W pewnym momencie na ulicach miast antycznej Grecji pojawili się dziwni osobnicy. Masturbowali się publicznie jak gdyby nigdy nic. Swoje potrzeby też załatwiali w uczęszczanych miejscach, na placach, drogach, tam gdzie stali i gdzie spali, wszelki wstyd uważając za małość "ducha" a bezwstyd za "cnotę" i przejaw "wolności". Roztaczali więc trochę niemiłą woń, lecz sami uważali ten zapach za odór świętości. Stworzyli swój system pojęciowy, gdzie prawie każde pojęcie oznaczało co innego, niż u rzetelnych myślicieli. Jeden z nich podobno spał w beczce. Byłby to tylko barwny epizod dawnej historii, gdyby nie zastanawiająca trwałość ich "idei" snujących się przez wieki jak uporczywy zapach. Mało kto wie, iż atak na państwo narodowe, na rodzinę, na prawo, porządek właśnie u tych dziwnych osobników bierze swój początek. Jeden z nich, Antystenes jako pierwszy zaczął używać pojęcia... kosmopolityzm, tego samego, które na przykład dziś kieruje działalnością równie cnotliwego jak cynicy "filantropa" Sorosa. W pewnym sensie uliczne kloaki cyników były prefiguracją przeróżnych fundacji społeczeństwa otwartego a ich uliczne prowokacje zapowiedzią przeróżnych antysocjalnych marszów i imprez finansowanych przez kosmopolitę Sorosa i innych jemu podobnych "obywateli świata".
Cynicy profanowali pojęcie "arete" (cnota). Uważali w swej misjonarskiej bucie, że „cnotą zaś jest postępowanie zgodne [...] z naturalnymi popędami, a te cynicy rozumieli w sposób bardzo zwierzęcy, co przyniosło im pogardliwą nazwę „psich” czy „pieskich” filozofów [...]” [por. M.Plezia] . Głupotą wg nich jest poddawanie się jakimkolwiek ograniczeniom, które narzuca życie kulturalne „bez którego przecież zwierzęta obywają się znakomicie, zaspokajając wszystkie swoje potrzeby i pragnienia na oczach całego świata” [Plezia]. Eksponowali prowokacyjnie „zaprzeczenie wszelkich więzów społecznych [...] cynicy nie uznawali instytucji rodziny, a jedynie wolną miłość [...], wyobrażając sobie społeczeństwo ludzkie na kształt wielkich stad zwierząt. Podobnie lekceważyli więzy wynikające dla każdego Greka z jego przynależności do określonej polis [...].”
Dzisiaj wychodzą na ulice dziesiątek miast nie tylko Europy. Tkaniny z ich wydzielinami zapełniają galerie "sztuki" dostępując miana twórczości. Kawałki materiału z symbolami ich magii bezwstydu powiewają nad naszymi miastami i szkołami. Wspierają ich prezydenci i ambasady. Jakże głęboka musi być choroba ducha Zachodu, by majakom orientalnych żądz oddawać centra miast w biały dzień. Jaka małość ducha i strachliwość. Jak mała musi być władza, która w swoich państwach sama płaci bezwstydowi prowokującemu tumulty przestraszona kabalistyczną pałką słowa "tolerancja"?
https://www.salon24.pl/u/wawel24/997325,misja-pc-i-pis-nie-dopuscic-do-wladzy-ruchow-i-partii-prawicowych-i-narodowych