Istnieje Polska, która nie jest napasioną Warszawą czy Krakowem. Nasze samozadowolone elity jej nie dostrzegają.
Co może zmienić zmęczony nauczyciel, sterany rolnik czy matka kilkorga dzieci, która nie nosi podróbek Gucciego i nie operuje sobie piersi? Co mogą niemodni, nie pachnący Thierry Muglerem, ludzie zbici w szary tłum na przystanku, w drodze do pracy?
Popatrzą sobie wieczorem na telewizor, poczytają lifestylowe bzdety z kolorowych czasopism i zmęczeni pójdą spać.
Topowi dziennikarze nie bywają w małych miasteczkach i wioskach... i dobrze. Nie będą opowiadać o tym – z uśmiechem politowania, jak biali ludzie – pławiąc się w kuszącej gnojowicy programu Wojewódzkiego.
Nie bywają i dobrze. Po co mieliby szydzić z ludzi, którzy przed podróżą czynią znak krzyża. Niepotrzebne są ich kąśliwe uwagi na temat ludzi modlących się w kościele.
Zauważają ich - zwykłych ludzi, szarą masę, zwierciadło samouwielbienia - tak jak „dobrzy biali” dostrzegali w XIX wieku Masajów.
Bawiący się w modnych knajpach medialni gówniarze już nie pamiętają jak wyruszali do swojego życia. Co słyszeli na rozstanie od swoich niemodnych rodziców.
Rozmawiałem dziś ze Staszkiem Markowskim, wrażliwym fotografem, który kiedyś ujął mnie fotografią przedstawiającą ogoloną głowę i byczy kark. Ten byczy kark na kartce rozprostowanej o kolumnę jasnogórskiego sanktuarium, koślawymi literami, pisał: „Panie Boże ocal moją mamę...”.
Staszek opowiadał mi o swojej nowej fotografii: młoda Cyganka zmęczona usnęła siedząc pod kościołem, rękami jednak tuli maleńkie dziecko. Obok wywrócony kubek z nędznymi moniakami. Nic więcej. Twarz umęczonej kobiety, przytulone dziecko i gwar miasta, wir przechodzących stóp.
Inna migawka: stara kobieta pracowicie wiąże wyciągnięty z pojemników na śmieci stos makulatury, wiąże go, a potem ciągnie za sobą, jak burłak Riepina.
Darek Szymura, wrażliwy operator, zrobił wraz z żoną film „Pasja”. Opowiada o pustelniku z Kalwarii Zebrzydowskiej. W pewnej chwili bohater mówi o ludzkim losie, a w kadrze zbliżenie muchy wlokącej się z kałuży wody.
Inna scena: schorowany pustelnik napisał list do papieża Jana Pawła II. Dzielił się w nim swoimi wątpliwościami na temat śmierci. Nie mógł się pogodzić z tym, że świat jest taki piękny, życie cudowne, a tu musi nastąpić śmierć. Nie ufał śmierci, prosił aby zlikwidować to słowo, a zastąpić je słowem „przemiana”.
W końcu papież przyjechał do Kalwarii i Józef – pustelnik powlókł się na spotkanie. Jest w tym filmie scena gdy zgarbiony Józef zdąża do Jana Pawła II, który podobnie zgarbiony wlecze się do papamobile. W emocji obserwujemy jak się do siebie zbliżają, jak już za moment Józef wręczy mu swoje „pisanie”... nagle ręka odpasionego ochroniarza zagradza Józefowi drogę. Widzimy dwóch samotnych, zgarbionych staruszków idących w swoje strony. Samotnych w rozemocjonowanym tłumie.
Za jedną z największych zasług poczytuje sobie, że będąc dyrektorem krakowskiej TVP, udało mi się ten film wyprodukować. Film o niewidocznym, z poziomu „ważnych spraw”, życiu.
Coraz częściej łapię się na tym, że powinnością dziennikarza, jest być tam gdzie nikt nie dociera. Mam już dość opowieści z różnych stron zwaśnionego świata, herosów plastikowej kamery, znawców odległych kontynentów. Życie jest gdzie indziej (pożyczyłem od miłego sercu Kundery), tak daleko, że nie możecie go, wielcy nauczyciele z ekranu, dosięgnąć. Życie jest o miliony lat świetlnych od tego o czym mówicie.
Jest tak daleko, że za progiem, za szybami waszych samochodów, za ścianą.
Polscy dziennikarze, w tym i ja, zupełnie nie opisali dzisiejszej Polski.
Czas chyba to nadrobić. Głos z małych miasteczek, wsi i zza ściany, to nie tylko głos wyborczy, to nie tylko tworzywo manipulacyjne dla mnożących się jak króliki specjalistów od pijaru i mechanizmów społecznych. Głos zza ściany, to być może jedyna prawda z jaką możecie się zetknąć.
Inne tematy w dziale Polityka