W piątkowej Rzeczpospolitej ukazał się komentarz Bartłomieja Radziejewskiego pt. „Na lesbijski „ślub” ze szkolną wycieczką”. Radziejewski lamentuje nad tym jak to rodzice za zgodą nauczycieli zabrały swoje pociechy na lesbijski ślub jednej ze swoich nauczycielek. Przytacza wypowiedzi przedstawicieli jakichś tam organizacji, które grzmią, że w tym wieku łatwo wypaczyć dziecku wybór między dobrem i złem i je indoktrynować.
Powiem szczerze, jakby nauczycielka-lesbijka czy nauczyciel-gej bez wiedzy lub zgody rodziców zaprowadził(a) dzieci na taki ślub czy „ślub” (mnie takie wydarzenia ani ziębią ani grzeją więc i pisownia z lub bez cudzysłowu jest dla mnie obojętna) to byłby to skandal. Wprawdzie Platon uważał inaczej ale rodzice mają prawo decydować o dobru własnych dzieci i mają prawo do ich wychowania. Oczywiście o ile nie wiąże się to z wychowywaniem sprzecznym z porządkiem prawnym ale w tym przypadku tak nie jest. Jest dla mnie zabawne, gdy czytam że rodzice dokonali indoktrynacji swoich pociech uniemożliwiając im świadomy wybór miedzy dobrem i złem. Rodzice wychowując dzieci, codziennie i to wielokrotnie „dokonują takiej indoktrynacji uniemożliwiając świadomy wybór między dobrem i złem swoich dzieci”. Nie robią tak tylko ci, którzy swe pociechy mają gdzieś i ich wychowanie pozostawiają losowi.
Rodzina nie zawsze jest cudowna, a rodzice nie zawsze są najlepszymi wychowawcami ale tak już jest od wieków, że to rodzice wskazują dziecku drogę między dobrem i złem. Dlatego jeśli pedagog mówi, że dziecku: „zaszczepia się akceptację wzorców zachowań, których wcale nie musiałyby uznać za dobre, gdyby umożliwiono im świadomy wybór” to chyba nie wie co mówi.
Jak już wcześniej napisałem mnie „śluby gejowskie” ani ziębią ani grzeją. Z zasady jestem przeciwny jakimkolwiek eksperymentom społecznym, gdyż ich skutki dla porządku społecznego są niewiadomą, więc do takich pomysłów podchodzę sceptycznie. Jednak w San Francisco ten eksperyment już jest faktem i póki co nie zrujnował porządku społecznego, a tylko ten pryzmat ma dla mnie w tym wypadku znaczenie. Rodzice mają takie samo prawo wziąć swoje dzieci na „lesbijski ślub” jak i na marsz rodzin Radia Maryja przeciw „homoseksualnej indoktrynacji”, jak również na mecz baseballu. Pani, pożal się Boże pedagog, powinna zaapelować o zainstalowanie podsłuchów we wszystkich domach, gdzie są dzieci czy aby te nie są indoktrynowane przez swoich rodziców. A państwo powinno ustalić katalog poglądów, które są ok do indoktrynowania/wychowania i tych które nie są ok. Bo taki rodzic nie musi przecież brać dziecka na ślub lesbijski/marsz Radia Maryja przeciw homoseksualizmowi (niepotrzebne skreślić) by indoktrynować pociechę, może ją wypaczać w domu. A jakie ma tam teraz, jak nie ma podsłuchów, możliwości! A najlepiej zrealizować model wychowawczy Platona. Zabrać dzieci rodzicom i w specjalnych obozach dać im możliwość „właściwego” wyboru między dobrem i złem, cokolwiek ktokolwiek by uważał za słowo „właściwy”. Tyle, że Platon chyba by nie uczestniczył w marszach Radia Maryja i to z WIADOMYCH powodów.
Śmieszne jest również to, że gdyby dzieci poszły szkolną wycieczką na marsz rodzin Radia Maryja przeciwko „indoktrynacji homoseksualnej” to te same osoby mówiłyby to samo tylko na odwrót: aktywista gejowski o indoktrynacji dzieci a pani pedagog o prawie rodziców do wychowania swych pociech. I to jest żałosne.
Na zakończenie – ten tekst nie jest o homoseksualizmie tylko o prawie rodziców do wychowania dzieci i o głupocie ludzkiej. Dyskutowanie na temat homoseksualizmu pozostawiam tym, ktorzy nie maja nic lepszego do roboty niz pasjonowanie się prywatnym życiem bliźnich.
Liczy się dla mnie przede wszystkim człowiek, jednostka, która ma prawo do wolności dopóty dopóki nie narusza wolności drugiego człowieka.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka