pozwalamy sobie napisać kilka uwag. Ale najpierw, żeby nie było jakichkolwiek niedomówień:
Uważamy ten zwyczaj za głupi. Uważamy, że robi dla Polski fatalny PR. I uważamy, iż nie ma przypadków: To, że ni ztąd ni z zowąd zwyczaj odżył po latach zapomnienia – i wrócił akurat przed wyborami do PE – nie jest przypadkiem, ale – jak powiedział Minister Brudziński – „inne szatany w tym mieszały”. Mieszkańcy Pruchnika mogą nie wiedzieć że są narzędziami w ręku mrocznych sił i mogą naprawdę uważać, że ich zwyczaj to tylko nieszkodliwa zabawa więc o co chodzi – ale są tylko bezwolnymi narzędziami mrocznych sił.
A teraz o tym co ważniejsze.
Ani Gazwyb ani Rzepa ani żadne inne mainstreamowe merdia w Polsce wam o tym nie powiedziały, ale w tym czasie gdy w Polsce trwały kontrowersje na temat palenia kukły Judasza Medgar Evers College, stanowiący część CUNY – miejskiego publicznego uniwersytetu miasta Nowy Jork położony w nowojorskiej dzielnicy Crown Heights postanowił nadać doktorat honoris causa murzyńskiemu działaczowi Alowi Sharptonowi.
Państwo oczywiście nie rozumiecie o co chodzi i dlaczego to takie ważne, że jakiś college o którym nigdy nie słyszeliście nadaje doktorat jakiemuś Murzynowi, o którym też nie słyszeliście. Więc musimy wyjaśnić tło sprawy.
Dzielnica Crown Heights jest zamieszkała przez mieszankę Murzynów oraz żydowskich chasydów. Obie społeczności żyją obok siebie – z pozoru pokojowo, ale pod skórą odnoszą się do siebie z wrogością. Czasem ta wrogość wychodzi na wierzch.
Tak było w roku 1991, kiedy dzielnica stała się sceną wielkich rozruchów antyżydowskich robionych przez społeczność murzyńską. Iskrą, która padła na gromadzący się od lat proch był wypadek samochodowy: ulicą jechała kolumna samochodów wioząca pewnego znakomitego rabina społeczności chasydzkiej i jeden z samochodów kolumny zderzył się z innym autem, wpadł na chodnik i przejechał dwójkę murzyńskich dzieci, z których jednego nie dało się potem uratować. No i się zaczęło.
Detale na temat tego co się potem działo różnią się w zależności od tego które strony słuchać: chasydów czy Murzynów. My Wielki Wódz, nie będziemy relacjonować wszystkich stron i dochodzić kto ma rację. Dość powiedzieć, że skończyło się na wielkiej fali rabunków żydowskich sklepów i biznesów, paleniu samochodów oraz demolowaniu żydowskich domów. Na szczęście ofiar śmiertelnych było mało: skończyło się na jednym, Bogu ducha winnym studencie jesziwy, który znalazł się na ulicy gdy otoczył go tłum murzyńskich osiłków – i w biały dzień, na ulicy zatłukł jak psa. No potem jeszcze zabity został inny mężczyzna, który choć nie był Żydem to został przez Murzynów wzięty za Żyda.
Ale liczba rannych oraz straty materialne były duże.
W rozruchach, gdy już się toczyły na całego, ponurą rolę odegrał Al Sharpton, znany działacz murzyński, żyjący z zawodowego wytaczania procesów o dyskryminację aby od biznesów zdzierać haracze. Bardzo odpychająca postać, funkcjonująca na granicy półświatka. Onże to Al Sharpton, podczas toczących się już rozruchów i rabunków zaczął organizować marsze swoich zwolenników przez dzielnicę Crown Heights, co tylko dolewało oliwy do ognia – i o to chodziło aby dolewać.
Rozruchy opanowano po kilku dniach. Miały jeden skutek pozytywny: w następnych wyborach z hukiem wyleciał ze stanowiska David Dinkins, murzyński burmistrz Nowego Jorku, bez wątpienia jeden z najgorszych lub wręcz najgorszy burmistrz tego miasta w historii – co otworzyło drogę do fotela burmistrza Giulianiemu, który miasto odbudował z ruiny jaką było przez lata rządów demokratów.
Tyle historii. No to teraz Państwo wiecie z czym się w Ameryce kojarzy dzielnica Crown Heights oraz kim jest Al Sharpton. I – mamy nadzieję – rozumiecie co oznacza doniesienie, iż Al Sharpton dostanie honorowy doktorat w college’u w tej dzielnicy. Tak – macie Państwo rację. To jest informacja brzmiąca wręcz surrealistycznie: prowodyr antyżydowskich rozruchów dostanie doktorat honoris causa z collegeu położonego w dzielnicy będącej tychże rozruchów areną. Czysty hardkor po prostu.
No, aż się chce zacytować Mleczkę: „Żeby chociaż było jasno powiedziane czy to jest na serio czy dla jaj”.
Ale jak się dobrze zastanowić, to w tym szaleństwie jest metoda.
Al Sharpton jest postacią odrażającą i powinien (ma na sumieniu dużo ciemnych spraw, od ignorowania płacenia podatków poczynając) dawno być w kryminale. Ale w mieście Nowy Jork ludność kolorowa stanowi ponad połowę, więc spróbujcie go aresztować – a będziecie mieli rozruchy na skalę o rzędy wielkości większe od tych z Crown Heights. Więc jest bezkarny i policja nakukać mu może. A podczas rozruchów pokazał swoją siłę i udowodnił, że jak gwizdnie – to natychmiast murzyńskie bandy zaczną podpalać dzielnicę. A gdy gwizdnie drugi raz – to przestaną. Policja aby rozruchy opanować potrzebuje minimum kilku dni. Lepiej jest więc opłacić murzyńskim prowodyrom haracz aby bezpieczeństwo kupić.
Taki jest sens nadania doktoratu Sharptonowi: ot, próba kupienia go za to aby łaskawie zgodził się nie podjudzać swoich zwolenników do przemocy. Że co, że to jest legalizowanie procederu przestępczego, że tylko zachęca do tego aby półświatek robił co jakiś czas rozruchy aby potem pobierać haracz w zamian za obietnice, że więcej nie będzie?
Owszem. To jest płacenie za (złudne) poczucie bezpieczeństwa. To jest polityka strusia i krótkowzroczna. I co z tego?
Tu Państwo widzicie dwuznaczną rolę organizacji żydowskich. Z jednej strony udają, że nie widzą niebezpieczeństwa na jakie wystawione są żydowskie dzielnice Nowego Jorku. Udają, że nie widzą, kim Al Sharpton jest naprawdę i będą brały za dobrą monetę przemówienia jakie padną podczas ceremonii w college kiedy to usłyszymy jak to Sharpton zasłużył się dla dialogu murzyńsko-chasydzkiego. Spojrzeć na tą historię chłodnym okiem – to dostrzeżemy całą grozę położenia nowojorskiej społeczności żydowskiej i zrozumiemy, że ich dzielnice – Crown Heights czy Williamsburg – wcześniej czy później zapłoną znowu a te rozruchy w 1991 były tylko przygrywką do czegoś znacznie gorszego, co dopiero nadejdzie.
A można te fakty wyprzeć z pamięci, nie dostrzegać ich i zamiast walczyć z wrogami, którzy są blisko i mieszkają w sąsiednich dzielnicach – wyszukiwać wrogów którzy są daleko – a przez to są całkowicie nieszkodliwi. Takich jak na przykład ci specjaliści od palenia kukieł Judasza z Podkarpacia.
Oni dzielnicy żydowskiej w Nowym Jorku nie spalą – więc można ich bezpiecznie atakować. Natomiast Al Sharpton może zacząć gardłować na wiecach po których zaczną się rozruchy – i dzielnice żydowskie staną w ogniu – więc trzeba się z nim obchodzić jak z jajkiem. Bo jak się pogniewa to może być źle. Dlatego trzeba mu dać doktorat, żeby go ugłaskać, żeby był przychylny.
Wnioski są takie:
Do mieszkańców Pruchnika: Po jasną cholerę wam to było? Po co to robicie?
Do organizacji żydowskich, oraz pana Eliasza Barbura i Jonny Danielsa: Rozumiemy wasze oburzenie na palenie kukły Judasza. Ale palenie Judasza to najmniejszy z problemów przed jakimi stoicie. Radzilibyśmy skupić się na niebezpieczeństwach poważnych i bliskich zamiast walczyć z niebezpieczeństwami marginalnymi i daleko.
Inne tematy w dziale Polityka