Kilka lat temu regularnie, co tydzień, zasiadałem w zacisznym studiu Radia Kraków, aby prowadzić audycję „Gadokracja”. Była to audycja na żywo, w czasie której rozmawiałem ze swoimi gośćmi o rzeczach z pozoru oderwanych od rzeczywistości i niepotrzebnych: wartościach, szatanie, co byśmy załatwili, gdyby jutro był koniec świata etc. Czytałem ciekawe myśli wyszperane w najbardziej zakurzonych książkach z mojej biblioteki, a nawet czasem czytałem wierszyki, które specjalnie pisałem do „Gadokracji”.
Jednym słowem opisywałem świat bez polityki, pieniędzy, pijaru i „gender studies”.
Pewnego dnia podkusiło mnie, aby zadać słuchaczom pytanie: „Czy poezja jest komukolwiek potrzebna?”.
Do studia zaprosiłem doktora Jerzego Ilga, jednego z pierwszych polskich hippisów,opozycjonistę, literata i redaktora naczelnego „Znaku” oraz Staszka Markowskiego, autora hymnu "Solidarności, poetę, a właściwie by najtrafniej rzec – poetę fotografii.
Audycja toczyła się w najlepsze, było miło ciekawie. Staszku, Jurku, poezja, Brodski, Venclowa.
Przyjemnie podrzucało się kolejne kwestie i cytaty, słuchacze dzwonili.
Rozluźniłem się i z uśmiechem spoglądałem na miłych rozmówców. Naraz padła kwestia moralnego przesłania poezji i poetów. Jerzy Ilg wspomniał o „żyjących wielkich autorytetach”.
- Kogo masz Jurku na myśli? – spytał Stachu Markowski, a w jego oku zauważyłem czujny błysk.
- Na przykład Wisławę Szymborską – odrzekł ze spokojem szef „Znaku”.
- Czy masz na myśli także jej wiersze na cześć komunizmu, partii i Lenina? - Stanisław nie zmienił tembru głosu, zajrzał tylko głębiej w oczy rozmówcy.
Te oczy pociemniały. Jerzy Ilg zerwał się ze stołka.
- To jest chamstwo! – wykrzyknął
- Jakie chamstwo? – Stanisław nadal wpatrywał się w oblicze kreatora „Znaku”.
- Podłe Staszku, podłe… w tej atmosferze nie będę dalej rozmawiał! – huknął doktor Ilg
Zerwał się i energicznie ruszył do wyjścia.
Pozostało mi jedynie słowem odmalowywać to, czego nie mogli zobaczyć słuchacze.
Doktor Ilg opuścił audycję, a mnie pozostało doprowadzić ją do końca i przyjmować lawinowo rosnącą ilość telefonów od rozemocjonowanych słuchaczy.
Audycja zyskała niespodziewany, jak mówią moi studenci – „power”.
Emocje, opinie, Stanisław tłumaczący powód poruszenia kwestii wczesnej twórczości noblistki, kontekst „zszarganego autorytetu”, krakowskie smaczki trudno przekładalne na ogólnopolskie podniebienia.
Audycja zakończyła się, na korytarzu powitało mnie grobowe milczenie. Cisza, jakby ktoś zdetonował granat. Spojrzenia z niemym pytaniem: co teraz będzie?
Wylali mnie z radia. „Gadokracja” zakończyła swój eteryczny żywot.
Inne tematy w dziale Polityka