Witek Witek
623
BLOG

Miha. Wspomnienie o bliskim druhu

Witek Witek Rozmaitości Obserwuj notkę 3

Notka bardzo osobista, napisana „na gorąco” przed 40 dniami:

 

Przed chwilą dostałem wstrzymującą oddech w piersiach i krew w żyłach wiadomość – „Witek, Misza umarł wczoraj wieczorem. Pogrzeb pojutrze.”
 Niepotrzebne wydało mi się pytanie czy przyjadę. Jakbym mógł nie pojechać na pogrzeb mojego najbliższego przyjaciela, który mnie również obdarzał tym nieprzypadkowym, wcale nie kurtuazyjnym mianem. Którego mamę oraz dziewczynę dobrze znam. Musiałem pojechać.
   Wahałem się bardzo czy napisać o Nim na salonie, wszak to przeżycia osobiste i dosyć intymne, ale zachęcał mnie pewien bloger, którego zdanie i twórczość bardzo  szanuję, abym pochwalił się jakiego Człowieka poszczęściło mi się poznać.
Przeważyła świadomość, pamięć, że bez Niego nie powstałoby w salonie kilka istotnych dla mnie tekstów – początek ważnego postu „Gdybym był Polakiem, też był został Powstańcem Warszawskim", reportaż pt. „Rosyjski Stary Nowy Rok. Со старым Новым Годом!”   – On był „spiritus movens” tego wydarzenia i przeżycia. To Mihail zaraził mnie „kołczakowszczyzną” tj. szacunkiem i uznaniem dla Admirała Aleksandra Kołczaka „ostatniej szansy Rossiji przed czerwoną zarazą” w wyniku czego powstały takiego uznane artykuły jak „Przed śmiercią Admirał Kołczak długo patrzył na Gwiazdę Polarną
i „Zawisza Czarny Białej Rosji – generał Kappel” 
   Ucieszył się bardzo jak mu ten ostatni tekst pokazałem (to był również Jego ulubiony bohater Rosyjski),  odsłuchaliśmy tą piękną piosenkę w nim zamieszczoną (Biała gwardia „Generałom wojny domowej”
].  Miałem nadzieję, że zagra ją kiedyś na gitarze – grał w amatorskim zespole pewnej groźnej organizacji i przygrywał czasem przyjaciołom pod koniec „wieczerniki” [= imprezy].  Ale los miał inne plany, widziałem Go wtedy ostatni raz...
      Anegdotycznych wspomnień związanych z nim mam w pamięci wiele. Jedno z nich:
W czasie jednej zimowej imprezy po ok.3-ej w nocy kilkoro najwytrwalszych uczestników przeniosło się do kuchni, gdzie przytulnie i ciepło. Miha bierze gitarę i zaczyna grać i nucić. Dołączamy. Ja proponuję oczywiście „Białą gwardię”.  W międzyczasie rozpijamy wódkę pod nazwą „Tajga”. Jedna ze spragnionych pań przypomina: „Witek, Tajga”, więc polewam, toast lub bez i „pajom” [= śpiewamy] dalej. (Prawda, że podobne do „pijom”). Po jakiś 20 minutach oddaliłem się na moment i słyszę prośbę: „Miha, Tajga!”. Milknie melodia, Miha nalewa, towarzystwo wypija i gitara, śpiew idzie dalej. Po kilku, kilkunastu minutach z korytarza widzę, słyszę następującą scenę – Jedna z dam prosi znów: „Miha, Tajga!”. Na to przyjaciel odkłada gitarę, kiwa smutnie przecząco głową i mówi: „Nie, takiej piosenki to ja nie znam”. Większość obecnych dosłownie upadła na podłogę (ciepłą, podgrzewaną – sama przyjemność zimą). Do świtu co kilka chwil przypominaliśmy sobie tą „przytomną” odpowiedź i wybuchaliśmy śmiechem. Nawet gdy po „Tajdze” zostały tylko wspomnienia i na stół wkroczył srebrny „XXI wiek”…
    Mimo, że Mihaił miał wiele cech typowego Rosjanina – rozrzutność, gościnność, „słaby” umiar w zabawie, to nie znałem człowieka tak pedantycznego i drobiazgowego (jeśli chodzi o „dieła” = sprawy zawodowe), zupełnie jak przysłowiowy Estończyk. Nie powiem, było to czasem ciężkie dla otoczenia. Natomiast jego mieszkanie, to ...  – byłem w wielu domach w różnych krajach świata, ale czegoś takiego nie widziałem nigdzie – oszałamiająca czystość, wręcz sterylność, błysk – czasami widzimy na reklamach wyidealizowane wnętrza na tle których reklamowane są środki czystości – tak się czułem u niego. Fakt, to też średnio komfortowe, że zostawiając jakiś niezauważalny ślad po sobie (okruszek, kropla napoju, odcisk na blacie stołu) mamy świadomość, że zaraz gospodarz go będzie likwidować. Obowiązkowe kapcie, aby nie zostawiać odcisków, nie daj Boże, nóg (szczególnie latem gdy chodzi się bez skarpet). Korzystanie z prysznica to oddzielne misterium. Wanna jakby wczoraj przywieziona z salonu łazienkowego, kran, rury pryszniców lśnią chromem jak motory Harleyowców na uroczystym zlocie. Choćby człowiek nie wiem jak uważał i postarał się po sobie posprzątać i tak zawsze potem do łazienki wchodził Miha i oddzielną szmatką wycierał wannę do sucha, specjalną irchą pucował chromy pryszniców, a oddzielną jeszcze kafelki – zawsze jakieś krople się ostały. Do każdego rodzaju powierzchni miał inne, specjalne środki czyszczące, wybrane zgodnie z gustem i doświadczeniem częstego używania.        Załatwianie niektórych były to moje koszty uboczne naszej przyjaźni – niektóre polskie cenił nad „uznanych korporacji międzynarodowych”.
     W ogóle bardzo lubił Polskę. (Chociaż nie wszystkich Polaków, zwłaszcza polityków ;) Uwielbiał do niej przyjeżdżać. Pamiętam jak 2 kwietnia 2005 roku w ten cieply, jakże smutny dzień dostałem od niego sms-a: „Umer velikij chelovek. Skorbim vmeste” [= Umarł wielki człowiek. Cierpimy razem]. Akurat był na weekend w Ełku, wspominał potem przejmujący widok morza ogników i dywanu kwiatów przy pomniku Jana Pawła II. Mimo, że był - rzecz jasna - prawosławnym, bardzo ciepło wypowiadał się o naszym papieżu. Nie było to oczywistością w Rosji, bo papież rzymski od stuleci w tradycji rosyjskiej (prawosławnej) nie jest osobą zbyt życzliwie przedstawianą, najdelikatniej mówiąc. Podobało mu się szczególnie w Gdańsku, Krakowie i Zakopanem. Tam też miał jakiegoś górala zaprzyjaźnionego. Gdy narzekał, że nie wszyscy Polacy traktują Rosjan z sympatią, namówiłem go na wspólną (moją coroczną) wyprawę do Czech. Po powrocie (trafiliśmy kilkakrotnie na jakiś czeskich antyrusów pamiętających zapewnie Praską wiosną 1968) stwierdził, że faktycznie po Białorusinach najprzyjaźniej traktujemy Rosjan z wszystkich krajów soclagra (A nie był tylko w Bułgarii). Po powrocie z zachodniej Ukrainy ( Lwów, Rowne) jeszcze bardziej docenił polską (interesowną i nie) gościnność. Tam język rosyjski jest/ był wtedy tak niemile widziany, że wolał mówić po polsku w restauracjach i hotelach.
     Komunistów nienawidził. Wyniósł z domu opowieści o strasznych latach 30-tych i II wojnie. Miał tak samo na imię jak Jego i mój ulubiony pisarz, a także jak i mój ulubiony poeta rosyjski = Jego przezwisko ze szkoły. Pamiętam po przeczytaniu „Doktora Żiwago” B. Pasternaka przysłał mi sms: „Komunistów nienawidzę coraz bardziej. To wrogowie ludzkości”. Cóż, cieszy jak przyjaciel ma takie same poglądy.            
     Na stypie powiedziałem przy okazji wspominkowego toastu (jego i moją ulubioną „Beherovką”) , że my wszyscy powinniśmy być wdzięczni losowi, że „poszczęściło nam spotkać w swoim życiu takiego „rzetelnego, przyjacielskiego, po prostu dobrego człowieka”. Widziałem wiele osób, który przytaknęły smutnie głowami. Dodałem, że ja osobiście jestem Mu wdzięczny za wiele przyjacielskiej pomocy okazanej w obcym przecież kraju (bez której to pomocy nie raz bym „kwiczał i ryczał”) oraz za to, że pokazał mi chlubne, chwalebne strony Rosji i Rosjan. Powiedziałem, że był to mój najlepszy przyjaciel, ale nie byłem oryginalny – tak mówiło o Nim kilka osób przede mną i kilka po mnie. Miał zdolność przyciągania ludzi – zarówno tych „ważniejszych” jak i „zwyczajnych”. Odprawiający ceremonię pogrzebową pop przypomniał słowa teologa prawosławnego (nazwisko wyleciało mi z pamięci, ale szukam!) : „Chrześcijanin powinien być wszystkim dla wszystkich” i że takim był właśnie Mihaił. Pewnie to ideał niemożliwy do spełnienia przez zwykłych śmiertelników, ale częściowo na pewno On go wypełniał. (Spodobał mi się kapłan również przez to, że wymawiając się od stypy tłumaczył, musi odebrać syna ze szkoły. U nas trochę inne obowiązki mają księża... ) Widać było, że duchowny ma kojący wpływ na zrozpaczoną matkę. Bo jakież to nieprawdopodobnie okrutne gdy rodzice chowają dorosłe dzieci. Wola Boża. Ależ okrutna.
    Gdy pisałem te wspomnienia natrafiłem na balladę wielkiej „Białej” rosyjskiej pieśniarki Żanny Biczewskiej [ Жанна Бичевская – „О Володе Высоцком”] , a w niej słowa odpowiadające jak ulał do mojego przyjaciela:
„Mówią , że grzeszył, że nie w porę świecę pogasił…
Jak umiał, tak żył,
A przecież bezgrzesznych nie zna przyroda”
Говорят, что грешил, что не к сроку свечу затушил...
Как умел, так и жил, а безгрешных не знает природа.

Wraz z Nim umarł jakiś kawałek mnie, tyle wspólnych planów i marzeń na przyszłość. Nie powiem, żebym się całkowicie podniósł po Jego utracie. Świat bez Niego, Rossija już nie są takie same…
 
P.S. Gdynianie na pewno wspominają dziś swoją ukochaną prezydentową panią Franciszkę Ciegielską. Wspaniały był człowiek, działacz, polityk. Jakże takich nam teraz brakuje! Umarła przedwcześnie, tak jak jej niebezpośredni następca na fotelu ministra zdrowia – nieodżałowany profesor Zbigniew Religa (wart osobnej notki, może w marcu w rocznicę śmierci). A takie kreatury jak Lepper, Miller, Niesioł, Karski … Ech!
Wspomniałem o pani Franciszce, bo przypomniał mi się jej syn – również z imieniem na tą samą literą M. jak mój przyjaciel Michał – Marcin Cegielski. Zginął tragicznie, nie ukończywszy 30 lat. Nie byliśmy przyjaciółmi, ale znałem go dość dobrze. Bardzo sympatyczny, inteligentny (geny !), kreatywny, wesoły młody człowiek. Mimo swojej pozycji na terenie miasta Gdyni, nie wywyższający się, nie korzystający ze swoich możliwości. Po prostu równy gość! Jedynie jeden radny z PZPR / SLD mógłby coś innego powiedzieć, ale kto by się marginesem przejmował. Przydał by się teraz taki Marcin Polsce, jak i Pani Franciszka. Świeć Boże nad ich duszami i daj nam więcej takich ludzi i nie zabieraj ich tak szybko!
Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj3 Obserwuj notkę
Witek
O mnie Witek

  "..kilka Twoich powstańczych tekstów pisanych w sierpniu 2009 i Twoje komentarze i interpretacja faktów w tym opis próby połączenia Starego Miasta z Żoliborzem są niesamowite. Powiem szczerze, że te Twoje teksty, wraz z książką Zbigniewa Sadkowskiego "Honor i Ojczyzna", należały do głównych motywów mojego zainteresowania się szczegółami." ALMANZOR 22.08 ..."notki Witka, które - pisane na dużym poziomie adrenaliny - raczej się chłonie niż czyta." " Prawda o Powstaniu, rozpoznawana na poziomie wydarzeń związanych z poszczególnymi pododdziałami, osobami, czy miejskimi zaułkami ma niespodziewaną moc oczyszczania Pamięci z ideolog. stereotypów i kłamstw. Wszak Historia w gruncie rzeczy składa się z prywatnych historii. Prawda na poziomie Wilanowskiej_1 jest dużo bardziej namacalna i bezdyskusyjna niż na poziomie wielkiej polityki. Spoza Pańskiego tekstu wyłania się ten przedziwny napęd Bohaterów, o których Pan pisze. I nawet ten najgłębszy sens Ofiar, czynionych bez patosu i bez zbędnych górnolotności" JES pod "Dzień chwały największej baonu "Zośka" "350 lat temu Polakom i Ukraińcom zabrakło mądrości, wyrozumiałości, dojrzałości. Od buntu Chmielnickiego rozpoczął się powolny upadek naszego wspólnego państwa. Ukraińcy liczyli że pod berłem carów będzie im lepiej. Taras Szewczenko pisał o Chmielnickim "oj, Bohdanku, nierozumny synu..." Po 350 latach dostaliśmy, my Polacy i Ukraińcy, od losu drugą szansę. Wznieść się ponad wzajemne uprzedzenia, spróbować zrozumieć że historia i geografia dając nam takich a nie innych sąsiadów (Rosję i Niemcy) skazały nas na sojusz, jeżeli chcemy żyć w wolnych i niepodległych krajach. To powrót do naszej wspólnej historii, droga oczywiście ryzykowna na której czyha wiele niebezpieczeństw (...) "Более подлого, низкого, и враждебно настроенного к России и русским человека чем Witek, я в Салоне24 не видел" = "Bardziej podłego, nikczemnego i wrogo nastawionego do Rosji i Rosjan człowieka jak Witek, ja w Salonie24 nie widziałem" AKSKII 13.2.2013

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Rozmaitości