Jaki to ma sens telefonować do prokuratora, gdy jestem rzekomo aresztowany? Dobrze, nie będę telefonował.- Ależ proszę - powiedział nadzorca i wskazał ręką na przedpokój, gdzie był telefon. - Proszę, może pan zatelefonować.- Nie, już teraz nie chcę - rzekł K. i podszedł do okna.Naprzeciw całe towarzystwo stało jeszcze u okna i tylko jego zbliżenie się zmieszało nieco obserwatorów. (…)
- Tam są także tacy widzowie! - zawolal K. całkiem głośno do nadzorcy i pokazał ich wskazującym palcem. - Precz stąd! - krzyknął potem do nich.Wszyscy(…)zaraz się też cofnęli o kilka kroków, (…). Całkiem jednak nie zniknęli, lecz zdawali się czekać na sposobność, kiedy będą mogli znowu zbliżyć się do okna.
- Natrętni, niewychowani ludzie! - powiedział K., odwracając się od okna. Nadzorca prawdopodobnie zgadzał się z nim, co K. stwierdził, jak mu się zdawało, spojrzeniem z ukosa. Ale równie dobrze mógł niczego nie słyszeć, gdyż jedną rękę silnie przyciskał do stołu i był widocznie zajęty porównywaniem długości palców. Obaj strażnicy siedzieli na kufrze przykrytym ozdobną kapą i tarli swoje kolana. Trzej młodzi ludzie wsparli się rękoma o biodra i patrzyli wokół bez celu.Było cicho jak w jakimś opustoszałym biurze.
[Franz Kafka – Proces]
Z niezliczonych, indywidualnych pomyłek powstaje wielka, zbiorowa pomyłka. I ta pomyłka to nasza jedyna prawda.
Melancholia przy oknie: na ulicy mrowie(…)gnomów, które wyrastają spod ziemi jak trujące grzyby i uwijają się niczym szkodniki, czyhając na łup, według własnych praw, trudnych do pojęcia, niczym flora i fauna jakiejś obcej planety.
[Imre Kertesz – Ja, inny. Kronika przemiany.]
ŁAWA RZĄDOWA
Słońce grzało tak, jak nie przymierzając, grzała się Madonna na rocznicę Powstania. Przy ławeczce Młodych Wykształconych rozlegał się gwar i dźwięk tranzystora z przewieszonej przez ramię Chudego torby:
Cheers to the freaking weekend
I drink to that, yeah yeah
Oh let the Jameson sink in
I drink to that, yeah yeah
Don't let the bastards get you down
Turn it around with another round
There's a party at the bar everybody put your glasses up and
I drink to that, I drink to that, I drink to that
(Yeah yeah yeah yeah yeah yeah yeah yeah yeah yeah).
- Tyczka, ścisz te kataryne. Kupiłbyś se jakąś empetrójkę ćwoku.
- Sam se kup. Będę se w uszy pchał jakieś gówna, zdurniałeś, czy co? A na zebrach, to jak – według ciebie - jak usłysze, że bryka się zbliża?
Rozkręcającą się konwersację na temat ekspansji nowoczesnych technologii we współczesnym, zglobalizowanym świecie i jej wpływu na obywatelskie bezpieczeństwo przerwało zachwianie się Władka. Chwycił go za frak i naprostował Siwy, kwitując fakt rzeczową konstatacją: „Ścina Burego. Nie dawajcie mu już”. I z butelki o politycznej nazwie „Przyszłość” pociągnął długi, dwuosobowy łyk piwa.
Po chwili zebrało mu się widocznie na okołopołudniowe dywagacje, bo zaczął z grubej rury.
- Słyszeliśta pijusy, co w kablówce nawijał prezes Spółdzielni?
Nikt nie wykazywał szczególnego napięcia w związku z zapowiadanym wystąpieniem. Łysy i Panki zajęci byli, zgodnie z programem oszczędnościowym rządu, robieniem z trzech petów jednego papierosa.
- Inwazja inicjatyw rewitalizacji terenów rekreacyjnych zagraża naszej, tak z trudem wypracowanej autonomii, zagraża niechybnie.
Bury zachybotał się i spadł z ławki. Upadł tak szczęśliwie, że jego reklamówka z pokruszonym chlebem znalazła się pod głową.
- Zwolniło się miejsce – skwitował Siwy. Bury potwierdził stan faktyczny, jednym, krótkim chrapnięciem.
- Słuchacie, czy nie? Posły jedne… - zdenerwował się zbyt koalicyjną atmosferą Siwy.
Napięcie pomiędzy Siwym a resztą ławeczki, to wzrastające, to malejące, jak fazy tarła Premiera z Partią Chłopską, skutecznie zliwidowało pojawienie się w drzwiach sklepiku Rysiex Drinx heteroseksualnej, okrągłej istoty.
- Dawaj Zuza! Sklep nie pędzący królik, nie ucieknie! Dawaj mała, zrobimy komisję sejmową do spraw niezmienności pogody, hehe. Będziesz naszą Sekułą, co przemawia do pustych ławek, haha!
- Ide, ideee! Macie fajki?
- Nie rób jaj. Nie bedziem przeca trachać sowy do Aten, hehe. Daj tam swojego malboraka.
Wyciągnęła z otłuszczonej kieszeni fartucha paczkę i poczęstowała tych wybranych, co wykazywali jeszcze oznaki zdolności wyborczych.
- Co się tak oglądasz ciągle?
- A bo, szef, prostak jeden, ma monitoring u siebie w kanciapie…
- Piernicz jego inwigilację. Takie są, niestety, w dzisiejszym świecie zagrożonym fundamentalizmem religijnym, wysokie standardy. Nie słyszałaś ekspoze? Nie będziem klękać przed podsłuchującymi! Ale rozumiemy ich. Ręka rękę, znaczy chciałem powiedzieć, lud władzę myje, władza lud. My przymykamy jedno oko, oni drugie i tak prowadzi ślepy kulawego. Zresztą teraz Olimp leci, półfinały płotków. A nasze władze na każdym szczeblu tej drabiny biznesowej, tfu, politycznej, to jak wiadomo koneserzy cygar, hippiki, polowań i – last but not least – sportu.
- Te, Siwy, nie szpanuj. Masz sąsiadkę z komitetu wyborczego platformy, to myślisz, żeś rozumy pozjadał czy jak? Las czy nie las, nie ważne, ważne że…gdzie trzeba wlazł i wie komu posmarować. Gdyby nie on, to musielibyśmy w hurtowni kupować naszą „Przyszłość”. A tak to dostarcza nam pod nos. I jak tu na takiego nie zagłosować?
- Wzniesiem okrzyk? – ocknął się Bury po krótkim pobycie w gabinecie odnowy trawiasto-glebowej, zmienił pozycję na siedzącą i zanurzył rękę w pogniecionej reklamówce mając nadzieję na napotkanie dłonią czegoś w kształcie butelki ale ręka uwięzła w pokruszonym, jak dla ptaków, chlebie.
- Czemu nie? – przytaknął Chudy, obracając się tyłem do damy, gdyż zmusiła go do tego niedżentelmeńska, obiektywna konieczność złapania umykającej fali życiodajnego RMF.
- PIS frajery! PIS mohery! PIS do wora, na PO pora!! – wrzasnęli chórem.
- Liberalizm! Liberalizm!! – wyrwał się Bury, otrzepując się z trawy.
- Tee, dzidziuś, nie przesadzaj. Jakby ci tu Donald pojechał liberalizmem, to byś bracie nie wiedział, gdzie przód, gdzie tył masz. Wypluj te słowo, nieroztropny nieuku!
- Oki, oki. Kumam. PO tak, ale…przewidywalność nade wszystko.
- No, teraz dobrze gadasz. Przewidywalność, spokój, stabilizacja, bratnie uczucia, pamięć o bezrobotnych krewnych i ogólnie miłość i dobrość.
- Ale żeście się rozpolitykowali chłopaki – włączyła się subtelnie Zuza do właśnie kończącego się wiecu poparcia Rządu Stabilizacji Narodowej, gasząc malboraka o przepełnioną plastikowymi butelkami śmietniczkę.
- Yees, yeees, yeeees! - wrzasnęła podskakując, aż się jej rozkołysały atrybuty. – Stary pojechał!
- Z czego się tak cieszysz? I co z tego, że pojechał?
- Eh ty durny, durny. Jak byś w życiu o niewidzialnej ręce rynku nie słyszał…
- Możesz jaśniej, księżniczko, nasz lokalny cieniu Bufetowej?
- Jaśniej? Jaśnie panicz się znalazł… Niech ci będzie. Już rozjaśniam. Widziałeś może w telewizji profesora Radosława Markowskiego albo doktora Rafała Chwedoruka?
- Ja tam się płotami nie zajmuje. U mnie tylko rekiny biznesu szacun wzbudzają. Donald, Rado, Waldek, owszem, lubię gości. Wiedzą czego chcą, hehe. W sumie, to tego samego, co my. Wspólnoty i świętego spokoju. Mają w sobie coś z ducha niezapomnianego Olka – rozmarzył się Siwy i sięgnął po coraz lżejszą butelkę „Przyszłości”. - Eh, gdzie te czasy. Joanna, Olek, Ałganow, relax i filipińskie ciągi 30-dniowe. Jajogłowych nie słucham – powiedział w kierunku Zuzy na chwilę przed odwróceniem do góry dnem ciemnozielonego, rytualnego pucharu antypisowców.
- Wiesz, co to znaczy myślenie analityczne i przyszłościowe? – ciągnęła niezrażona wolnorynkówa, Zuza.
- Do rzeczy, mała. Nie mydl mi tu oczu pijarem.
- Co je będę się długo rozwodziła. Jak rozwód to…krótki, haha! Patriarchat nie przejdzie, hehe. No więc, Stary wychodzi, to ja na ladę 5 żurów domowych i 4 fasolki po bretońsku, co mi wczoraj tato wyprodukował. Kumasz? Pora obiadowa się zbliża… Zaraz wparują do szopu samotni kawalerowie i leniwe żony i rzucą się na gotowiznę, hehe. Wolny rynek i niewidzialna ręka, hehe… Nalepki mi siostrzeniec wydrukował na kompie. Kiszone już rano dorzuciłam do beczułki i jakoś się kręci. Byle jakiś pisowiec się nie dowiedział, bo te świry od razu zgłoszą albo w gazetce lokalnej opiszą… I już roboty nie znajdę, chyba że w OLT. Najgorsi ci ideowcy. Z szefem sobie poradzę. Nawet jakby wyczaił, że coś wykładam poza fakturą, to raz widziałam, jak po niego przyjechała taka jedna, w niebieskiej sukience. Jeden telefonik do żony i podział majątku. I on o tym wie, że ja wiem. To są najtrwalsze więzy, takie obustronne zaufanie na bazie poszanowania wolności - puściła oko z nieskrywanym zadowoleniem kogoś, kto we własnym mniemaniu zbliżył się do odkrycia tajemnicy bytu.
- Zuza, nie rozgaduj się tak, tylko przynieś browar. Jutro ci uregulujem.
- Już znam ja te wasze jutro, zielona wyspa, dogonienie Portugalii i wyjście z grupy, hehe. Co wolno Donaldowi – roziskrzyły się jej oczy – to nie wam, łajdusy. No dobra, jedno wam przyniosę. Jakie chcecie? „Stabilizacja” czy „Przełom”?
- „Przełom”, ma 5,7%.
- Zuza, tylko się nie popłacz – krzyknął Chudy. Donald woli Angelę i Ewę.
Ławeczka zarechotała. Ale nie za długo, bo a nuż jakiś narodowiec by nagrał na dyktafon ich dworowanie z Donalda, którego w gruncie rzeczy kochali bezwarunkowo. Tak, jak kocha się własne słabości, tak jak kocha się własną niemoc i poczucie wiecznego niespełnienia przykrytego pięknymi marzeniami. Byli go pewni, tak jak się jest pewnym swojego wrodzonego sprytu i umiejętności kłamania bez mrugnięcia powieką. Byli pewni, że jakby ich nie przycisnął, to i tak zostawi im tyle furtek, że nie zginą. A kaczora nienawidzili, tak jak nienawidzi się prawa, przenikliwego wzroku, kogoś kto psuje rozkręcającą się zabawę albo takiej czarnej owcy, co nie chce wypić z innymi w godzinach pracy, gdy cała brygada pije.
- Kaczor to kablarz – wyrwał się Bury, wypowiadając na głos myśli pozostałych. Donald nigdy cię nie sprzeda. Jak na Sycylii. A Prezes to kablarz, jak wszyscy prawnicy.
- Nie chrzań, Bury. Połóż się lepiej i policz ławce nogi. Po primo, prawnik, to był ten, co go ruskie zab…, przerwał i rozejrzał się dookoła, znaczy ten, co naciskał. Po sekundo, nie idealizuj tu brachu palestry. Palestra to filar społecznej gospodarki rychowej, tfu, rynkowej. Sędzia ci wszystko wybaczy, bo sędzia mój miły, to szmaaaaal. Skarbonka w togę przyodziana – Siwy wyraźnie miał kłopoty z wyjściem z niebezpiecznego stanu refleksji, więc Zuza podała mu butelkę wyrwaną Buremu.
- Oba prawnicy – zakończyła wątek Zuza, której zawilgocone oczy wskazywały, iż w wyobraźni biega po zielonych łąkach splatając dłonie z Donaldem.
- Wiecie - kontynuowała - czasem mi się słowa w wiersz układają, jak myślę o Premierze.
Donald, Donald, Donald wspaniały,
dni twoich rządów pełne chwały,
Tyś zwycięski, dzielny i ponad klęski,
Tyś kraju nadzieja i Europy ostoja,
gdy otwierasz usta – jam cała Twoja.
- I jak wam się podoba? Może zamieszczę na swoim blogu. Wiecie, mam coraz więcej wejść.
- Za dużo akcentów osobistych. Musisz wziąć korki z ekonomii, politologii i europeistyki – polemicznie, ale z ukrytym podziwem skwitował Siwy chwilę słabości Zuzy. – Ale masz żyłkę. Chyba nawet lepsza jesteś od Bronkozaura.
- Dzięki, Siwy – wydusiła wzruszona Zuza i pobiegła do lodówki po jeszcze dwie ”Stabilizacje”.
Stabilizacja jak to stabilizacja, dość szybko się kończyła. Atmosfera zaczęła siadać na sąsiedniej ławeczce. Każdy zaczynał myśleć o swoich szansach i obowiązkach na resztę tego pięknego, słonecznego, choć nieco zbyt parnego dnia. Bury przypomniał sobie o dwóch jednostkach płatniczych, które miał odebrać od tego spod ósemki. Chudemu baterie zaczęły rzęzić jak były marszałek sejmu. Zuza kątem oka dostrzegła dwójkę kandydatów na target niewidzialnej ręki.
- Kończym naradę, drodzy parafianie – zamknął spotkanie Siwy. Tusk wam w oko, lebiegi. Lecę. Ciao. I oddalił się nucąc:
Tylko platforma, tylko platforma,
Nie na poważnie, ale tak tylko…pro forma.
Coś go tknęło, żeby się odwrócić. Spojrzał w górę na bliskie ławki drzewo. Drewniany karmnik dla ptaków jakby w tej właśnie chwili obrócił się o 45 stopni a w jego wnętrzu, zdało mu się jakby dwa razy mignęło czerwone światełko.
- Ja cię…szanuję – powiedział sam do siebie – ale ten browar mocny, pewnie czegoś dosypują. Ładna ci…”Stabilizacja”, ale mają te nazwy, niech ich… Zaśmiał się i raźniejszym krokiem ruszył przed siebie.
Kilka godzin później Zuza krzątała się po mieszkaniu, gdy nagle zawołała ją córka.
- Mamo, mamo!
- Co chciałaś?
- Wiesz, ale numer był dziś w szkole.
- Co się stało?
- Mieliśmy taką wolniejszą lekcję, bo pani od polskiego musiała wyjechać i zastępowała ją wychowawczyni.
- No i?
- Powiedziała, że powtórzymy sobie ważne wydarzenia historyczne z ostatnich dwudziestu lat. Zaczęła mówić o referendum unijnym, o śmierci prof.Geremka, o nagrodzie jaką dostał od Niemców Tusk, nagrodzie, no tego, zaraz, Rathenaua i…
- Nie mów, Jagoda, Tusk, to tak brzydko brzmi. Mów premier Tusk, dziecko…
- Dobra, słuchaj dalej. I zgłosił się Marek, wiesz, ten blondyn co mieszka za Lidlem.
- Wiem, i co?
- I powiedział, że dla niego takim wydarzeniem była katastrofa samolotu i pogrzeb Kaczyńskiego na Wawelu, że pojechał tam z rodzicami, że było niesamowicie, tyle ludzi, taka atmosfera… Wychowawczyni zrobiła się czerwona na twarzy. Chłopcy się smieli, że zapaliła się jej czerwona kontrolka w oczach. Powiedział, że przywiózł różne foldery, ulotki pamiątkowe i że wziął po dwie, właśnie dla Pani Wychowawczyni. I, wiesz, przerwała mu. Powiedziała, że nie na temat mówi i że dziękuje za ulotki, ale nie weźmie, bo widziała zdjęcia w gazecie. I pochyliła się i coś zaznaczyła w dzienniku i w zeszycie uwag.
- Może miała rację, córuś…
- No i powiedziała, że musi wyjść na 10 minut do dyrektora. Niezły numer, co?
- Jak tam z lekcjami, Jagoda? – Zuza z premedytacją pozostawiła wątki poruszone przez córkę bez odpowiedzi – za godzinę ci sprawdzę zeszyty. Rozległo się trzaśnięcie drzwiami. Była sama w dużym pokoju. Wyjęła z barku „Amaretto” wraz z kieliszkiem i weszła w „Google grafika” pooglądać zdjęcia Premiera i Nergala. Za oknami zaczynał się piękny, krwistopomarańczowy zachód słońca. Mocny promień słońca padł na grzbiety odziedziczonych po dziadku, dwóch, czarnych, grubych tomów Der Untergang des Abendlandes.
OD NIEDAWNA PISZĘ TEŻ NA DRUGIM BLOGU JAKO W A W E L 2 4 https://www.salon24.pl/u/wawel24/ Uszanować chciałbym Niebo, Ziemi czołem się pokłonić, ale człowiek jam niewdzięczny, że niedoskonały... =================================================== Nagroda Roczna „Poetry&Paratheatre” w Dziedzinie Sztuki ♛2012 - (kategoria: poetycki eksperyment roku 2012) ♛2013 - (kategoria: poezja, esej, tłumaczenie) za rozpętanie dyskusji wokół poezji Emily Dickinson i wkład do teorii tłumaczeń ED na język polski ==========================
❀ TEMATYCZNA LISTA NOTEK ❀
F I L O Z O F I A ✹ AGONIA LOGOSU H I S T O R I A 1.Ludobójstwo. Odsłona pierwsza. Precedens i wzór. 2. Hołodomor. Ludobójstwo. Odsłona druga. Nowe metody. 3.10.04.2011 WARSZAWA, KRAKÓW –- PAMIĘĆ I OBURZENIE======= ================ P O E Z J A 1. SZYMBORSKA czyli BIESIADNY SEN MOTYLA 2. Dziękomium strof Strofa (titulogram) 3.Limeryk 4.TRZEJ MĘDRCOWIE a koń każdego w innym kolorze... 5.CO SIĘ DZIEJE H U M O R -S A T Y R A -G R O T E S K A -K A B A R E T 1.KSIĘGA POWIEDZEŃ III RP czyli ZABIĆ ŚMIECHEM 2.KABARET TIMUR PRZEDSTAWIA czyli Witam telefrajerów... 3.III RP czyli Zmierzch Różowego Cesarstwa 4. Biłgoraj na tarasie - SZTUKA PRZETRWANIA DLA ELYT Z AWANSU 5.MANIFEST KBW czyli Kuczyński, Bratkowski, Wołek 6.SONATA NIESIOŁOWSKA a la Tarantella czyli KOLAPS STEFANA 7.Transatlantyckie - orędzie Bronisława Komorowskiego W Ę G R Y 1.WĘGRY, TELEWIZJA, KIBICE 2.GALERIA ZDJĘĆ węgierskich 3.ORBAN I CZERWONY PRĘGIERZ M U Z Y K A 1.D E V I C S 2.DEVICS - druga część muzycznej podróży... 3.HUGO RACE and The True Spirit 4.SALTILLO - to nie z importu lek, SALTILLO - nie nazwa to rośliny 5.HALOU - muzyka jak wytrawny szampan 6.ARVO PÄRT - Muzyka ciszy i pamięci 7. ♪ VICTIMAE PASCHALI LAUDES ♬
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka