Wiktor Smol Wiktor Smol
144
BLOG

Nie tańcz maleńka, bo śledzą cię oczy Sylwestra!

Wiktor Smol Wiktor Smol Rozmaitości Obserwuj notkę 0

O ile Latkowski, jak mało kto, zna się na zorganizowanej przestępczości – w niej przecież, że pójdę Nałęczem – terminował ...

 

Czym jest Sylwester wie każdy, kto choć raz się zabawił popijając to i tamto to tu to tam i zerkając ciekawie na parkiet, a raczej na to wszystko co z parkietu wyrasta z butów zwłaszcza z tych subtelnych damskich co to niosą w sobie nogi długie ładne i zgrabne – inne jakoś raczej umykają uwadze – wychodzące z miejsca krągłego, na którym stwórca osadził klatkę z piersiami a dalej szyję i to na czym zostały pięknie ułożone włosy. Są jeszcze ręce, które ufnie kładą się cieniem  w pamięci tej, z którą przyszedłeś, a którą zostawiłeś samą przy stoliku twierdząc, że nią też się ktoś zajmie. I są jeszcze tysiące istotnych drobiazgów, jak: oczy, usta, uśmiech, i obok gry słówek, wymowna gra spojrzeń.

Takiego Sylwestra pamiętamy długo z trzech powodów; dwa zdradzę – był udany, był cholernie nieudany, a trzeci? Tu już zadanie domowe dla czytających.

Dawno, dawno temu otrzymałem zaproszenie na nowo-tworzoną platformę blogerską (Nowy Ekran) i tam sobie pisałem do czasu „pierwszej wojny” Tomasza Parola z Ryszardem Oparą.
Pierwszego lubiłem, drugi, że się wyrażę, mnie wkurwiał swoją starą agencką metodą przemilczania i przeistaczania faktów.

Przechodząc do rzeczy: popełniłem sobie kiedyś taki wpis, który opatrzyłem tytułem: „ Członek czerwonej egzekutywy”. Dla inteligentnych, a tylko dla takich piszę, sam tytuł jest wystarczająco obraźliwy, co było moim – autora – celowym zamysłem. A teraz już tekst, a pod nim kila zdań podsumowania.

(***)

Członek czerwonej egzekutywy

Nie ma tak, że nie czytam czegokolwiek, albo nie oglądam niczego. Nie ma tak, bo tak się nie da. Owszem, zdarza mi się – myślę, że inni mają podobnie, że niekiedy zwyczajnie mam dość: brak pojemności. I wtedy najczęściej prostuję zwoje – mózg pozostawiam w stanie hibernacji.

Ale stan taki nie trwa wiecznie – najczęściej po kilku dniach wracam: wybudzam mózg ze stanu śpiączki, skręcam zwoje, sprawdzam pojemność i … I nagle dostrzegam w czymś, co przed „uśpieniem” mnie drażniło, coś ożywczego i nowego – dostrzegam ukrytą ironię lub głębsze przesłanie. Oczywiście nie dotyczy to wszystkiego. Są rzeczy, i są ludzie, którzy wciąż mnie wkurzają – np. reklamy i niektórzy kabareciarze, że o politykach z litości nie wspomnę.

Od czasu, kiedy w Opolu w ramach opolskiej nocy kabaretowej próbą rozśmieszania zaczęli zajmować się śmieszni ludzie pokroju Pazura, dałem sobie siana – nie oglądam. W tym roku ponoć było jeszcze gorzej. Na przyzwoitym poziomie pozostali ci, którzy słono zapłacili za bilety, aby się dobrze ubawić i pośmiać – milcząc dali wyraz temu, że Stanisław Tym jest wsiowym głupkiem, i nic więcej.

Idąc dalej. Nie wiem dlaczego ten gościu (Stanisław Tym) nigdy mnie nie śmieszył, podobnie jak Man i Materna, jak Strasburger i wspomniany śmieszny sam w sobie Pazura.

Kiedyś próbowałem odgadnąć nieodgadnione, zrozumieć, gdzie kryje się fenomen wysmakowanego żartu, ukrytej ironii w felietonach Stanisława Tyma…

Nie odgadłem nieodgadnionego, a ukryta ironia (o ile taka w ogóle była) została ukryta tak głęboko, że nic nie zdołało jej wyciągnąć na światło dzienne nawet szkło powiększające Sherlocka Holmesa

Po takich doświadczeniach, i po tym jak we „Wprost” zaczął pisać felietony mąż Danuty Wałęsy (żaden inny mąż z niego żaden – wyszło powtórzenie, jak Baden Baden ) wiedziałem, a dawno to było temu, że ten świat, to kupa taka wielka, większa niż ta Wojewódzkiego.

Zrozumiałem, że tacy jak w/w brali kasę za „ukrytą ironię”, której nikt odkryć nie potrafi, za śmieszność, która ociera się o psychiatryk, a od tego brania kasiory uzależnili się tak bardzo jak potrafi uzależnić się, dajmy na to, człowiek lubiący trunki, który jako jedyny tego faktu nie dostrzega i nie rozumie.

Podobnie musi być z Tymem, Manem, Materną – nie rozumieją, że dla nich stało się to zupełnie obojętne od kogo i za co brali ciężkie pieniądze.
Tych panów nie sposób „resocjalizować” Herbertem, czy Kisielewskim. Takich jedynie można, i – jak sądzę – trzeba przemilczeć, jak wszystkich innych im podobnych.

Ci ludzie przecież gdzieś pośród nas żyją, gdzieś mieszkają, idą ulicą, gdzieś zajrzą do sklepu, fryzjera, kawiarni …
Zostawić ich samym sobie, nie nadskakiwać, nie kłaniać się, nie uśmiechać.

Dla satyryka nie ma bardziej piekącego policzka, nie ma solidniejszego kopniaka, niż głęboka przejmująca cisza.

Wiadomo, że każda władza otacza się klakierami, że władza płaci takim za ich posłuszność, że nakazuje mediom ich zatrudnianie i trzymanie na fali. I tego nie zmieni nic i nikt, zawsze się jakieś gówno przyklei do okrętu i krzyknie – płyniemy!

Dziś już doskonale rozumiem działające mechanizmy (niejako stałem się zegarmistrzem amatorem) i od dawana przestałem sobie łamać głowę pytaniami, dlaczego redakcje płaciły/płacą Tymowi i mężowi Danuty Wałęsy za ich felietony, dlaczego Igor Janke promuje Renatę Rudnik Kalinowską (ręczny rzutnik kału).

Po prostu znalazłem odpowiedź. To wszystko mieści się w dwóch słowach: dyspozycja i dyspozycyjność.

Ani jedno, ani drugie, nie ma nic wspólnego z rzetelnością i przyzwoitością. Ani jedno, ani drugie z przytoczonych sformułowań, nie mają najmniejszego związku z wolnością.

Takim ludziom spokojnie można powiedzieć, że są tymi z tytułu niniejszego wpisu, tyle tylko że członka nazwać „po imieniu” ze swojaka brzmiącą nazwą.

Link do wpisu: http://wiktor-smol.neon24.pl/post/64372,czlonek-czerwonej-egzekutywy

_______________________________________________

Dziś tygodnikiem „Wprost” kieruje człowiek, o którym jedni mówią: „kryminalista”, inni:  „dziennikarz”.
Myślę, że Sylwester Latkowski sam do końca nie wie kim jest, a kim chciałby być. Był nawet reżyserem, a teraz odstąpił od ścigania zorganizowanych grup przestępczych i na celowniku tygodnika pojawił się Kamil Durczok.

O ile Latkowski, jak mało kto, zna się na zorganizowanej przestępczości – w niej przecież, że pójdę Nałęczem – terminował by stać się czeladnikiem i mistrzem, to na dziennikarstwie zna się raczej kiepsko. Bo jakież to dziennikarstwo, które za jedyne zadanie sobie stawia cel – upierdolić kogo się da lub, jak w przypadku Kamila Durczoka – kogo zlecą.

Tutaj nie chodzi nawet o to, że kiedyś tam, Sylwester Latkowski popełniał różne przestępstwa i zbrodnie. Czas minął, skazany swoje odpokutował i dziś jest czysty.
Tak stanowi prawo.

Tylko w świetle tych wszystkich dziwnych przypadków, które objęły swoją łaskawością naczelnego tygodnika, Sylwestra Latkowskiego, i prawo i ludzie, którzy o nim decydują dziwnie utykają na pewnego rodzaju przypadłość: Latkowski stał się narzędziem w rękach służb, które kierują prawidłowym przebiegiem procesu demokratyzacji III RP. A jeśli tak, to nie mówimy o dziennikarstwie, tylko celowym bandyckim działaniu przestępców, którzy ukrywają się za prawem by czynić zło.

Wiktor Smol
O mnie Wiktor Smol

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości