Pojawiły się dwie kolejne - po pierwszej mojej - polskie wersje tekstu protest songu Danser Encore. Co chcą nam przekazać?
Melodie i słowa niosą ze sobą określone, ukierunkowane inspiracje. A melodia zespolona ze słowami może mieć już naprawdę dużą moc. Słowa ewokują całe światy konotacji, skojarzeń i emocji, nie trzeba znać późnego Wittgensteina, by to wiedzieć. Mało jest słów "bezkarnych", neutralnych, co do których definicji wszyscy się zgadzają (nawet miłość, Bóg i dobro są różnie definiowane przez grupy o różnym charakterze religijnym, etnicznym i cywilizacyjnym). Większość słów jest płodnych, rodzących w nas mnóstwo fenomenów psychicznych (o znaczeniu rodzaju pieśni śpiewanych w państwie i typów skal muzycznych pisał już Platon), a tym samym groźnych, bo takich, które budzą w nas coś, by coś innego usypiać. Nie tylko życie to wybór. Mowa to też wybór. Wybór metod i środków, wybór celów końcowych i pośrednich, wybór najwyższych wartości, wybór kryteriów uznania danego człowieka za bliźniego (czyli członka wspólnoty rządzonej, kierującej się wspólnym duchem i wspólnymi najwyższymi wartościami). O tym wszystkim informuje nas mowa, język, słownictwo danego człowieka, pieśni, dzieła sztuki a nawet... aktu prawnego. Mówię o mowie, oczywiście, a nie o newspeak. Mowa, słowo może rozmywać naszą dynamikę, energię i ich treść, pacyfikować odwagę i wyobraźnię, usypiać czujność i wnikliwość. Spacyfikowana odwaga zamienią się w... hołuj (холуй - раболепствующий, прислуживающийся человек, выслуживающийся перед высокими чинами ◇ Всегда найдётся холуй, готовый выполнить любой приказ, zawsze znajdzie się jakiś hołuj, gotów wypełnić każdy rozkaz). Właśnie na hołujach wznieśli nam gmach plandemii.
Odpowiednie słowo może także mobilizować w człowieku to, co jemu samemu jeszcze nie znane, bo go przerastające częściowo, choć będące w jego natężonym zasięgu. Może budzić wspólność opartą na fałszywych, dehumanizujących podstawach lub wspólnotę opartą na dobru wspólnym, pomagającą jednostkom stać się osobami, indywidualnościami a z czasem może i wojownikami ducha. Wszystko to leży w mocy słowa. Także i zwłaszcza słowa pieśni niesionego smutną lub radosną, wojowniczą lub niewolniczą, mechaniczną lub inspiratywną melodią. Bo pieśń to głos i myśl duszy. Pieśń zdejmuje maskę z tego, kto jest jej autorem, a tego, kto ją śpiewa - f o r m u j e. Pieśń może nawet poprowadzić masy tam, gdzie dobrowolnie by nie poszły.
Cóż więc proponują nam obie Panie? Pierwszy był mój przekład ("wersja inspirowana oryginałem HK", jak nazwali mój przekład w niezwykle pozytywnej recenzji członkowie francuskiego zespołu będącego wykonawcą jednej z dwóch francuskich wersji). Zaraz po nim pojawiła się wersja p.Joanny Chołuj, autorki blogu "Okiem Matki Słowianki", współautorki jakichś tekstów pisanych razem z Edwardem Sławianinem (sic! славянин). Cóż, tekst tej Pani, jaki jest każdy widzi. Niezgrabności rytmiczne, dużo banału, trochę waty słownej uszczelniającej dziury treści i rymów oraz spowijający piosenkę (przecież nie... pieśń) duch prymitywizacji przekazu aż do pozoracji buntu i pozorowania głębi. Podczas wykonywania pierwszej wersji język się naszej pani plącze w sposób typowy dla obywateli dwujęzycznych... Dykcja nie istnieje. Melodia oryginału odeszła w siną dal wraz ze swoją zaczepnością, zadziornością i prawie wojowniczym potencjałem. Został jakiś marsz żałobny plagiatujący Biczewską.
Parę dni później wyskoczyła druga polska wersja - p.Alicji B.Aschmann. Na dzień dobry owa Pani żyjąca w Niemczech - i sugerująca, że jest polonistką - wsadziła w opublikowany tekst taki błąd (ortograficzno-semantyczny), że wszystkie słowniki języka polskiego się zarumieniły. Pani zza zachodniej granicy zachowuje jakąś tam skoczność melodii, ale to co robi z tekstem, to zbrodnia. I na dodatek w komentarzu przyznaje się, iż zrobiła to celowo. A mianowicie wykastrowuje tekst pioseneczki z wszelkich odniesień do polityki, sytuacji politycznej i warstw rządzących. Usuwa zdecydowane słowa protestu i wezwania do "resistance". O maseczkach pisze niewolniczo: "maski nas nie przeinaczą". Wolność nazywa... grą (bo pasuje jej to do rymu), daje w tekście takie kwiatki jak: "wolność to optymalna muzyka" lub niewolnicze, usprawiedliwiające zdanie: "przecież to nie jest żaden błąd". Przeglądając inne filmy Autorki z kanału YT (o oczyszczaniu mieszkań ze złej energii, kręgach zbożowych etc.) nie dziwi, że sfera duchowa, którą wpycha nawet w nadmiarze do tekstu Danser Encore jest rangi właśnie... bioenergoterapeutycznej.
Podsumowując: dziwi tak szybka reakcja kręgów... zbożowych :) na palącą potrzebę polskiej wersji. Dziwi zsynchronizowany wspólny duch pacyfikacyjny obu piosnek obu pań. A co nie dziwi? Nie dziwi, iż podłoże obydwu "przekładów" (pani Chołuj i Aschmann) zdaje się pokrywać i wyczerpywać trzy podmioty dwóch kondominiów i jednego zarządu powierniczego ze znanego powiedzenia.
Dancer Encore - Taniec Radości (polska wersja)
https://www.salon24.pl/u/wawel/1127798,dancer-encore-taniec-radosci-polski-przeklad