witoldrepetowicz witoldrepetowicz
601
BLOG

Republika Nagorno Karabachu: wojna jest i jej nie ma

witoldrepetowicz witoldrepetowicz Polityka Obserwuj notkę 5

Z drogi prowadzącej na północ w pewnym momencie skręcam na wschód. Wjeżdżam na dziurawy, zniszczony asfalt. Kilka kilometrów dalej zaczyna się. W promieniu wielu kilometrów ten sam widok: ruiny. Porośnięte trawą, krzewami, drzewami ruiny domów, ulic, fabryk, pomników, sklepów, urzędów, hoteli. Tego wszystkiego co znajdować się może w 100-tysięcznym mieście. A raczej w tym co nim niegdyś było. To nie obraz z Mad Maxa, choć sceneria pasuje jak ulał. To Agdam, czerwiec 2010 roku.

Jest rok 1993. Zamieszkała przez Ormian, stolica Górskiego Karabachu jest ostrzeliwana z gór znajdujących się między doliną, w której leży Stepanakert, a równiną prowadząca w głąb Azerbejdżanu. Bramą do tej równiny jest Agdam, zamieszkały przez Azerów, leżący już poza granicami Karabachu i stanowiący zaplecze dla górskich pozycji wojsk azerskich atakujących Ormian. Jest czerwiec, azerskie bombardowanie Stepanakertu nasila się. W odpowiedzi rusza potężna ofensywa na Agdam. Ormianie zdobywają miasto, a społeczność międzynarodowa jak zwykle wydaje protest. Azerowie w panice uciekają z Agdamu w głąb Azerbejdżanu. Ormianie burzą miasto i zdobywają sąsiadujące z Karabachem prowincje Azerbejdżanu, które ze względu na górzyste ukształtowanie terenu zagrażały ormiańskim ziemiom Karabachu. Azerowie zostają przepędzeni. Do 20 sierpnia 1993 r. jest po wszystkim. Azerbejdżan traci kluczowe pozycje dające mu dotychczas przewagę taktyczną nad Armenią. W maju 1994 r. w Moskwie podpisane zostaje zawieszenie broni. Wojna ulega zamrożeniu, społeczność międzynarodowa uznaje, iż Karabach nadal jest częścią Azerbejdżanu choć ten traci nie tylko kontrolę nad ta byłą autonomiczną republiką sowiecką ale tez nad kilkoma swoimi prowincjami zdobytymi przez wojska Karabachu w celu utworzenia buforu chroniącego Karabach przed azerskim atakiem. W tym nad miastem Agdam. Powstaje fikcja. I trwa ona do dziś. Minęło 16 lat.

Jedynym budynkiem w mieście Agdam, który ocalał prawie nietknięty jest … meczet. Nie, nie chodzi o ochronę zabytków, czy miejsc kultu. Chodzi o minarety. Wchodzę na górę. Rozciąga się stąd wspaniały widok na całe miasto. Centrum, budynek władz, hotel, restauracja, miejscowe zakłady fabryczne, dworzec autobusowy, bazar. Przy odrobinie wyobraźni można to zobaczyć. Oczywiście zmysł wzroku widzi ruiny. Morze ruin. A dalej, z jednej strony góry dzielące Agdam od Stepanakertu, a z drugiej równinę, 10 km stąd jest już Azerbejdżan, linia demarkacyjna zawieszenia broni z 1994 r., nawet komórki łapią już azerską sieć. Na minarecie siedzi dwóch karabaskich żołnierzy. Stąd widać czy ofensywa azerska nie nadchodzi. Zburzone domy nie zasłonią inwazji. Cała tajemnica ocalałych minaretów i zburzonych domów.

Cofnijmy się trochę bardziej w czasie. Jest rok 1915 rozpoczyna się ludobójstwo Ormian na etnicznie ormiańskich ziemiach Imperium Osmańskiego, uczestniczącego w I wojnie światowej po stronie Niemiec. Do 1917 r. Turcy mordują około miliona Ormian. Rok później Turcja wraz z Niemcami przegrywa I wojnę światową. Na południowym Kaukazie, wciśnięte między trzy, przeżywające kryzys, potęgi: Turcję, Persję i Rosję, powstają 3 nowe państwa: Armenia, Gruzja oraz Azerbejdżan. Azerowie są bardzo blisko spokrewnieni z Turkami, posługują się niemal identycznym językiem, choć ziemie przez nich zamieszkane sa historycznie powiązane z Imperium Perskim. Niektórzy nawet uważają, iż Azerowie to sturczeni Persowie. Persja, ogarnięta wojną domową, jest jednak w tym czasie wyłączona z rozgrywki. Turcja liże rany po I wojnie światowej, a Rosja jest ogarnięta porewolucyjnym zamętem. Armenia i Azerbejdżan powstają na ziemiach odebranych przez Rosyjskie Imperium Persji niespełna 100 lat wcześniej. Gruzja odradza się na terenach podstępnie anektowanego przez cara w tym samym czasie królestwa gruzińskiego. Między trzema kaukaskimi republikami dochodzi do wojny o kształt granic. Armenia zdobywa Karabach, zamieszkały w większości przez Ormian, Nachiczewań, rdzennie ormiański, lecz w którym Ormianie stanowią wówczas 40 % mieszkańców, oraz dzielący te dwie prowincje Syunik. Zwycięskie mocarstwa sa przychylne młodej Demokratycznej Republice Armenii. W końcu Turcy przegrali wojnę i jeszcze urządzili ludobójstwo. Prezydent USA Thomas Woodrow Wilson opracowuje mapę podziału Turcji, w wyniku którego historyczne ziemie ormiańskie należące dotąd do Imperium Osmańskiego mają wrócić do Armenii. Sankcjonuje to traktat w Sevres podpisany w 1920 r. Ale w Turcji dochodzi do przewrotu, Kemal Ataturk obala władzę sułtana i nowa Turcja atakuje młodą, armeńską republikę. W tym samym czasie bolszewicy utrwalili już swoją władzę w Rosji. Tylko Persja wciąż tkwi w wewnętrznym kryzysie. Ataturk szybko dochodzi do porozumienia z bolszewikami i dzielą się Armenią i południowym Kaukazem. Niepodległe republiki stają się w latach 1920-1921 ofiarami sowieckiej inwazji, a Turcy zatrzymują swoją część Armenii, z której przepędzają Ormian a ich kościoły niszczą. Efekt w postaci zdewastowanych w XX wieku wspaniałych świątyń można ujrzeć na przykład w Diyarbakir. Na ironię zakrawa fakt, że wypędzonych lub wymordowanych Ormian zastąpili tu Kurdowie, otwierając nowy rozdział tureckich problemów.

Na zajętych przez siebie ziemiach południowego Kaukazu Stalin zastosował charakterystyczną dla siebie politykę „dziel i rządź”. Nachiczewań stał się eksklawą Azerskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej jako republika autonomiczna. Natomiast Karabach stał się enklawą też jako republika autonomiczna w ramach Azerskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej. Natomiast dzielący je Syunik pozostał w rękach Armenii.

Ten stan rzeczy przetrwał do 1988 r., gdy ZSRR zaczął się już chwiać w posadach. Nienawiść między rdzennymi na tych ziemiach chrześcijańskimi Ormianami, a przybyłymi w XIII w. z Ałtaju, tureckimi, muzułmańskimi Azerami, nigdy nie przygasła. Zwłaszcza, że Ormianie byli dyskryminowani przez cały ten czas w Karabachu, a z Nachiczewania zostali de facto usunięci. W 1988 r. zaczęła się wojna. Zagrożeni pogromami ze strony Azerów ormiańscy mieszkańcy Karabachu sięgnęli za broń. Trudno w to uwierzyć ale była to początkowo ręcznie robiona chałupniczo prymitywna broń przypominająca bardziej zabawki dla dzieci. Dopiero po rozpadzie ZSRR powstańcy uzyskali, z przyczyn strategicznych, wsparcie Rosji, obawiającej się rozwoju wpływów Turcji na południowym Kaukazie. I oczywiście wsparcie Armenii.

Enklawa Karabachu przez 4 lata wojny była praktycznie odcięta od świata, a jej miasta bezlitośnie bombardowane ze znajdujących się ponad Stepanakertem miast Shushi (znajdujące się w granicach Karabachu) i Agdam. Lotnisko w Stepanakercie przestaje istnieć (prawdopodobnie zostanie otwarte za parę miesięcy, z połączeniami z Erewaniem i Moskwą). W 1992 r. karta się odwróciła. Ormianie zdobywają Shushi, a następnie azerskie tereny oddzielające Karabach od Armenii. Odblokowana w ten sposób jedyna droga łącząca Armenię z Karabachem (z Erewania przez Goris do Stepanakertu) zostaje nazwana Drogą Życia.

W Karabachu martyrologia nie zakończonej wojny nie uderza w oczy. W Stepanakercie są wprawdzie 3 muzea poświęcone tej wojnie, a na cmentarzach można się wręcz potknąć o liczne groby żołnierzy. Ale poza tym niewiele jest pomników, jak już to raczej obeliski i krzyże. Jedynie na drodze z Askeranu do Agdam na cokole stoi czołg z lufą skierowaną w stronę Agdamu i Azerbejdżanu. Ten czołg brał udział w ofensywie 1993 r. na miasto Agdam i został unieruchomiony przez żołnierzy azerskich. Ormianie go naprawili i ustawili jak pomnik swojego zwycięstwa.

Agdam to widok smutny. Od 17 lat ruiny miasta zarastają. Karabaski przewodnik, oczywiście były żołnierz, obecnie kierowca marszrutki, wyjaśnia, że mieszka tu około 50 rodzin ormiańskich. Uprawiają ogródki i sprzedają złom. Starszy mężczyzna, mieszkający tu od dziecka pytany jak mu się tu żyje mówi, że oczywiście ciężko. No cóż, nie ma tu ani elektryczności, ani bieżącej wody, gazu, praktycznie niczego. Tymczasem w Stepanakercie i innych częściach Karabachu wojny nie ma, a przy najmniej jej nie widać. Diaspora włożyła tez dużo pieniędzy na odbudowę, także ruiny widać tylko tam gdzie mieszkali Azerowie. Tak jak na przykład w Shushi. Tych miejsc Ormianie nie odbudowują bo a nuż Azerowie tam wrócą? Choć wspomniany kierowca marszrutki zarzeka się „nie oddamy im Agdamu nigdy, za wiele nas kosztowało jego zdobycie”.

Patrząc się na zdjęcia ruin miasta z agdamskiego minaretu na pewno wielu może powiedzieć sobie, że jest to symbol bezsensowności i barbarzyństwa wojny. Czy aby na pewno? Wojna w Karabachu wybuchła spontanicznie, a zniszczenie Agdamu było jedynie konsekwencją sekwencji zdarzeń wojennych. Oczywiście Azerowie i Ormianie opowiedzą inne historie tego wszystkiego. Ale nie to jest kwestią kluczową. Stwierdzenie, iż wojna jest bez sensu i ludzie powinni się kochać i żyć w pokoju, jest nie prowadzącym do niczego banałem. Bo Azerowie i Ormianie od takiego gadania się nie pokochają. Tymczasem Karabach czeka na rozwiązanie swoich problemów. Udawanie, że skoro się od 16 lat „nie biją”, i przymykanie oczu na „incydenty” takie jak pod koniec czerwca br., gdy Azerowie napadli na posterunek karabaskich żołnierzy i zamordowali kilku śpiących żołnierzy, to droga do nikąd. To dlatego Agdam wygląda tak jak wygląda. Bo na mapie wszystko jest bez sensu. Karabach i prowincje azerskie okupowane przez Karabach leżą w granicach Azerbejdżanu, co od 16 lat jest fikcją. Z drugiej strony Karabach niby jest niezależną republiką ale nie uznawaną nawet przez Armenię, choć de facto stanowi jej terytorium i „suwerenne władze” republiki są podległe całkowicie władzom w Erewaniu. Czemu służy ta fikcja? Niczemu. Tylko temu, że społeczność międzynarodowa może sobie udawać, że nie ma wojny, jest nienaruszalność granic (rzekomo święta) i wszystko jest ok. Ale nie jest. Bo wojna w każdej chwili może wybuchnąć na nowo w zależności od rozwoju wypadków wewnątrz obu zwaśnionych stron i na zewnątrz: w Turcji, Rosji, Iranie (które to państwa w większym lub mniejszym stopniu były zaangażowane w ten konflikt). Ponadto to przez ten stan niepewności Agdam zarasta bo ani Ormianie nie kwapią się by go zasiedlić ani też Azerowie nie mogą tam wrócić. A z Nachiczewania do Azerbejdżanu trzeba jechać przez Iran, który zresztą sympatyzuje bardziej z Armenią (co jest ciekawym fenomenem).

Tymczasem wyjście z tej sytuacji jest praktycznie tylko jedno. Przyłączenie Karabachu (wraz z prowincjami oddzielającymi go od Armenii) do Armenii. I zwrócenie pozostałych ziem wraz z Agdamem Azerbejdżanowi przy zagwarantowaniu demilitaryzacji tej strefy oraz zbrojnych gwarancjach NATO i Rosji nienaruszalności granic Armenii złączonej z Karabachem. Wydaje się to takie proste i oczywiste. Ale cóż. Od 16 lat jest zawieszenie broni, fikcja na mapie i Agdam zarasta. No ale wojny nie ma. Niby.

Liczy się dla mnie przede wszystkim człowiek, jednostka, która ma prawo do wolności dopóty dopóki nie narusza wolności drugiego człowieka.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka