Nie ma ważniejszego momentu w życiu człowieka niż chwila jego śmierci. Taka myśl w Dniu Wszystkich Świętych towarzyszy mi odkąd pamiętam. Wizyta na cmentarzu, a wokół groby tych, którzy już umarli i dopełnili swojego jedynego pewnego ziemskiego przeznaczenia. I świadomość, że jesteśmy tylko elementami długiej sztafety pokoleń. Przychodzimy po tych, co już byli; żegnamy tych, którzy żyli z nami i robimy miejsce tym, którzy dopiero przyjdą. Taka kolej rzeczy została wpisana w plan stworzenia.
Zrozumieć ją można jednak tylko w świetle chrześcijańskiej nauki, która mówi, że istnieje świat rzeczy widzialnych i świat bytów niewidzialnych. Bez tej nauki zarówno wspomnienie zmarłych, jak i przywołanie własnej przyszłości, naznaczonej zbliżającą się śmiercią, byłoby pozbawionym nadziei udręczeniem. Bo jak pisał Jan Paweł II: - "Świat doczesny nie jest w stanie do końca uszczęśliwić człowieka, gdyż nie może wyzwolić go od cierpienia i śmierci".
Dzień 1 listopada w naturalny sposób kieruje myśli ku przeszłości, bo w niej żyli zmarli. Jednak tak samo mocno kierować powinien myśli ku przyszłości, bo ona dla spoczywających w grobie jak najbardziej istnieje.
I to jest właśnie fundamentalna różnica między spojrzeniem chrześcijańskim a spojrzeniem bezbożnym.
To pierwsze przynosi oczekiwanie przyszłego spotkania. Dostajemy gwarancję poznania czegoś więcej. Pomimo żalu.
To drugie wywołuje smutek za tym, co nigdy nie wróci. Zostawia z poczuciem, że nic więcej już nie ma. I dodaje żal.
1 listopada - wybór nadziei lub pozostanie z pustką.
Rocznik 1981, mieszkam w Toruniu. tak w ogóle to młody, wykształcony i z dużego miasta.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura