Noszenie ciepłego płaszcza jest wskazane. Założenie na siebie jedynie koszuli z krótkim rękawem również jest uzasadnione. Jedna i druga opcja może być równie rozsądna, jak i głupia. Dokładnie ten sam mechanizm obowiązuje dyskusji o rynku pracy.
Ministerstwo Pracy zaproponowało dzisiaj, aby minimalna stawka za godzinę pracy w Polsce wynosiła 10 zł. Związki zawodowe chcą więcej, pracodawcy przekonują, że to i tak za dużo. Jednocześnie znów wraca problem płacy minimalnej w Polsce. Ponownie można się spodziewać debaty bazującej na argumentacji doktrynerskiej, bez odniesienia do bieżącej sytuacji.
W ramach tej debaty przedsiębiorcy dowodzą, że wzrost płacy minimalnej przyczyni się do wzrostu bezrobocia, rozwoju szarej strefy, a młodym i słabo wykwalifikowanym trudniej będzie wejść na rynek pracy. Związki zawodowe przekonują, że wzrost minimum płacowego zmusi wielu pracodawców do realizowania zapłaty, na którą bez istnienia przymusu nigdy by się nie zdecydowali.
Choć obydwie strony mówią co innego, to mogą mieć rację. Płaca minimalna sama w sobie nie jest bowiem ani dobra, ani zła. Dokładnie tak samo jak zakładanie płaszcza nie jest mądrzejsze niż chodzenie w koszuli bez rękawów i odwrotnie. O wszystkim bowiem decyduje kontekst. Zima lub lato, a w przypadku płacy minimalnej bieżąca sytuacja na rynku pracy.
Platforma Obywatelska, której związki zawodowe wypominają obojętność na los pracowników podnosi argument, że za jej rządów płaca minimalna mocno w Polsce wzrosła. Faktycznie, gdy przejmowała władzę w 2007 r., to najniższe wynagrodzenie sięgało 936 zł brutto, a dzisiaj jest na poziomie 1,6 tys. zł brutto. Czy to oznacza, że PO więcej zrobiła dla pracujących i np. dzisiaj krytykująca ją Solidarność nie zważa na interes zatrudnionych, a jest politycznym orężem PiS? Niekoniecznie. Nie ma nawet znaczenia, że dzisiejsze 1,6 tys. zł nie równa się wzrostowi o 664 zł w stosunku do 2007 r., gdyż z tytułu inflacji jest to różnica niższa. Tak czy owak płaca minimalna, nawet pomniejszona o poziom inflacji, i tak wzrosła.
Ważny jest wspomniany kontekst, który sprawia, że nie jest tak, iż przez sześć ostatnich lat z punktu widzenia pracownika – biorąc pod uwagę wpływ pracy minimalnej – cokolwiek się poprawiło, a z punktu widzenia pracodawcy pogorszyło.
Ważniejsze jest coś innego.
Gdy popyt na pracę, czyli zgłaszane przez przedsiębiorstwa zapotrzebowanie na pracowników, znajduje się na relatywnie wysokim poziomie i tworzone są nowe miejsca pracy, to istnienie płacy minimalnej faktycznie negatywnie wpłynie na gospodarkę. Brak wtedy uzasadnienia dla wprowadzenia omawianego narzędzia, gdyż stroną dominującą na rynku pracy są pracownicy. Firmy, jeśli nie podnoszą wynagrodzeń ryzykują odpływ kadr. To zaś utrudni im prowadzenie działalności i ograniczy zysk. To klasyczna sytuacja wolnorynkowa, w której niewidzialna ręka steruje procesami ekonomicznymi. I tu rację mają przedsiębiorcy.
Gdy jednak sytuacji jest odwrotna i popyt na pracę niski (przedsiębiorcy nie kreują zatrudnienia), a przewagę na rynku pracy zdobywają pracodawcy, to płaca minimalna zabezpiecza interes pracowników i uniemożliwia przedsiębiorcom redukcją wynagrodzeń.
Czy to prowadzi do wzrostu bezrobocia?
Nie, gdyż przedsiębiorstwo – zwłaszcza prywatne –w czasie koniunktury i dekoniunktury nie zatrudnia więcej niż potrzebuje. Na poziom zatrudnienia bardziej wpływa popyt na usługi lub wyroby niż koszt pracy. Jeśli do zwolnień dochodzi, to nie w wyniku istnienia zbyt wysokiej płacy minimalnej, a z racji zbyteczności utrzymywania dotychczasowego zatrudnienia. Jeśli firma posiada zamówienia, do realizacji których wymagane są trzy osoby, to zatrudnia trzy. Jeśli poradzi sobie z dwójką pracowników, to trzeciego nie zatrudni nawet za symboliczną złotówkę, bo ta złotówka obniży końcowy zysk.
Brak płacy minimalnej w sytuacji przewagi na rynku pracodawców jest największym zagrożeniem dla interesów pracowników najsłabiej wykwalifikowanych, których zastąpić najłatwiej. Jest zatem całkowicie inaczej niż mówią pracodawcy, gdy odnoszą się do stanu dla siebie na rynku korzystnego.
Aktualnie bezrobotny zazwyczaj wykona przecież pracę taniej niż ten aktualnie pracujący. Z perspektywy ogółu zatrudnionych oznacza to psucie rynku, ale z perspektywy pojedynczego bezrobotnego ma sens, bo pozwala mu zarobić. Pracodawcom taki paradoks tworzy ramy, w których ekonomicznie opłacalnym staje się stawianie na tańszych bezrobotnych i po czasie wymienianie ich na jeszcze tańszych bezrobotnych do momentu aż trendy na rynku pracy nie odwrócą się znów na korzyść pracowników. Ale o tym odwróceniu nie zdecyduje istnienie lub nie płacy minimalnej, a istnienie popytu na wyroby i usługi uzależnione znowu od jeszcze innych czynników.
Przy spadającym bezrobociu istnienie płacy minimalnej nie jest konieczne, gdyż to pracownicy wybierają wśród ofert pracy. Tak było, gdy PO obejmowało władzę, a bezrobocie było jednocyfrowe. Dzisiaj, gdy sięga 13% i to pracodawcy mogą wybierać wśród kandydatów postulowanie wyższej płacy minimalnej znów jest konieczne. Po czym należy sobie życzyć, aby ponownie było zbyteczne.
Rocznik 1981, mieszkam w Toruniu. tak w ogóle to młody, wykształcony i z dużego miasta.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka