Marek Budzisz Marek Budzisz
3059
BLOG

Rosyjska kwadratura koła w Syrii.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 55

Działania bojowe w Syrii, jak informuje rosyjska prasa, mimo odbycia i zakończeniu syryjskiego kongresu w Soczi zamiast słabnąć, tylko się nasiliły. Dwa wydarzenia ostatnich dni są szczególnie z tego punktu widzenia ważne.

Otóż Amerykanie poinformowali, że zaatakowali pozycje proreżimowych formacji we wschodniej prowincji Dajr az-Zaur. Miała to być odpowiedź na ostrzał sztabu Syryjskich Sił Demokratycznych (Kurdowie), w którym znajdowali się amerykańscy doradcy wojskowi. W całej sprawie istotne są przynajmniej dwie kwestie. Po pierwsze zaatakowane terytorium znajdowało się w tzw. rosyjsko – syryjskiej strefie odpowiedzialności, na zachód od uzgodnionej linii rozgraniczenia wojsk. Ale znacznie istotniejsza jest informacja, która pojawiła się zaraz po amerykańskim ataku. Rosyjskie Ministerstwo Obrony poinformowało, że agresywne posunięcia wojsk syryjskich nie były z nim konsultowane i w istocie stanowiły coś w rodzaju samowolki. Raczej trudno w to uwierzyć, zwłaszcza w sytuacji, kiedy jak już wielokrotnie informowano wojskami Asada nacierającymi w stronę Eufratu w praktyce dowodzili rosyjscy oficerowie, a generalnie zasadą jest, że rosyjski doradca delegowany jest do każdego oddziału. Oświadczenie Rosjan należałoby traktować, jako próbę rozładowania napięcia w relacji z Amerykanami i element gry, jaką Moskwa prowadzi z Kurdami. Ale warto odnotować i te głosy, które pojawiły się w gronie rosyjskich specjalistów od Bliskiego Wschodu, którzy są zdania, że jest to świadectwo rosnących w Syrii wpływów Iranu. Podobne opinie pojawiają się też w prasie izraelskiej.

W całej sprawie ciekawe jest również i to, że starcie – atak wojsk syryjskich i odpowiedź kurdyjsko – amerykańska miały miejsce, jak informują arabskie sieci, w rejonie pola naftowego Dżafar, gdzie zlokalizowana jest rafineria Konoko. Kiedyś była to instalacja amerykańska, która została znacjonalizowana przez ojca obecnego władcy Syrii. Po wybuchu wojny domowej zakład kontrolowali islamiści, ale jesienią ubiegłego roku zdobyli go Kurdowie, którzy w ramach podziału sfer wpływów przekazali go następnie oddziałom syryjskim. Ale później, po tym jak siły kurdyjskie zbojkotowały kongres w Soczi rafineria ponownie przeszła pod ich kontrolę. I atak, który miał miejsce w ostatnich dniach był próbą odbicia rafinerii. Skądinąd wiadomo, że w czasie, kiedy fabrykę kontrolowały siły lojalne wobec Damaszku zakład, podobnie jak wszystkie instalacje wydobywcze, przesyłowe i przetwórcze ropy naftowej i gazu ziemnego na terenach kontrolowanych przez reżim, ochraniany był przez rosyjskie, prywatne formacje zbrojne. W tym oczywiście słynną Grupę Wagnera. I jak informują rosyjskie media straty w tej grupie są więcej niż prawdopodobne. Wojennoje Obozorienie opublikowało artykuł, w którym, na podstawie informacji z sieci społecznościowych, oblicza się straty „wagnerowców” nawet na kilkanaście osób, jako, że przemieszczająca się kolumna wojsk syryjskich w skład, której również wchodzili rosyjscy najemnicy, została zaatakowana przez amerykańskie śmigłowce Apache i praktycznie w całości zniszczona. Conflict Intelligence Team (CIT) podaje nazwiska 4 zabitych rosyjskich najemników, ale jak informuje liczba może wzrosnąć. Przy czym w artykule zawarte są też i inne interesujące informacje. Zdaniem rosyjskich analityków obecne uderzenie sił amerykańskich nie było wcale przypadkowe, a raczej mieliśmy do czynienie z zaplanowanym, choć przeniesionym w czasie, odwetem za rosyjski atak jeszcze z jesieni ubiegłego roku. Wówczas to wystrzelona z rosyjskiego okrętu rakieta miała zniszczyć bunkier sztabu jak Rosjanie piszą „terrorystów”, w którym, prócz przeciwników Asada miało się znajdować ok. 30 instruktorów wojskowych ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Włoch, Turcji, Kataru i Izraela. Niezależnie od tego czy informacja ta jest prawdziwa czy też nie to nie ulega wątpliwości, że mamy do czynienia z wyraźnym zaostrzeniem sytuacji. Również w planie politycznym. Świadczy o tym choćby ostatni raport ONZ, w którym znajduje się wzmianka o znacznym wzroście liczby ofiar wśród ludności cywilnej w ostatnim tygodniu, co mam mieć związek z rosyjsko – syryjskimi nalotami na północy. Ale nie tylko. Dzisiaj rzecznik Kremla Pieskow oświadczył, że udział Amerykanów w stabilizowanie sytuacji w Syrii jest znikomy. Rosjanie są też zaniepokojeni polityką faktów dokonanych, którą ich zdaniem Amerykanie uprawiają w Syrii. Aleksandr Kinszczak, rosyjski ambasador w Damaszku, oświadczył niedawno, że na terenach kontrolowanych przez koalicję arabsko – kurdyjską, tworzone są organy lokalnej administracji, w tym i ciała przedstawicielskie, które nie uznają jurysdykcji władz w Damaszku. Prowincje te ochraniane są, jego zdaniem, przez formacje wojskowe wchodzące w skład szkolonych przez Amerykanów tzw. Nowej Syryjskiej Wolnej Armii. Taka polityką prowadzi zdaniem Rosjan do faktycznego podziału Syrii.

Na południu kraju sytuacja jest jeszcze bardziej niejasna, mówi się nawet o tym, że Izrael przygotowuje się do działań zbrojnych na wielką skalę. Ale zacznijmy od początku. W sobotę rano w obszar powietrzny Izraela wtargnął dron, który został niemal natychmiast (półtorej minuty po przekroczeniu granicy) zestrzelony. Wojsko poinformowało, że był to dron wystrzelony z obszaru Syrii, a konkretnie z terenów kontrolowanych przez siły irańskie w okolicach Palmiry. I z tego przede wszystkim powodu, lotnictwo Izraela zbombardowało w odpowiedzi, instalacje wojskowe na terytorium Syrii. Tylko, że tym razem, odmiennie niżli wcześniej syryjska obrona przeciwlotnicza otworzyła ogień (kilkanaście, a mówi się nawet o 20 rakietach) i w efekcie zestrzeliła jeden z ośmiu atakujących izraelskich F-16. Samolot spadł już na terytorium Izraela, piloci katapultowali się i przeżyli. To, co się stało ma bardziej psychologiczny wymiar niźli militarny. Izraelskie siły zbrojne straciły pierwszy samolot od 35-lat, a Syryjczycy zapowiedzieli, że podobnych odpowiedzi Tel-Awiw może spodziewać się za każdym razem, kiedy zdecyduje się na atak. Ale to nie koniec historii. Izraelczycy ponownie uderzyli, tym razem, jak oświadczyli w odwecie za zestrzelenie samolotu i zniszczyli 12 celów naziemnych. 8 Kontrolowanych przez wojska syryjskie i cztery przez Iran. Tym razem, jak informuje izraelska prasa, w praktyce zniszczono syryjsko – irańskie siły przeciwlotnicze.

W planie politycznym sytuacja też jest niezwykle interesująca. Rosjanie reagują nadzwyczaj powściągliwie. W sobotę miała miejsce rozmowa telefoniczna izraelskiego premiera i prezydenta Putina. Po jej zakończeniu Kreml wydał komunikat, w którym wzywa „strony konfliktu” do tego, aby powstrzymać się od działań mogących eskalować napięcie.

Ale izraelskie media zadają pytania, które z punktu widzenia Moskwy są dość niewygodne. A mianowicie, dlaczego Rosjanie dopuścili, aby irański dron wypuszczony w Syrii wtargnął w ich przestrzeń powietrzną? Oraz jak to się stało, że syryjskie siły zbrojne korzystające z rosyjskiego sprzętu i kontrolowane przez rosyjskich doradców zestrzeliły izraelski samolot? W dzisiejszym wydaniu The Jerusalem Post, obok antypolskich artykułów (np. o tym, że planujemy ograniczenie eksportu mięsa koszernego) można też przeczytać szereg opinii formułowanych przez izraelskich analityków na temat perspektyw rozwiązania, albo możliwości poszukiwania rozwiązania problemu. Ich zdaniem już od dawna irańscy generałowie uważają, że ze strategicznego punktu widzenia obszar, który winien być kontrolowany przez Teheran obejmować musi tereny syryjskie i libańskie, aż po brzeg Morza Śródziemnego. Ale to nie znaczy, że już dziś może wybuchnąć wielka wojna, choć media w Izraelu pełne są informacji o tym, że armia przerzuca siły na północ. Póki, co, w ich opinii, Irańczycy nie są zainteresowani konfliktem, a jedynie testują izraelską cierpliwość. I teraz poszukiwaniem jakiejś chwiejnej równowagi winna zająć się Moskwa, która utrzymuje dobre relacje zarówno z Irańczykami, jak i z Tel-Awiwem.

Rosyjskie media w podobnym duchu komentują trwającą właśnie bliskowschodnią podróż amerykańskiego Sekretarza Stanu Tillersona. Otóż ich zdaniem Zachodowi już nieco mniej zależy na obaleniu Asada. Teraz zasadniczym wyzwaniem, przed którym stoją Amerykanie jest zmniejszenie wpływów Iranu w Syrii. A w szerszym planie chodzi o dyplomatyczne izolowanie Teheranu. Już teraz zarysowała się dość wyraźna różnica, jeśli idzie o temperaturę wypowiedzi – Kreml jest dość powściągliwy, zaś irańscy ajatollahowie nie owijając w bawełnę zapowiadają „rozprawę” z Izraelem. Przy czym nadal w Rosji trwa dyskusja, kto sfinansuje odbudowę zniszczonego wojną kraju. Nikt nie ma wątpliwości, co do tego, że ani Moskwa ani Teheran nie mają na to pieniędzy. Pieniądze ma Zachód, ale jak się wydaje stawia sprawę dość jasno – dogadajmy się, ale bez Teheranu. A zatem Rosja stawiana jest wobec niewygodnego wyboru, bo może okazać się, że jeśli zwróci się przeciw Teheranowi, to jej wpływy w Syrii mogą podlegać erozji. Z drugiej strony musi się liczyć z konfliktem Izraela, ale też i świata arabskiego orbitującego wokół Arabii Saudyjskiej, z Iranem. A to może oznaczać przedłużanie syryjskiego konfliktu i brak pieniędzy na odbudowę. Zobaczymy jak Putin rozwiąże to, podobne trochę do kwadratury koła, równanie.

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka