Kiedy piszę tą notkę nie wiadomo jeszcze kto zostanie nowym szefem Komisji Europejskiej. Wciąż trwają bowiem próby ostatecznego podporządkowania wszystkich narzędzi funkcjonowania Unii Europejskiej – w polityce, gospodarce, finansach i prawodawstwie - interesom Niemiec i Francji. Co ciekawe o ile jeszcze w 2012 roku kiedy ruszyła lawina tzw reformy Komisji, promowano tezę że priorytetem są interesy całej strefy euro, to dziś nikt już nawet nie próbuje maskować prawdziwych intencji.
.
Z punktu widzenia szarego obywatela Unii najciekawsze jednak jest to, jaki obraz unijnego modelu demokracji malują obecne wybory na szefa Komisji. Komisarz Timmermans nie jest przecież dyplomatą czy mężem stanu, co w strukturze tworzonej przez państwa o rozbieżnych często interesach , byłoby rozwiązaniem pożytecznym. Wręcz przeciwnie, dotychczasowy wiceszef Komisji jest bardzo typowym dla dzisiejszej Unii politykiem i liderem partii która przed kilkoma laty sprawowała władzę w jego państwie i wysunęła go wówczas na unijne stanowisko. Jednak w międzyczasie przegrała wybory, utraciła władzę a ów nominat na unijnych salonach znalazł się w sytuacji wyboru: albo całkowita lojalność wobec protektorów wewnątrz unijnej struktury, albo powrót do swojego kraju i status szeregowego polityka opozycji – często zresztą marginalizowanego przez nowe władze własnej partii.
Frans Timmermans jak wiemy nie jest tu wyjątkiem.
Pozwolę sobie tu na osobiste skojarzenie z wyborem w 2007 roku Stefana Niesiołowskiego na stanowisko wicemarszałka Sejmu RP. Wówczas także w pokazowy wręcz sposób wybierano człowieka skrajnie stronniczego i osobiście zaangażowanego w walkę z opozycją na stanowisko wymagające dobrych relacji ze wszystkimi stronami debaty. Mimo że o Niesiołowskim wiadomo było wówczas, że będzie zwalczał opozycję w sposób bezwstydnie wręcz agresywny, to jednocześnie cynicznie i drwiąco uzasadniano ten wybór szlachetnymi cechami i otwartością Niesiołowskiego. Podyktowanie kandydatury Fransa Timmermansa jako przyszłego szefa KE bardzo przypomina dziś ówczesną debatę w polskim parlamencie - trudno się też dziwić że w tajnym głosowaniu jego kandydatura by przepadła.
Można powiedzieć, że gdyby dzisiejsi wybitni obrońcy demokracji w strukturach Unii, sami podali się dziś demokratycznej procedurze to nie tylko nie mieliby najmniejszych szans na sprawowanie władzy w swoich państwach, ale przede wszystkim nikt nie dałby im demokratycznego mandatu do zajmowania decyzyjnego stanowiska w strukturze samej Unii. Jedyną szansą a kontynuowanie kariery politycznej jest dla tych ludzi zakulisowy deal wbrew woli wyborców. Jakikolwiek wybór na szefa Komisji Europejskiej – ale przeprowadzony z poszanowaniem zasad demokracji – czyli w wyborach powszechnych i tajnych – nie dałby dziś Timmermansowi posady.
.
Jednak nawet jeśli Niemcom i Francji uda się dziś zmusić wspólnotę do wyboru swojego zaufanego człowieka na stanowisko szefa Komisji Europejskiej, to po zamieszaniu z wiązanym z jego wyborem, Unia nie będzie już taka sama. Przede wszystkim dlatego że silny głos Grupy Wyszehradzkiej i Włoch przywrócił w unijnej układance mechanizmy demokratycznej dyskusji. I myślę że dobrze bo niegdysiejsza historia Unii Hanzeatyckiej pokazuje jak kończy międzynarodowa struktura w której kilku graczy zaczyna coraz śmielej szantażować i podporządkowywać sobie resztę.
Inne tematy w dziale Polityka