Pisałem już o typku zwanym Jeremiaszem Barańskim „Baraniną”, wspomniałem też o nieszczęsnym Jacku Dębskim. Dziś przywołam postać, która łączyła tych dwóch ancymonków.
Zrobię tak bowiem ktoś usilnie mnie prosił, abym już do tego tematu nie wracał, a jako że dusza ze mnie przekorna to takie dictum działa bardzo mobilizująco.
Tak więc do rzeczy: Ryszarda Cz. spotkałem wiele lat temu, był nauczycielem fizyki w Technikum Łączności w Krakowie. Pierwszy raz zetknelismy się w małej restauracyjce "Milano" przy ulicy Praskiej. Był rok chyba 1998, a on opowiadał mi o oszałamiających mechanizmach rządzących światowymi giełdami.
Nie był fantastą, wielu ludzi fantastycznie zarabiało na powierzonych mu pieniądzach. Napisał kilka inwestorskich programów i całymi nocami, z pasją, grał na giełdach. Właściwie pasjonował się tylko dwoma rzeczami: piłką nożna i giełdą.
Giełdowa i piłkarska smykałka zapędziły go w nie lada kłopoty. Na którymś meczu spotkał Jacka Dębskiego, ten powierzył mu spore pieniądze i poznał go ze swoim „kuzynem” „Baraniną”. Wkrótce Ryszard obracał na giełdzie pieniędzmi obu tych dżentelmenów. Wtedy, po raz pierwszy zainteresowała się nim policja. W śledztwie toczonym po zastrzeleniu Dębskiego nosił pseudonim „Makler”.
Ryszard inwestował także pieniądze słynnej Fundacji Salezjańskiej. Dostał za to karne zarzuty.
Tu również można napisać sensacyjną książkę o jego przygodach z oficerami komunistycznych służb, księżmi i inspirowanymi przez oficerów dziennikarzami. Ostatecznie rozstał się ze szkołą, zaszył w małym mieszkanku na peryferyjnym osiedlu i namiętnie grał dalej. W międzyczasie stracił cztery miliony dolarów na oszustwie związanym z Warsaw Future Trading, został konsultantem Saxo Banku i jeździł na najważniejsze mecze piłkarskie w Europie. Stał się na tyle znany, że zamożni inwestorzy w Europie przysyłali po niego śmigłowiec, aby przybył na konsultacje.
Sympatyczny,sprawiający wrażenie szczerego Ryszard miał jednak zadziwiającą predylekcję do mieszania się w sprawy kryminalne. Ukrywał się w swoim mieszkanku, a jednocześnie ciągle podtrzymywał dziwne kontakty. Pewnego dnia zaproponowałem mu, że zrobimy film o tym jak się zdobywa na giełdzie milion dolarów a potem przekażemy te pieniądze na biedne dzieciaki. Zapalił się, zaczął ostro grać, uruchomił specjalny rachunek – zrobiliśmy pierwsze zdjęcia do filmu...i nagle zniknął.
Film diabli wzięli. Potem pojawiał się jeszcze kilkukrotnie, ale nie miałem już ochoty zajmować się jego losami. Trochę dyskutowaliśmy o giełdzie, o piłce (choć tego nie lubię i nie znam się kompletnie na kopanej). Mówił, że znów gromadzą się nad jego głową chmury, nie chciał jednak być szczery. Czegoś panicznie się obawiał, ale nie miał ochoty o tym rozmawiać. W końcu przepadł ostatecznie. Znajomi opowiadali mi o jego działaniach w kilku miastach Polski, ale od kilku lat nie widziałem go na oczy. Groziło mu parę procesów i parę przestępczych grup. Co się z nim stało?
Może Wy wiecie?
Chętnie zrobiłbym w końcu większy reportaż o dziwacznym Ryszardzie Cz. i jego niewiarygodnych przypadkach. Chciałbym też ostatecznie wyrobić sobie na jego temat pogląd: do dziś nie wiem czy jest porywającym hochsztaplerem, czy też niewiarygodnie pechowym geniuszem.
Rysiu odezwij się czas, aby Gadowski opisal twoje dzieje, a wiesz, ze nikt nie zrobi tego uczciwiej, bo też nikt z pismaków nie zna cię tak dobrze jak ja.
Inne tematy w dziale Polityka