Św. Augustyn stwierdził, że Bóg chce z nas uczynić chrześcijan, a nie
uczonych. Pozwala to natychmiast wyjaśnić wszelkie rzekome sprzeczności
między treścią Biblii a nauką: po prostu autorzy biblijni nie
zamierzali nauczać prawd przyrodniczych i nie należy ich w Piśmie
Świętym szukać. Nie oznacza to jednak, że wiedza naukowa nie ma dla
wiary znaczenia.
Uczciwe poszukiwanie prawdy ma samo w sobie walor moralny,
przez co rzetelne badania naukowe sprzyjają wartości, którą Biblia
nazywa mądrością i na wiele sposobów pochwala. Każda prawda, nawet
cząstkowa, zbliża do Boga. Następnie, niektóre odkrycia naukowe
mogą być przydatne dla lepszego zrozumienia treści wiary albo wymagają
wyciągnięcia z niej nowych wniosków. Dzieje się tak dlatego, że
wiara i teologia nie dotyczą wyłącznie jakiejś innej rzeczywistości leżącej
poza tym światem, lecz na różne sposoby do tego świata się odnoszą
i wykorzystują ludzką wiedzę o nim.
Nowy obraz Wszechświata
Starożytne spojrzenie na świat fizyczny bardzo znacznie różniło się od
obecnego. Przed oczyma ludzie widzieli rozległą Ziemię, pępek świata,
otoczoną przez sferę ciał niebieskich. Świat jawił się jako powstały niedawno,
nawet jeśli materię uważano za odwieczną (dopiero w XVIII
wieku stwierdzono, że świat istnieje dużo dłużej niż kilka tysięcy lat).
Przyczyny zjawisk były zwykle nieznane, stąd poczucie tajemniczości
i cudowności świata, a zarazem ramowej stałości jego obecnego wyglądu
i porządku.
W tej chwili wiemy, że rozmiary przestrzenne i czasowe świata
są ogromne. Ziemia okazuje się niewyobrażalnie drobnym pyłkiem,
a ludzka cywilizacja chwilą w dziejach Wszechświata. Możliwości i ranga
człowieka są na jego tle znikome. Z drugiej strony, wygląda na to, że
będąc mali, nienajgorzej znamy stałe prawa rządzące tym światem, że
ogarniamy świat umysłem.
Jakie to ma znaczenie religijne? Jak to już wyjaśniłem, zasady religijne
i moralne same w sobie nie zależą od stanu wiedzy przyrodniczej.
Jednakże wobec tych nowych odkryć można odczuć obawę, że
człowiek, tak mało ważny na tle Wszechświata, nie może być ważny
dla jego Stwórcy, a Ziemia nie może być miejscem uprzywilejowanym.
A jeśli ludzie są mało ważni, pomyśli ktoś, to jakie znaczenie ma życie
Chrystusa wśród nich?
Ale zarazem właśnie wiedza o świecie pozwala docenić Boga jako
Stwórcę. Pan takiego Wszechświata i takich praw przyrody jest naprawdę
wielki, nie można go pojmować tylko jako rzemieślniczego
wytwórcę planety Ziemi i okolic. Zapobiega to przykrawaniu Boga do
ludzkich wymiarów. Z drugiej jednak strony ludzkie sięganie umysłem
ku Wszechświatowi każe docenić wspomniane w Biblii podobieństwo
człowieka do Boga.
Na tym tle ujawnia swoją niezwykłość i istnienie ludzi, i wcielenie
Syna Bożego. Wielki Bóg uczynił człowieka wielkim i zarazem stał się
tak małym jak człowiek. A skoro Chrystus jest przyczyną i wzorem dla
świata, poznanie świata ujawnia wielkość Jego kosmicznego panowania.
Metafora kosmosu jako „trzeciej natury w Chrystusie” (Teihard de Chardin) idzie wprawdzie
zbyt daleko, ale wskazuje dość trafnie kierunek. Im większy jest
świat, tym większy jego Pan. A choć dopiero dziś wiemy, jak ten świat
jest ogromny, w Piśmie Świętym znajdziemy w jednym miejscu prorocze
ujęcie „Chrystusa kosmicznego”, Jego wielkości na tle świata.
List do Kolosan mówi, że Chrystus jest „Pierworodnym wobec
każdego stworzenia, bo w Nim zostało wszystko stworzone: i to, co
w niebiosach, i to, co na ziemi, byty widzialne i niewidzialne, czy
Trony, czy Panowania, czy Zwierzchności, czy Władze [są to nazwy sił
kosmicznych]. Wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone.
On jest przed wszystkim i wszystko w Nim ma istnienie” (Kol 1,
16-17).
Ewolucja i biologia
Stworzenie czy ewolucja? To przeciwstawienie nie jest trafne, gdyż
stworzenie i ewolucja wcale się nie wykluczają. Tak jednak się to widzi.
Chrześcijanie wyobrażają sobie często powstanie świata jako akt jednorazowy,
w odróżnieniu od rozwoju ewolucyjnego.
Tymczasem wolno utożsamiać akt stworzenia z powołaniem do
istnienia pramaterii czy pracząstki, z której „wybuchł” Wszechświat,
kontynuacją jest podtrzymywanie go w istnieniu. Wtedy ewolucja jawi
się jako logiczny ciąg dalszy aktu stwórczego, jego zamierzone przez
Boga przedłużenie. Co więcej, ujawnia ona wielkość Boga jako Stwórcy.
Prawa natury, które pozwoliły początkowej materii rozwinąć się
w ogromny i złożony Wszechświat, a następnie doprowadzić do powstania
życia, i to rozumnego, dadzą się bowiem rozumieć jako odblask
myśli Stwórcy świata. Ewolucja materialna prowadzi więc do powstania
istot rozumnych i do odkrycia życia duchowego. W pewnym
sensie przygotowuje miejsce dla Chrystusa.
Nie ma więc powodu do obaw przed teorią ewolucji, do degradowania
jej do rangi jednej z hipotez ani do lękliwego traktowania jej jako
zagrożenia dla wiary. Owszem, teoria ewolucji w odniesieniu do życia
biologicznego powinna, jak każda, podlegać ciągłemu sprawdzaniu.
Skoro jednak niczego lepszego w nauce nie wymyślono, chrześcijański
kreacjonizm nie powinien być traktowany jako odrębna, konkurencyjna
teoria, zaprzeczenie ewolucji, lecz jako uprawniona interpretacja
faktu powstania i rozwoju świata. Religijne rozumienie jego istnienia
i panującego w nim rozumnego ładu nie przeciwstawia się teorii ewolucji
jako takiej, lecz filozoficzno-religijnym poglądom, jakoby świat
istniał samoistnie (czyli byłby boski), oraz jakoby złożoność i sensowność
praw natury miały charakter przypadkowy. Owe jednak tezy
z nauki jako takiej nie wynikają.
Jeśli chodzi o nowe odkrycia i możliwości w dziedzinie biologii
i medycyny, to rodzą one raczej problem moralny niż religijny, gdyż
z samą wiarą w Boga nie kolidują. Te nowe możliwości jawią się jako
zagrożenie, gdyż pod ich szyldem dokonuje się czynów niemoralnych.
Badacze pozwalają sobie manipulować innymi istotami ludzkimi albo
je unicestwiać. Mogłoby się wydawać, że kwestie bioetyczne są nowe
i trudne, ale w gruncie rzeczy chrześcijańska odpowiedź jest prosta.
Nie można niszczyć ani okaleczać istot ludzkich pod pozorem badań
naukowych. Powinny one służyć tylko życiu i zdrowiu ludzkiemu.
Chrześcijaństwo nie sprzeciwia się tu nauce, lecz próbom podporządkowania
moralności życzeniom aroganckich naukowców.
Metoda naukowa
Dość często przeciwstawia się myślenie naukowe religijnemu. To drugie
miałoby być nieracjonalne i uczuciowe. Tymczasem różnica między
naukami przyrodniczymi a wiarą i teologią chrześcijańską polegają
raczej na przedmiocie, niż na metodzie. Nauka zajmuje się światem
fizycznym, religia duchowym i moralnym.
Tu i tam umysł ludzki stara się zgłębić rzeczywistość. Poznaje fakty –
bezpośrednio albo poprzez innych ludzi – a następnie stara się je określić
pojęciowo i powiązać w system logicznych związków. Swoiste dla
nauk przyrodniczych jest to, że fakty badane, obserwacje i doświadczenia,
są zasadniczo powtarzalne, podczas gdy w teologii chrześcijańskiej,
jak w historii, spotykamy zdarzenia jednorazowe, czego szczytem jest
zmartwychwstanie Chrystusa. Te zdarzenia trzeba wyjaśnić, skąd wzięło
się średniowieczne określenie teologii jako wiary szukającej zrozumienia
(fides quaerens intellectum).
Metody nauk przyrodniczych dowiodły swojej wartości, polepszając
zrozumienie świata fizycznego i prowadząc do mnóstwa zastosowań
praktycznych. Mają one jednak swoje ograniczenia. W zakresie poznawczym
ich założeniem jest badanie tego, co dostępne i materialne,
skupienie się jakby na pewnych cegiełkach rzeczywistości. Wobec takiego
założenia wnioski stosują się tylko do tych cegiełek i nie przydają
się bezpośrednio w dziedzinach takich jak istnienie Boga, pochodzenie
świata, sens życia i inne kwestie filozoficzne czy religijne. W zakresie
praktycznym nauka podaje, co da się zrobić, ale nie wyjaśnia, co robić
wolno, co być powinno – czyli nie zastępuje moralności.
Zagrożeniem dla wiary nie są więc wyniki nauki czy metoda naukowa,
lecz ich nadużywanie. Człowiek jako istota religijna robi czasem
religię z nauki, czyli przypisuje jej charakter absolutny, zdolność do
wyjaśnienia i uregulowania wszystkiego – chociaż nauka zna granice
poznania. Łączy się z tym chęć zredukowania wszelkiej wiedzy do nauki
w sensie wąskim, co wymaga zamknięcia oczu na problemy filozoficzne
i religijne. Natomiast nauka właściwie rozumiana może dla
wiary i teologii stać się przydatną lekcją ładu w myśleniu – dlatego
św. Tomasz z Akwinu podziwiał przyrodnika i filozofa Arystotelesa. Na
przykładach pokazałem też, że nauka pomaga czasem we właściwym
ujęciu twierdzeń religijnych.
Częściej niż nauk przyrodniczych korzystamy tu jednak z wiedzy
humanistycznej. Studia nad Biblią trudno sobie wyobrazić bez wiedzy
o języku, literaturze i historii. Nauczanie moralności może i powinno
korzystać z wiedzy, jaką daje psychologia, socjologia czy ekonomia. Te
dziedziny wiedzy mają swoje ograniczenia, gdyż opisują mechanizmy,
ale niekoniecznie wskazują, jak być powinno, co jest dobre. Niemniej
jednak prawidłowy, naukowy opis świata i człowieka potrzebny jest dla
określenia ich relacji do Boga oraz zasad moralnych. Dlatego rozmaite
nauki pomagają wierze i teologii.
Źródło: katolicki tygodnik warszawski "Idziemy" 2011 nr 28, w druku w książce "Od Biblii do gazet" (wydawnictwo Petrus).
Pamiętam, że o prawdę i Polskę trzeba się bić. Nie lubię Warszawy i odwracania kota ogonem. Lubię rodzinę i przyrodę.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie