Parę razy spotykałem się z opinią, że pod światło fotografować, ani filmować nie należy. Słońce, które wdziera się wprost do obiektywu, przypomina barbarzyńcę. Stawia wszystko głowie. Burzy ustalony porządek rzeczy i sprawia, że ludzie, przedmioty i krajobrazy ulegają jakiemuś niedopuszczalnemu wynaturzeniu. Wszystko wygląda inaczej. Zdaje się być stworzone z innej materii. Poza tym słońce oślepia. Kiedy wpada bezpośrednio do naszych oczu, tracimy orientację w przestrzeni i czujemy się poirytowani.
Ale za to właśnie je lubię - że potrafi tak zaskakiwać i odmieniać przyzwyczajenia codzienności, które utrwalają naszą ślepotę z bez pównania większą konsekwencją.
Przed dwiema godzinami wróciłem z mojego wzgórza na Schönebergu, którego fotografowanie stało się ostatnio moją namiętnością. Dzisiaj przyjechałem tam pół godziny wcześniej, gdyż chciałem uczestniczyć w zachodzie słońca, a nie w tym, co następuje po nim. To, co tam zobaczyłem, zaparło mi dech w piersiach. Pierwsze trzy, cztery zdjęcia zrobiłem niemal w tej samej chwili, kiedy tam przyszedłem, bez ustawiania przesłony i ostrości.




W jakimś momencie zaczęło mi się wydawać, że widzę duchy.




Inne tematy w dziale Rozmaitości