Wszyscy, jak Polska długa i szeroka, znający się na piłce i nie znający, mający dostęp do telewizji i nie mający, cieszą się tym naszym Euro.
A ja na razie atmosfery nie czuję, choć od 1988 r. obejrzałem z 90 proc. wszystkich meczów na każdym kolejnym Euro i teraz obejrzę prawie wszystkie (wyjątkiem będą te grane równolegle). A atmosfery nie czuję, bo mnóstwo rzeczy mi tę Euro radość psuje.
No to po kolei.
Psują mi ją rządzący politycy i media (jedna wielka rodzina), bo od dawna z racji Euro fundują nam kampanię platformersko – wyborczo – promocyjną. Premier spotyka się z szefami mediów i ustalają wspólną strategię pijarowską na czas mistrzostw. Co oznacza ni mniej ni więcej, że z okazji Euro będziemy ogłupiani, bo tak trzeba. W końcu premier powiedział, że trzeba nadrabiać serdecznością. A gdy ktoś się wychyli, to natychmiast zostanie obwołany oszołomem.
Psuje mi ją świadomość, że zamiast cywilizacyjnego skoku do przodu postawiliśmy jako państwo co najwyżej krok do przodu. Pociągi w roku Euro jeżdżą wolniej niż 10 lat temu. Autostrad jak nie było, tak nie ma, bo autostrada to trasa z jednego końca kraju na drugi, a nie droga z Łodzi do Warszawy fetowana dzisiaj jakby była czymś, czego nigdzie indziej w Europie nie ma.
Wkurza mnie, że Polska, kraj na dorobku wybudowała w kryzysie najdroższe stadiony w Europie (tylko dwa w Londynie są droższe). Po czym okazało się, że bystrzaki - inaczej z rządu zdecydowały, że stadion za 1,8 mld zł jest tylko na Euro, więc nie wpuszczą tam nikogo innego. Euro potrwa trzy tygodnie, a potem utrzymanie stadionu kosztować będzie 20 – 30 mln zł rocznie. Pomysłów na zdobycie tej kasy do dzisiaj nie ma, więc zrzutkę zrobią podatnicy. No ale o tym cicho, bo Euro, Euro…
Myślę o Euro i czytam, że jeszcze się turniej nie zaczął, a już „koledzy zarobili”. Ci wszyscy szefowie spółek od autostrad, stadionów, kasujący milionowe premie za oddanie inwestycji, często po czasie. A przecież za to samo pobierali wcześniej właściwe pensje. No ale skoro mamy hasło „Wszyscy jesteśmy gospodarzami”, to tłumaczyć trzeba to tak, że wszyscy za imprezę wspólnie płacimy, a nagrody będą tylko dla wcześniej wybranych.
Chcą się rosyjscy nacjonaliści przespacerować po stolicy w koszulkach z sierpem i młotem i natychmiast zaczyna się festiwal rządowego tchórzostwa i hipokryzji. Zawsze i wszędzie nacjonaliści są źli, ale akurat ci rosyjscy są już dobrzy i marszować mogą. Jest świecki dogmat o świętości konstytucji w Polsce, ale już akurat nie wtedy, gdy w grę wchodzi zakazane w konstytucji propagowanie komunizmu. W imię dobrych stosunków z Rosją czekam na apel o przegranie meczu w dniu ich narodowego święta. Udowodnimy, że jesteśmy Rosji życzliwi.
Zepsuł mi radość Smuda i PZPN uczyniwszy z kadry przytułek dla piłkarzy za słabych w ich ojczyznach. Mamy farbowanych lisów, których nie chciano we Francji i Niemczech, no to załapali się na reprezentowanie Polski. Dzięki za taką reprezentację. Jednemu z nich z Francji dziennikarze biją brawo, bo wydukał kilka zdań po polsku. I bezmyślni – potem będziemy ich mądrości wysłuchiwać w telewizji - cieszą się, że monsieur Obraniak kaleczy po naszemu. Jeśli biorą go za Polaka, to po co biją brawo za mówienie po polsku? Takie to osiągnięcie, że Polak mówi po polsku? Co innego Francuz. A jak Francuz gra w reprezentacji nie Francji to jest to oszustwo. Ale powiedzieć to mało kto ma odwagę i zresztą mało kogo to obchodzi. Choć dumnie naród wozi flagi wpięte w auta, że niby Polska, biel i czerwień oraz ojczyzna.
Rocznik 1981, mieszkam w Toruniu. tak w ogóle to młody, wykształcony i z dużego miasta.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka