As polskiego lotnictwa myśliwskiego, dowódca Dywizjonu 303, Witold Urbanowicz, w swojej książce „Ogień nad Chinami” sugestywnie opisał wędrówkę wiszącym mostem bambusowym.
„ … Po czterdziestu minutach marszu stajemy przed głębokim wąwozem, na którego dnie szumi wodospad. Idący przodem Chińczyk zatrzymuje się, zapala swoją długą fajkę, rozgląda się i mówi:
– Tam na prawo jest bambusowy most, przez który musimy przejść. Trzeba tylko uważać, iść równo noga za nogą, nie mylić kroku, bo most jest wiszący i chwieje się jak trapez. …
… Mylę krok i most zaczyna się beznadziejnie huśtać. Ma zaledwie półtora metra szerokości, a zamiast poręczy jest lina, oparcie niezbyt pewne…. Idziemy dalej, stąpamy delikatnie jak tancerki w balecie, ale i tak most, raz rozhuśtany, kiwa się jak trapez w cyrku…. Kiedy się idzie nocą po takim rozhuśtanym moście z giętkich pędów bambusa, niemal czuje się za plecami czyjś bieg. Nie mogę powstrzymać się od ustawicznego oglądania się do tyłu…
… Most kiwa się coraz bardziej, w pewnej chwili tracę równowagę, kurczowo łapię się liny, z przechylonego kosza reszta ryb wędruje do wodospadu… Jestem gruntownie zdegustowany…
… Staruszek Tung widocznie wyczuł moje czarne myśli.
– Wypocznie pan w górach: spokój, czyste powietrze, piękne widoki – zachwala.
– Z tego mostu też piękny widok – mruczę.
– Nareszcie polubił pan ten most. To jeden z najpiękniejszych i najstarszych mostów wiszących w prowincji Jünnan.
– I liny w nim, także są stare?
– Wszystko jest stare, razem ze mną…
… Kiedy w dwa dni potem o świcie wracałem z Tungiem przez ten sam wiszący most, nie miałem już kłopotów z zachowaniem równowagi. Byliśmy obaj po kilku czarkach doskonałego grzanego wina, szliśmy jak na defiladzie…”
Również Fa Xian, pierwszy chiński pielgrzym buddyjski do Indii, przeszedł przez podobny most o wiele wcześniej, bo w 399 r. n.e., pozostawiając ten opis swoich przeżyć *:
„Kontynuowaliśmy naszą podróż przez doliny i przełęcze łańcucha górskiego Zongling, podróżując przez 15 dni na południowy zachód. Ścieżka jest trudna i zniszczona; po drodze strome skały i przepaście. Zbocza gór to po prostu kamienne ściany sięgające 800 stóp. Od samego spoglądania w dół dostaje się zawrotów głowy, a gdy chce się dać krok do przodu, nie jest się pewnym oparcia dla nóg. Poniżej płynie rzeka Xintou. Ludzie w dawnych czasach przedarli się przez skały i zbudowali drogę. Do skalnych ścian przymocowali drabinki, z których z siedemset trzeba pokonać. Następnie ze strachem przechodzi się nad rzeką, mostem z zawieszonych lin”.
Z powieści o średniowiecznych rycerzach znamy zamkowe mosty zwodzone o płaskim pomoście zawieszonym na linach, co jest niewątpliwie chińskim wynalazkiem. Prawdopodobnie dwie bardziej prymitywne jego postacie – prosty most linowy i most linowy o kształcie zgodnym z krzywiznami lin – pochodzą również z Chin. Zwykłą linę przerzuconą nad wąwozem i jej modyfikacje poznaliśmy w poprzedniej notce. Informacje o nich można znaleźć w chińskich kronikach dynastycznych z 25 r. p.n.e. i 90 r. n.e.
Najlepsze mosty linowe wykonywano z bambusa, a ich wytrzymałość jest porównywalna ze stalą. Te wzbudzające uczucie grozy przeprawy, mimo wszystko były pewne i bezpieczne.
Linami bambusowymi posługiwano się w transporcie. Już Marco Polo opisał, jak Chińczycy wykorzystują je do holowania łodzi.
Także Witold Urbanowicz w wyżej wspomnianej książce zwrócił uwagę na zbliżone zastosowanie.
„…Rozbite kamienie wkładano znowu do koszy i przenoszono na lotnisko, usypując pas szerokości około 25-3o metrów. Kobiety i dzieci rzucały na ów pas piasek i suchą glinę, polewały wodą z drewnianych kubłów i glinianych dzbanów, i udeptywały nogami. Na koniec przychodził ciężki walec, po którym przejściu pas startowy stawał się gładki jak z asfaltu. Walec był cementowy, ciężki i także poruszany siłą ludzką. Ciągnęło go stu Chińczyków. Z powrozami przełożonymi przez nagie piersi, wsparci stopami w ziemię, pochyleni ku przodowi, ciągnęli milcząco, nieustępliwie, krok za krokiem, bez odpoczynku…”
Liny konopne pod wpływem działania wody tracą około 25% swojej wytrzymałości, natomiast bambusowe odwrotnie - w stanie mokrym ich wytrzymałość na rozciąganie plecionki wzrasta około 20%. Długość dostępnych lin bambusowych wynosiła do 400m.
Jak tego dokonywano przez wieki, uzyskując niezawodne liny?
Liny powstawały w ten sposób, że w ich środku znajdował się rdzeń bambusowy otoczony splecionymi bambusowymi paskami pozyskanymi z zewnętrznych warstw tej rośliny bogatych w krzemionkę, co podwyższało odporność na ścieranie o powierzchnie skalne czy rurki pomagające w przemieszczaniu się.
Zachowanie plecionki wynikało z naciągu – im był większy, tym mocniej zewnętrzne paski ściskały wewnętrzny rdzeń. Była to forma zabezpieczenie, na wypadek pęknięcia wewnętrznego pasma liny jako pierwszego, aby splecione paski zewnętrzne bardzo szybko się nie rozplotły. Liny o średnicy 5 cm, skręcano po trzy, lub więcej, tworząc jednolity kabel.
Aby utrzymać odpowiedni naciąg lin, mocowano je do ogromnych kołowrotów drewnianych, osadzonych w murze, z koszami wypełnionymi kamieniami celem uzyskania przeciwwagi.
PS
W kolejnych wpisach powędrujemy po znanych mostach wiszących. Zapraszam.
Źródło: * Geniusz Chin. 3000 lat nauki, odkryć i wynalazków – Robert Temple
http://www.guaduabamboo.com/uses/bamboo-cables
http://greaterancestors.com/bamboo-cable-steel/
........................
POLECAM: Tematyczny SPIS TREŚCI wszystkich notek blogu.
Chiny u Europejczyka, który stara się poznać odrębność obyczajowości, bogactwo kultury i historii wywołują całkowity zawrót głowy.
POLECAM aplikację na Android "Odkryj Chiny" – poza Polską "Ancient China". Oprócz możliwości poznania pięknych okolic w Chinach, ściągnięcia na pulpit zdjęć w rozdzielczości HD, w formie gry sprawdzimy naszą wiedzę o tych miejscach.
Nagroda za rok 2014 „Poetry&Paratheatre” w kategorii: Popularyzacja Sztuki - Motywy przyrodnicze w poezji chińskiej
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo