Wszystko wskazuje na to, że Prawo i Sprawiedliwość w wielkim stylu wygra zbliżające się wybory. W tej sytuacji niezwykle interesujące będzie to, w jaki sposób partie opozycyjne i media opozycyjne (bo w większości z obiektywnością pożegnały się dawno dawno temu) wytłumaczą ten fakt. Bo słuchając wyłącznie ich wypowiedzi wręcz niepojętym jest, w jaki sposób może wygrać partia, której wstydzi się cała Polska i cały świat. Dlatego stawiam na postawienie zarzutu o sfałszowanie wyborów.
Jeszcze dwa lata temu, obok rutynowych antypisowskich zaklęć mówiących, że Kaczyńscy to niebezpieczni furiaci, a PiS nie ma kadr do rządzenia, największy poklask wśród „elit” budziły hasła, że gospodarka się zawali, benzyna zdrożeje, finanse się zapadną, a o piątej rano do zwykłego obywatela będą pukać smutni panowie, wyciągać go z lóżka i wywozić w nieznane.
Jak dobrze wiemy nic takiego się stało, a rozumni, jak to rozumni, nagle doszli do wniosku, że na szczęście mechanizmy gospodarcze chronią nas przed oszalałymi Kaczyńskimi, dlatego jeszcze nie przypominamy Albanii.
Bardzo to smutne, że te same mechanizmy nie zdołały nas uchronić przed gospodarczymi umiejętnościami poprzednich ekip, które walczyły chyba o wpis do Księgi Guinessa w kategorii doprowadzenia państwa do rekordowego poziomu bezrobocia.
Jeszcze potem okazało się, że zwykli ludzi, jak spali o piątej rano, tak śpią nadal i nikt ich nie budzi. Znacie salonowicze jakiegoś swojego sąsiada, do którego zapukałyby służby Kamińskiego i wyciągnęły z łóżka przed świtem, albo nawet po świcie – tak jak wieszczono?
Zapukały np. do pani Blidy, a ta jak widać nie widziała możliwości skutecznego wytłumaczenia się przed ziemskim sądem i zdała się na jak najszybsze miłosierdzie Najwyższej Instancji.
Następnie – w prognozowaniu i tłumaczeniu naszej ponurej rzeczywistości - karierę zaczęły robić hasła elit o estetycznej brzydocie koalicji z Lepperem i Giertychem, która całemu narodowi miała się nie podobać. Na fali tego obrzydzenia wykreowano nieomal na męża stanu posłankę Begger. Wszak za walkę z Kaczyńskimi należą się – zdaniem elit – ordery i zapomnienie dawnym wybryków (vide np. Wałęsa).
Okazało się, że strachy oraz estetyczne oburzenie, to za mało by wywalić rząd. Sięgnięto więc po pomoc z zagranicy licząc, że naród uzna, że skoro już zagranica oburza się na to, co się u nas dzieje, to i my musimy się oburzyć.
Cóż…pokrzyczał pan Poettering, pan Havel się zatroskał, pan Geremek z kolegami pomartwili nad stanem polskiej demokracji i też nic to nie pomogło. Polacy zostali niewzruszeni, może dlatego, ze się nieco pogubili. Wszak z jednej strony, od jednych rozumnych słyszeli, że rodzi się u nas faszyzm, drudzy natomiast - nie mniej rozumni - podpowiadali, że cofamy się do czasu staliznimu.
Kiedy okazało się, że wielkie słowa nie pomogą, postanowiono przemówić do narodu językiem zwykłego człowieka.
Do takich zwykłych ludzi wybrał się niedawno na wyspy poseł Tusk. I zapewnił, że ich wszystkich rozumie i współczuje, ze przez te straszne kaczyńskie rządy musieli opuszczać ojczyznę. Przyrzekł jednocześnie, że jak jego PO wygra, to do Polski będzie się wracać.
Domyślam się, że według Tuska, głównym powodem tych powrotów, ma być fakt, że to on zacznie rządzić. Nie po raz pierwszy to już, przewodniczący nie wie co się wokół niego dzieje.
Swoją drogą, to jest swego rodzaju polityczną hipokryzją rozdzieranie szat nad wyjazdami Polaków. Kto, jak nie m.in. poseł Tusk, z uśmiechem od ucha do ucha, przekonywał w 2004 r., że po wejściu do UE wreszcie będziemy mogli pracować na Zachodzie. No to Polacy posłuchali Donalda, zresztą chyba jedyny raz w życiu.
Skoro wszystkie oburzenia, zniesmaczenia i zapewnienia, że poparcie dla PiS, to tylko wpływ Radia Maryja i karność „żelaznego elektoratu” (ładny to żelazny elektorat na poziomie 30 proc.) nie poskutkowały, to jedynym wyjściem po kolejnym zwycięstwie PiS, będzie już chyba oświadczenie z pełną powagą, że wybory w Polsce zostały 21 października 2007 r. sfałszowane.
Najprawdopodobniej innego wyjaśnienia sukcesu PiS, panowie Komorowski, Niesiołowski (Tusk już wtedy będzie o głowę niższy), a także Kalisz, Olejniczak oraz cały zastęp niezależnych obserwatorów pokroju Stasińskiego z GW, Żakowskiego z Polityki, Olejnik z TVN i Wołka - niewiadomo skąd, nie dopuszczą do siebie.
Rocznik 1981, mieszkam w Toruniu. tak w ogóle to młody, wykształcony i z dużego miasta.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka