Długo - jednym zabrało to całe życie, innym, jak mnie, młodość – czekaliśmy na wysadzenie z siodła komuny. Każdy podług własnej wyobraźni snuł plany nowego porządku. Niewiele wiedzieliśmy wtedy o państwie, o administracji, o służbach.
Górował optymizm – na koń siędziem i jakoś tam będzie. Polska bez komunistów jawiła się nam pięknie, jak z przedwojennych „Płomyków”. Posprzątamy dom i urządzimy w nim nowe, dobre życie. Zatryumfuje sprawiedliwość i skończy się historia. Ot taka nasza, regionalna wizja Arkadii.
Kiedy po 1990 roku zaczęły się schody, walczyliśmy dalej – a to z postkomuchami, to znów z agentami, z rusofilami i zdrajcami. Walki trwały, lata mijały i ani się spostrzegliśmy jak wyrosło nowe pokolenie, które ni w ząb już nie pojmuje naszych batalii.
Polskę dosięgły problemy typowe dla wyzwolonych kolonii. Owszem złagodzone jej europejskim rodowodem, jednak jaskrawe i dojmujące. Gospodarka nie wyrosła na swobodnej grze rynkowych sił. Administracji nie stworzyli idealiści, a poziom życia nie poszybował do pułapu choćby Portugalii.
Nie pomogła nam ani klasa polityczna, ani kreatorzy idei. Ci ostatni zresztą zeszli już chyba śmiercią naturalną i poza niskonakładowymi periodykami, nikt już o realnych ideach nie dywaguje. Może Janek Rokita, ale on przebywa na głębokim wewnętrznym wygnaniu.
W międzyczasie zmarł Kisiel, odszedł Rybiński, do kąta uciekł Piotr Wierzbicki. Następców brakło.
I tak obudziliśmy się w średniej wielkości kraju, nękanym problemami ekonomicznymi.
W kraju, w którym nakłady książek sięgają w zenicie dziesięciu tysięcy egzemplarzy, gdzie gazety układają coraz bardziej zwulgaryzowane treści a telewizje ścigają się w upraszczaniu prostego. W kraju gdzie przepustką do wielkości jest rola w serialu „M jak miłość” i podobnej konfekcji, gdzie aktor Karolak głosi prawdy objawione na równi z Rymkiewiczem czy Nowakowskim. Ci ostatni jednak, jakby zażenowani częściej milczą.
Wąska elita wydała z siebie marnych dziennikarzy, a ci, świadomi swojej marności, zbijają się w stadka i gęgają jednym – sformatowanym (modne słowo) głosem. Mamy więc takiego Larry Kinga na jakiego zasłużyliśmy i Oprah skrojoną na naszą, nadwiślańską miarę. Mamy CNN ze „Szkłem kontaktowym”.
W emocjach wypowiadamy wielkie słowa, toczymy wielkie (jak nam się zdaje) spory, a wynika z tego tyle co zawsze.
Do rangi narodowego sporu podnosimy formę naszej piłkarskiej kadry, a luminarze mediów lepiej dziś znają składy drużyn ligowych kopaczy niż podstawowe, zdawałoby się, rzeczy Manna, Dostojewskiego czy choćby Różewicza.
Frustrujemy się bylejakością życia publicznego, słabością elit i uzurpacyjnością tych którzy za elity się poczytują. W społecznej świadomości więcej znaczy „Pudelek” niż krakowskie „Arcana”.
Chcielibyśmy większych rzeczy, a nam pospolitość trzeszczy w zębach (skrzeczy).
Moja świętej pamięci babcia, kresowa, staroświecka dama, zwykła mawiać:
- Jak cię wszystko denerwuje i chcesz zmieniać świat, to zanim zaczniesz latać, usiądź na krześle i napij się zimnej wody. Wtedy zobaczysz, że latają tylko myszygene (była ze Wschodu, a tam często zapożyczało się kwiecistych określeń z innych narzeczy), ludzie chodzą.
Wszystko o czym pisze sprawia mi realną przykrość, ale najwyższa już pora, aby zdać sobie sprawę, że Baśń właśnie się spełniła drastycznie realnym finałem. Magia zaklęć z naszej narodowej mitologii nie działa. Życie pozostaje tym czym jest – utkane z niedoskonałości, nudy i kompromisów – ale właśnie życie niesie nadzieję, że coś można zmienić,
Aby tak się stało pora porzucić mrzonki i czas zacząć na nowo definiować nasze miejsce i nasze polskie powinności. Takie zadania powinniśmy stawiać politykom i pisarzom, myślicielom – o ile takowi nie wyginęli ze szczętem.
Jest 2010 rok, dwadzieścia lat po przegonieniu czerwonego. Polska cierpi z powodu coraz gorzej maskowanego upadku finansów publicznych, korupcja istnieje w rozmiarach postkolonialnych, gospodarka jest na szczytach znomenklaturyzowana, prawo choruje na instrumentalizację, media się skarykaturyzują (nie tylko niestety u nas). Widownia, jak w cyrku, woli akrobatyczne popisy i baby z brodami, a gremialnie ucieka od chociażby świetnego cyklu Basi Włodarczyk - „Szerokie Tory”.
Obok jest Rosja, Niemcy i cała zamglona Europa. A czym my się zajmujemy?
Inne tematy w dziale Polityka