Centrum Jurija Lewady - czyli dość przyzwoity moskiewski ośrodek badania opinii - odnotowało wzrost popularności Siergieja Iwanowa jako potencjalnego nowego prezydenta Federacji Rosyjskiej. Iwanow (wicepremier i do niedawna minister obrony) wyprzedza teraz Dmitrija Miedwiediewa (też wicepremiera zresztą) w stosunku 37 do 29.
Czy to oznacza, że mamy faworyta? Może - ale bardzo bym się zdziwił, gdyby to Iwanow został spadkobiercą Władimira Putina. Podejrzewam ściemę, czyli zmyłkę.
Rosją rządzi dziś tak zwany "zbiorowy Putin". W uproszczeniu: w 2000 roku, na początku "drogi do rozwiniętego putinizmu", była to koalicja grupy towarzyszy z dawnego KGB (którzy zdołali przenieść swoje stare aktywa do nowej rzeczywistości), grupy oligarchów związanych z familią Jelcyna (przerażonych niesprawnością jego władzy), grupy wyższych wojskowych (zaniepokojonych krachem armii) oraz paru intelektualistów (marzących o Rosji nowoczesnej, ale wielkiej, potężnej i rządnej). Putin został przez tę nieformalną grupę wytypowany na frontmana (i spisał się w tej roli chyba lepiej, niż początkowo zakładano). Dziś w składzie rosyjskiej Grupy Trzymającej Władzę pozostali już zapewne sami kagiebiści. Resztę towarzystwa zwasalizowano - a niepokornych albo wysłano na tamten świat, albo przynajmniej pozamykano lub zmuszono do emigracji. Sam Putin jest niewątpliwie silnym i znaczącym, acz nie jedynym decydentem w obrębie rządzącej kliki.
Dziś gra toczy się zapewne przede wszystkim o sam charakter następstwa w roli "frontmana". Niekoniecznie musi to być osoba, która przejmie w całości "indywidualny" putinowski udział we władzy - raczej wręcz przeciwnie, wszyscy członkowie GTW powinni być zainteresowani, by formalna zmiana personalna nie zaburzyła realnego układu wpływów. Zbyt delikatny jest wypracowany w ostatnich latach kompromis. Jego naruszenie oznacza niestabilność, a w efekcie stratę wszystkich uczestników gry."Nowy Putin" musi więc być osobą możliwie niesamodzielną politycznie i znającą swe miejsce w szeregu - a jednocześnie wnoszącą nowe aktywa i atuty z propagandowego punktu widzenia.
Generał Siergiej Iwanow, kreowany dziś nie bez podstaw na "nowego silnego człowieka Rosji" nie spełnia żadnego z tych dwóch warunków. Miedwiediew zresztą też - acz z nieco innych powodów.
Na kogo w takim razie padnie? Kto odegra rolę "malowanego prezydenta", nie naruszając kruchej równowagi sił i ambicji w obrębie "Putina zbiorowego", a przy tym pozwalając "Putinowi indywidualnemu" nadal cieszyć się realną władzą w jakiejś nowej roli (może premiera - po ewentualnej reformie konstytucyjnej - a może jednak szefa Gazpromu)?
Na zdrowy chłopski rozum - to nie może być ktoś w typie "Putin-bis", ale raczej "anty-Putin". Ktoś, kto potrafi sięgnąć po nowe rezerwy pi-arowskie w polityce wewnętrznej i zewnętrznej. Putin do końca zagra swą rolę asertywnego brutala, pohukującego na Zachód, ale przecież ta droga wiedzie (w sensie strategicznym) donikąd. Bez dobrej współpracy ekonomicznej i technologicznej z USA i UE Rosja staje bezbronna wobec chińskich aspiracji geopolitycznych. A ta współpraca wymaga choć minimalnego ocieplenia relacji politycznych z Zachodem, choćby próby zmiany fatalnego ostatnio wizerunku Rosji w mediach...
To nie jest rola dla generała ani kolejnego kagiebisty. Trzeba do niej wynająć innego aktora.
Mój typ "na dziś" - to German Oskarowicz Gref.
Gref - to jeden z czołowych rosyjskich ekonomistów, pragmatyk i sprawny menedżer. Znany i ceniony na Zachodzie od lat, ostatnio minister rozwoju i handlu, współautor najbardziej udanych reform gospodarczych o charakterze liberalnym - a przy tym "człowiek z Pitra", zdaje się do bólu lojalny wobec Putina. Bonus pierwszy: wygląda inteligentnie i ma sympatyczny uśmiech. Bonus drugi: to potomek Niemców wołżańskich. Jedno i drugie z punktu widzenia PR daje fantastyczne możliwości.
Zachodnia opinia publiczna powinna dostać orgazmu - porównywalnego do Gorbi-manii. Po epoce lodowcowej, sprokurowanej ubeckimi ruchami wstrętnego poprzednika, nastanie odwilż. Lewicowi intelektualiści na Zachodzie zapewne tęsknią za takimi czasami... Służba Wywiadu Zagranicznego ma niezbędne aktywa, by takie trendy efektywnie wzmocnić.
Oczywiście - treść rosyjskiej polityki pozostanie w takim scenariuszu bez zmian. Zmieni się natomiast forma i retoryka.
W Polsce nie mamy się z czego cieszyć. Nie wiem, jak Państwo - ja za Władimira Władimirowicza Putina staram się choć raz w tygodniu wychylić kielicha, wszak nikt tak jak on nie uwiarygadnia na Zachodzie naszych obaw przed Rosją. Sympatyczny, liberalny i otwarty na dialog prezydent Gref sprawi, że nasz głos w Waszyngtonie, Berlinie, Paryżu i Brukseli znów zabrzmi jako wyraz natrętnej fobii...
Pozostaje mieć nadzieję, że się mylę. Że rosyjscy kagiebiści jednak się niczego nie nauczyli, i że zastosują inne rozwiązania. A paleta możliwości jest szeroka... Osobiście - doradzałbym im najprostszą, i bliską ich odruchom. Wysadzić w powietrze jakąś szkołę wraz z dziećmi, oskarżyć o to czeczeńskich terrorystów i polski wywiad, wprowadzić stan wyjątkowy i jednak zafundować krajowi nowelę konstytucyjną, dopuszczającą kolejne kadencje Putina.
Na marginesie: takie rozwiązanie uparcie suflują Rosjanom ich środkowoazjatyccy przyjaciele (którzy w większości mają za sobą analogiczny manewr). Ostatnio - prezydent Kazachstanu Nursułtan Nazarbajew, w wywiadzie dla moskiewskiej telewizji państwowej, twierdząc, że przemawia w imieniu "innych prezydentów" i że "chodzi o dobro Rosji i wzajemnej współpracy".
Może więc coś jednak jest na rzeczy?
Tu był kiedyś blog, ale już nie ma i nie będzie. Przykro mi, nie mam czasu ani zdrowia ;-)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka