. I gdy tak się szwendaliśmy po tym mieście bez większego celu, to parę razy się zgubiliśmy. Pytaliśmy wtedy o drogę łamaną angielszczyzną przypadkowo napotkane osoby. I tak się złożyło, że za każdym razem, ci starsi panowie, odpowiadali nam w końcu po polsku. Byli oni wobec nas wtedy uprzejmi, ale też wyraźnie zdystansowani. Ostrzegali nas wtedy przed głównymi arteriami miasta, bo był to czas, kiedy dochodziło tam do zamachów bombowych.


Tego samego dnia wieczorem wylądowaliśmy w miejscu w którym mieliśmy spać. Było to w jakimś małym miasteczku blisko Tel Avivu. Był to duży dom z wieloma pokojami. Znajdowało się tam około dziesięciu Polaków, starszych od nas, których nie znaliśmy. Okazało się, że nie ma tam dla nas pokoju i mamy spać w pomieszczeniu wspólnym. Wśród tych ludzi, którzy tam byli, panował marazm. Jeden z nich, powiedział nam, że to nie jest dobre miejsce do zarabiania pieniędzy i zamierza on wkrótce wrócić do Polski. Kolejny wspomniał, że temu Żydowi, u którego są zatrudnieni, zdarza się nie płacić na czas pieniędzy. Wszystko to nie najlepiej na nas podziałało, nie tego się spodziewaliśmy. W nocy, po długiej rozmowie z tym moim kompanem, postanowiliśmy wiać. Jedyną szansą na to był powrót do Polski z naszą wycieczką, która kończyła się następnego dnia. Tak też zrobiliśmy.


Wycieczka do Izraela kosztowała mnie wtedy około czterech tysięcy złotych, to było wtedy dużo pieniędzy, zakładam, że jakieś dziesięć tysięcy przeliczając na dzisiejsze. Wiem, że Izrael, to nie było wówczas dobre miejsce do zarabiania i odkładania pieniędzy. Nasi znajomi, którzy pracowali tam dość długo, szybko decydowali się na powrót i nie wracali z górą pieniędzy. Powróciłem wtedy do Polski z bolesnym poczuciem konieczności spłacania zaciągniętego debetu i niezrealizowanych marzeń. Dzisiaj, chętnie wracam do tamtych dni. Tak wiele niezwykłych miejsc udało mi się wówczas zobaczyć. I nikt mi tych wspomnień już nie zabierze.

ulanbator
O mnie ulanbator

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości