Fakt, że wysoko postawiony dostojnik kościelny deklaruje swój homoseksualizm wbrew pozorom jest kwestią mało istotną. Homoseksualizm – pomimo że wykreślony z listy chorób w 1974 roku pod naciskiem środowisk gejowskich wśród amerykańskich psychiatrów – wciąż jest bowiem traktowany w najlepszym razie jako zaburzenie preferencji seksualnych. I jako takie może dotknąć każdego. Nawet dostojnika kościelnego. Nie jest to więc wydarzeniem mogącym obalić wiarygodność Kościoła. Człowiek bywa ułomny, i co jak co ale to właśnie rolą kościoła jest przypominanie tej prawdy.
Mimo wszystko, ja jako katolik mam ze spektaklem odegranym przez księdza Krzysztofa Charamsę pewien poważny problem, i na dodatek mało związany z rywalizacja w debacie publicznej.
Ksiądz Charamsa – czemu nie sposób zaprzeczyć – był bowiem od wielu lat duchownym który nie tylko zgłębiał przekaz Ewangelii ale, można powiedzieć, szukał relacji z Bogiem. Nie mam zamiaru dywagować nad osobą Charamsy, choćby dlatego, że obejrzenie kilku wystąpień tego człowieka daje mi poczucie, że zmaga się on z ogromnym osobistym problemem i należy mu się mądra wyrozumiałość. W przestrzeni publicznej zaś, jego deklaracje napotkały na wsparcie środowisk które po jego oczywistym odejściu z Kościoła Katolickiego, z czasem zaczną od niego wymagać także zanegowania istnienia Boga – jako zaprzeczenia idei racjonalnego humanizmu wbrew dogmatowi wiary. Innymi słowy, jestem pewien, że dziś ksiądz – a pewnego dnia pan Charamsa poczuje wokół siebie straszną pustkę. I mam nadzieję że Kościół Katolicki będzie stać na to wyciągnąć do niego rękę.
Mój problem, jak wspomniałem, nie ma nic wspólnego ani z kondycją Kościoła ani z kłopotami czy postawą księdza Charamsy – to bardziej refleksja nad tym, dlaczego wieloletnie zgłębianie treści Ewangelii, życia Chrystusa i sensu doktryn religii chrześcijańskiej nie jest w stanie uchronić przed grzechem.
Cokolwiek bowiem chciał zademonstrować ksiądz Charamsa,i jak byśmy tego nie wyjaśnili, to faktem jest że nie tylko człowiek o skłonnościach homoseksualnych ale też ktoś kto nie broni się przed kontaktami homoseksualnymi, może być człowiekiem głęboko wierzącym.
W jednym ze swoich wywiadów Charamsa ostro skrytykował retorykę księdza Oko. W dyskusję – w oczywisty sposób – zaangażował się także redaktor Tomasz Terlikowski. I wspominam o tym tylko dlatego że zarówno postawę (jakkolwiek bym jej nie nazwał) księdza Charamsy, jak i choćby wyrażane zawsze z wysokiego „c” i zawsze nieodłącznym podniesionym głosem wypowiedzi Tomasza Terlikowskiego odbieram jako pogubienie nauki Chrytusa. Co do istoty sprawy, bliżej mi oczywiście do optyki Terlikowskiego – mam jednak wrażenie że z powodu narzucenia przez środowiska LGBT chorego dyktatu tolerancji, zbyt często wpadamy w pułapkę – odrzucając też miłosierdzie i wyrozumiałość. Sukcesem zła jest to, że zgubiliśmy gdzieś naszą chrześcijańską – a nawet katolicką mądrość, i to tylko dlatego że próbowano nam narzucić sofizmat tolerancji. Charamsa jednak stał się przede wszystkim przypomnieniem, że także człowiek dotknięty homoseksualizmem także jest naszym bratem w obliczu Boga. I także bardzo w Niego wierzy. Cokolwiek z tym zrobimy to nie wolno nam o tym zapomnieć.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo