Być może dziury w asfalcie są pożyteczne – eliminują wszak słabsze pojazdy z ruchu (na przykład mój). Przyjmijmy jednak ostrożnie, że przeważają negatywy. Skoro tak, to zastanówmy się, jak je eliminować. Wydawałoby się, że nic prostszego na świecie: załatać. Błąd. Bo jeśli ktoś już wygrał przetarg, to po co ma się męczyć? Niech męczą się ci, co przegrywają (cha, cha, cha). My dzięki dojściom mamy ten przetarg w kieszeni i już nie musimy spieszyć się. Jeśli kontrakt na dwa lata, to załatamy za rok, bo czymś trzeba będzie się wykazać przed następnym przetargiem, by nie szemrali zbyt głośno frajerzy.
Skąd wiemy, że tak jest? Nie wiemy, ale domyślamy się. Dziur tyle, co w PRLu narobiło się, jakaś przyczyna musi być. Po drugie, skoro zielone światło dla inwencji niczym nie ograniczonej zapalił sam Premier, to nie mogło to pozostać niezauważone przez jego ludzi z niższych szczebli. Sygnał był wyraźny - „róbta co chceta” byle żyło się lepiej. Domyślili się więc, że musiał ostrzec tak na wszelki wypadek swoich najbliższych współpracowników o węszeniu Centralnego Biura Antykorupcyjnego niczym Sobotko Starachowice, bo lojalny jest niezwykle. Widzieli, że wywalił na zbity pysk policjanta, który wykrył aferę hazardową. Kropkę nad „i” postawiły ał-torytety oralne w osobach Michnika i Wojewódzkiego: „wolę przekręty PO niż rządy PiSu” lub jakoś tak stwierdził ten pierwszy, na co ochoczo, jak pamiętają ci co oglądali, przystał ten drugi.
I stał się cud, korupcja zniknęła, jak ręką odjął. Pitera nie ma nic do roboty. Nie wiadomo nawet czy żyje. Chyba ją przesuną na jakieś wyższe stanowisko po Łabudzie. Od trzech lat nie było żadnej nowej afery! I nie będzie. Przynajmniej do wyborów.
Nie tylko cud, ale wreszcie w czymś jesteśmy w ścisłej czołówce: w liczbie dziur. Łukaszenka pewnie je pokazuje w swoim wielkim PeGeeRze, by udowodnić wyższość.
Elity III RP realizują dobrowolnie, a nawet z entuzjazmem, te same cele polityczne, które w PRLu musiały mieć ochronę armii czerwonej, aparatu partyjnego, milicji, SB i WSW, potężnej sieci tajnych współpracowników. Elity III RP realizują dobrowolnie, a nawet z entuzjazmem, cele polityczne agresywnego imperializmu Kremla bez wsparcia rozbudowanego do przecinków w zdaniach aparatu cenzorskiego. Elity III RP nienawidzą elit przeciwstawiających się im tak samo jak pryszczaci w czasach stalinowskich nienawidzili żołnierzy wyklętych.
Elity III RP realizują dobrowolnie, a nawet z entuzjazmem, te same cele polityczne co PRL znacznie lepiej. W PRLu nie stawiano pomników hordom bolszewickim z 1920 roku, ze szkół nie rugowano Mickiewicza, pod koniec nie wsadzano do więzienia na 8 miesięcy kogoś kto powiedział, że rządzący są głupi, nie prowadzono frontalnej wojny z polską tradycją i Kościołem, nie zwalczano w sposób jawny tego wszystkiego co buduje poczucie tożsamości narodowej i co daje poczucie dumy Polakom, nie niszczono na taką skalę oświaty i kultury. Nie zlikwidowano polskiego wojska.
Podobnie jak dzisiaj starano się przykrywać wasalne relacje, uzależnienie i wyzysk, dobrosąsiedzkimi relacjami, sympatią do Rosji, słowiańską wspólnotą. Łatwiej było ukryć uprzywilejowanie, korupcję i inne właściwe dla systemu neokolonialnego patologie, ale też możliwości w tym względzie z powodu organicznej niewydolności systemu były bardzo ograniczone.
W żadnym momencie, nawet w czasie stalinowskiej nocy, nie odważono się zabić, w biały dzień, zbiorowo, na oczach całego świata, przywódców tych, którzy na to wszystko się nie godzą. "Nic się nie stało" w chwilę po tragedii smoleńskiej usłyszały elity III RP od swojego najwyższego kapłana.
Dlaczego tak się porobiło?
"Budowa państwa opartego na aparacie wywodzącym się z PZPR i SB była możliwa tylko pod warunkiem stworzenia gigantycznego systemu kłamstwa. Kłamstwa, w którym agenci komunistycznej bezpieki są bohaterami opozycji, partyjni nadzorcy i niszczyciele polskiej nauki – wybitnymi twórcami, a zwykli tchórze i złodzieje – moralnymi autorytetami" (Antoni Macierewicz - "Najdłuższa walka nowoczesnej Europy")
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka