Natrafiłem dziś na wpis Łukasza Warzechy, który specjalnie pofatygował się aby podzielić swoimi przemyśleniami z Wirtualną Polską. Przeczytałem uważnie i sprawdziłem aż dwa razy, czy to na pewno Warzecha, Łukasz Warzecha i czy to ten Warzecha.
Od osób zawodowo zajmujących się życiem z pisania wymagam wiele. Życie traktuję serio, a ludzi poważnie, do czasu kiedy się zbłaźnią. Nie chcę przez to powiedzieć, że pan Łukasz Warzecha się zbłaźnił, ale zaznaczyć (niestety) muszę, że prawie otarł się o ten stan. W tekście nie ma nic czego nie można przeczytać dosłownie wszędzie. Zero profesjonalizmu i zero tego, czego od zawodowca oczekuję. Na WP w komentarzach pod niemalże każdym pojawiającym się newsie znajduję ciekawsze i bardziej fachowe spostrzeżenia. A tutaj proszę. Taki pan dziennikarz i takie nic odkrywcze, takie połamane zero.
Są dwie możliwości tego, że pan Łukasz popełnił takie cóś. Albo się wypalił, albo nawalił. Na jedno wychodzi. Wyszedł gniot, który nie ma w sobie żadnej wartości dodanej. Dziennikarstwo już dawno zeszło na psy, ale żeby wszyscy i tak bardzo?
Panie Łukaszu! Czy zbyt bliskie towarzystwo tzw. władzy i tematów z nią związanych nie zaszkodziło panu aby?
„z mojego prywatnego punktu widzenia ta władza się doszczętnie skompromitowała. Złamała wszystkie istotne dla mnie obietnice wyborcze, nie poprawiła mojego życia w żadnym wymiarze, pogorszyła w wielu” Łukasz Warzecha
Doszedł pan do takiego wniosku ot tak sam z siebie po ośmiu latach rządów tej władzy, czy może jest to efekt przeprowadzonego przez pana śledztwa dziennikarskiego?
I jeszcze pytanie. Ile fakultetów trzeba mieć, aby takie cóś popełnić?
Komentarze