Ministerstwo Edukacji Narodowej nie ugięło się pod naciskiem kleru. Szefowa resortu, minister Krystyna Szumilas stwierdziła dziś jasno, że skoro religia znajduje się poza podstawą programową, to nie ma mowy, aby można było zdawać z niej egzaminu maturalnego.
O próbach wepchnięcia religii na maturę pisałem ostatnio dużo, gdyż sprawa ta stała się niejako probierzem stosunków państwo-kościół. Kler, pełen przekonania o tym, że Tusk zrobi zawsze wszystko, czego sobie panowie w sutrannach zażyczą, postanowił wepchnąć przedmiot, który z nauką nie ma nic wspólnego, do grona stricte naukowego. I, co godne szacunku i zaznaczenia, pani minster Szumilas powiedziała "veto" takim nowinkom. Jest to jedna z nielicznych, bardziej odważnych decyzji podejętych przez ministrów Donalda Tuska.
Słabnąca w sondażach PO chyba zaczyna rozumieć, że jej wybory mają dość ideologicznej schizofrenii - z jednej strony "obywatelska" w nazwie, z drugiej - ustępująca klerowi na każdym kroku. Potwierdza to wyraźny ostatnio wzrost poparcia dla RP i SLD, które nie boją się nazywać rzeczy po imieniu. Elektorat PO jest cierpliwy, daleki od nerwowych gestów, węszenia spisków u urządzania manifestacji. Ale nawet jego cierpliwość ma swoje granice. Do wyborów jeszcze dwa lata, więc może Tusk zrozumie nareszcie, że kokietowanie konserwy nic nie da? Kler, choćby i tak dostał od Tuska maturę z religii, stał będzie murem za Kaczyńskim. Po co więc mu ulegać?
