Dzisiejsza lektura internetu dała mi przyczynek do zastanowienia się nad istotą tzw. szeroko pojętej normalności.
Kilkanaście minut temu znów przeczytałem w portalu gazety, której "nie jest wszystko jedno", że słowa Antoniego Macierewicza o Smoleńsku to teorie spiskowe w czystej postaci. Taka jego specjalność. I w ogóle ha ha ha, czytać się tego nie da, "bo przecież normalny człowiek w takie bajki nie wierzy. A ten jeszcze prokuraturę zasypuje swoimi fanaberiami".Mieli forumowi komentatorzy podziw dla swego racjonalnego, a nie spiskowego myślenia.
Jednak chwilę później przeczytałem w tym samym miejscu, półroczną już wypowiedź Lecha Wałęsy, czyli dobra narodowego dla czytelników gazety, której "nie jest wszystko jedno".
Stwierdził Wielki Elektryk, że 32 lata temu źli ludzie, z którymi on dzielnie walczył, przywieźli w specjalnej motorówce do Stoczni Gdańskiej jego sobowtóra, tak by go skompromitować, albo nawet i zabić. 32 lata po zdarzeniu nasz europejski mędrzec zawiadomił o sprawie prokuraturę, prosząc ją o wyjaśnienie sprawy z sobowtórem.
Jednak tym razem forumowym komentatorom bardzo się nie podobało, gdy ktokolwiek ten mało prawdopodobny scenariusz próbował poddać w wątpliwość. Bo przecież sobowtóry w motorówkach są takie normalne.
Wniosek?
Jednym z ulubionych chwytów retorycznych bohaterów alfabetu Roberta Mazurka z ostatniego Uważam Rze, jest pytanie o to, czym jest normalność i odpowiedź, że nie nie sposób ustalić jednej normalności. Faktycznie, gdyby ustalili oni nawet swoją własną normalność, np. "spiski nie istnieją", to łatwo by się przekonali, że sami z siebie robią bałwanów.
Rocznik 1981, mieszkam w Toruniu. tak w ogóle to młody, wykształcony i z dużego miasta.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka