Wiele dobrego w obalaniu mitow dotyczacych muzulmanow swiat zawdziecza dziennikarzom BBC, ktorych relacje TV i filmy dokumentalne pozwalaja zdobyc niezaburzony ideologicznie obraz tego jak wyglada ich zycie. Ich relacje sa wazne, poniewaz gdyby nie one, to do ludzi na Zachodzie docieral by glownie zideologizowany przekaz amerykanskiego mainstreamu telewizyjnego np. z CNN, lub filmow z Hollywood. A na ich podstawie mozna by dojsc do wniosku ze muzulmanie np. w Iranie lub w Gazie, nie zajmuja sie niczym innym jak tylko paleniem amerykanskich i izraelskich flag, oraz planowaniem atakow terrorystycznych. Tymczasem, poza skrajnymi przypadkami ludzie ci nie sa ekstremistami. Pragnienia mlodych, wyksztalconych np. w Teheranie niewiele roznia sie od pragnien ich rowiesnikow na Zachodzie. Czy to w Teheranie, czy Islamabadzie, Kairze lub Rabacie, zyje wielu ludzi z otwartymi umyslami, ktorym nie mozna zarzucac zlej woli i warto szukac z nimi porozumienia, dokladnie tak jak staraja sie to robic dziennikarze BBC. Chcialoby sie wierzyc, ze umiarkowani muzulmanie nie stracili resztek zaufania do Zachodu i jego uniwersalnych wartosci, i chcieliby godzic wlasna islamska tozsamosc z nowoczesnym zachodnim stylem zycia.
Wydaje sie ze to wlasnie oni mogli by stanowic przeciwwage dla fundamentalistow islamskich zdobywajacych coraz wieksza popularnosc w tych krajach. Niestety, dotychczasowa polityka Stanow mocno temu nie sprzyjala. Najwiecej szkod wyrzadzila ekipa Busha, ktora ze swoja arogancja i retoryka wojenna, oraz w bezwzglednym wspieraniu Izraela, kierowala wielu z nich prosto w ramiona ekstremistow. Polityka Busha stanowila wode na mlyn wszelkiej masci islamskich radykalow promujacych wojne z niewiernymi.
W dobie internetu trudno powstrzymac przeplyw informacji, stad tez do muzulmanow na calym swiecie docieral chociazby przekaz ponizania przez Amerykanow muzulmanskich wiezniow wAbu Ghraib, ktory swietnie wspolgral z wojenna, pelna arogancji retoryka wypowiedzi ich szefa. Gdy dodamy do tego jeszcze wojne w Libanie w 2003, wraz z niszczeniem infastruktury cywilnej, bombardowanie gesto zaludnionej Gazy w 2009, czy niedawny krwawy atak izraelskich komandosow na flotyle wolnosci, to mozna zakladac ze obecnie obojetnie kto bedzie rzadzil w krajach muzulmanskich, to ich obywatele i tak beda wrogo nastawieni do Stanow, ktore nieprzypadkowo utozsamiane sa z polityka Izraela. Sposob traktowania Palestynczykow przez Izraelczykow, i ich okupacja Zachodniego Brzegu i Wschodniej Jerozolimy, jest dla muzulmanow na calym swiecie spoiwem generujacym poczucie solidarnosci wobec ponizanych pobratyncow. Cale szczescie ludzie o umiarkowanych pogladach w tych krajach zdaja sie nie utozsamiac wszystkich Chrzescijan i Zydow z polityka Izraela i Stanow.
Myla sie ci ktorzy sadza ze niedawna zielona rewolucja w Iranie, nawet gdyby doprowadzila do przewrotu i obalenia rezimu ajatollachow, zmienila by cos w stosunku Iranczykow do Izraela i do wspierajacych go Stanow. Gdyby powstal tam nowy rzad majacy pelne poparcie spoleczenstwa, to zapewne program zbrojen i chec zdobycia broni jadrowej pozostala by tam niezmienna. Iranczycy nie bez racji twierdza ze skoro agresywny Izrael ja posiada to oni tez maja takie prawo. Gdyby Amerykanie z Izraelczykami chcieli zmienic polityke tego kraju to musieli by zainstalowac tam kolejnego usluznego satrape, ale przeciez ten wariant byl juz w Iranie przerabiany i wszyscy wiedza jak to sie skonczylo.
Obecne wydarzenia w Egipcie pokazuja jak nietrwala jest dotychczasowa doktryna Stanow oparta na utrzymywaniu zaufanych ludzi u wladzy, wbrew woli ich obywateli. Obama zdaje sie to zaczynac rozumiec. Dowodem na to moze byc odciecie sie Stanow od rezimu Mubaraka i wsparcie demonstrantow. To jedyna sensowna droga na przyszlosc, choc oczywiscie istnieje przy okazji ryzyko ze po wladze siegna ekstremisci. Jednak, pomimo tego warto zaryzykowac. Moze to stanowic pierwszy krok w kierunku odzyskania zaufania swiata arabskiego do Stanow. Klucz do sukcesu tkwi w umiejetnosci zdobycia serc mlodych muzulmanow w Teheranie, Islamabadzie, Egipcie i innych stolicach krajow muzulmanskich. A obama ma to "cos" co moze mu pomoc tego dokonac, bo nie da sie na dluzsza mete z jednej strony prawic peany o nadrzednej roli demokracji, a z drugiej strony wspierac dyktatorow, ktorzy sa jej zaprzeczeniem. Stany jak najszybciej powinny zerwac z imperialna i klamliwa polityka ery Busha, i pozbyc sie wszelkich jej zaszlosci. Nastepnie, wspierac wszelkie umiarkowane sily jakie jeszcze w swiecie arabskim pozostaly.
Jakkolwiek patrzec na problemy Bliskiego Wschodu, to zawsze przed oczami staje nierozwiazany problem okupacji przez Izrael Zachodniego Brzegu i Wschodniej Jerozolimy, oraz nierozwiazana sprawa milionow palestynskich uchodzcow. I dopoki dalej nic sie w tym wzgledzie nie zmieni, to bedzie ona wracac rykoszetem i destabilizowc kazde nawet najrozsadniejsze proby zbudowania tam czegos sensownego. Ostatnie tapniecia w regionie wywolalo w Jerozolimie wyrazny niepokoj. Byc moze politycy izraelscy zrozumieja wreszcie ze droga do stabilizacji prowadzi poprzez probe porozumienia z Arabami, a nie jak to bylo dotychczas poprzez ciagla konfrontacje z nimi. Do tego potrzebny jest kompromis, czyli sprawiedliwy podzial ziemi na ktorej wspolnie zyja Palestynczycy i Zydzi. Dotychczas Izraelczycy nie kwapili sie do tego, czy ostatnie wydarzenia ich otrzezwia, czas pokaze.
Inne tematy w dziale Polityka