Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski
106
BLOG

Dwie powieści: Boyd i Amis

Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski Kultura Obserwuj notkę 25

Gdy polityka zbrzydza już człowieka doszczętnie (choć nie ostatecznie), a „Słówko na sobotę” okazuje się „non-starterem” , czyli po polsku klapą (sądząc po liczbie komentarzy do mojego ostatniego kazania o Dobrym Samarytaninie), pozostaje coś naprawdę dobrego i oczyszczającego duszę – a mianowicie literatura piękna (zauważyli Państwo, tak na marginesie, że coraz rzadziej dorzucamy ten przymiotnik do rzeczownika?) Chciałbym rekomendować Państwu dwie doskonałe książki, które właśnie skończyłem czytać, a których – podejrzewam – zdecydowana większość z Państwa nie czytała, jako że ukazały się b. niedawno (obie – kilka miesięcy temu) i jeszcze nie zostały przetłumaczone na język polski. A zatem, poza tymi, którzy regularnie kupują nowości anglo-języczne, nie znają Państwo zapewne tych dwóch powieści.

 

Jednak ci z Was, którzy lubią współczesną literaturę angielska, na pewno znają obu autorów. Są to William Boyd i Martin Amis: obaj, należący do średniego pokolenia, uhonorowani licznymi nagrodami, drugi na dodatek podążający śladami swego wielkiego ojca Kingsleya, pisarza moim zdaniem dużo słabszego (choć zabawniejszego) niż Martin. Z tych dwóch – bezapelacyjnie wybieram Boyda, którego uwielbiam od czasu jego pierwszych powieści, i staram się czytać wszystko, gdy tylko się ukaże. Może dlatego, że jestem nieuleczalnym wielbicielem Grahama Greene’a, a już nie można być bardziej „greene’owskim” niż Boyd – choć nie jest on w żadnym stopniu epigonem, a po swoim wielkim Mistrzu (zresztą, tylko przeze mnie obsadzonym w tej roli) zachował głownie niesamowitą lekkość narracji i ten typ opowiadania, który nie pozwala książki odłożyć na bok.

 

W ostatniej powieści „Restless” (jak to przetłumaczyć? „Bez tchu?”) nadal podąża szlakiem Greene’a, ale dodaje do niego też dużo ingrediencji z Johna Le Carre, jako że „Restless” jest – po części – także opowieścią szpiegowską. Jak zwykle w przypadku takich książek, lepiej w recenzji powiedzieć mniej niż więcej, by czytelnikom nie zrobić świństwa, więc powiem tylko tyle: to równolegle rozwijająca się (i – jak reguły gatunku wymagają – odpowiednio splatająca się) opowieść o matce i jej córce, pierwsza – pisana klasyczną narracją, a druga – w formie dziennika, w pierwszej osobie. Matka była szpiegiem brytyjskim działającym w USA w czasie drugiej wojny światowej i zadaniem jej grupy była odpowiednia dezinformacja, mająca na celu skłonić Amerykę do przystąpienia do wojny. Tak jej się w każdym razie wtedy wydawało, bo… no dobrze, ani słowa więcej. Dodam więc tylko, że Boyd w niezwykły sposób podejmuje ten intrygujący wątek z Le Carre, najpierw zarysowany w „The Spy Who Came from the Cold” a najgenialniej chyba rozwinięty w „The Perfect Spy”: tego jak profesjonalna oszukańczość, dwulicowość i paranoiczna nieufność tak całkowicie przesiąkają całą osobowośc szpiega, że nie potrafi on (lub ona, jak u Boyda) myśleć i żyć inaczej.

 

Z kolei „The House of Meetings” Amisa („Dom spotkań”), ale w tym kontekście raczej chyba „Dom schadzek”) w dużej mierze odbywa się w gułagu, retrospektywnie wspominanym przez byłego jeńca stalinowskiego obozu, który znalazł się potem na Zachodzie i w obszernym wyznaniu, skierowanym do swej córki, wspomina losy swoje i swojego brata, który też był osadzony w gułagu. Jest tam też dość ważna dla rozwoju akcji historia romantyczna, ale dla mnie najciekawszy był sam obraz gułagu, namalowany piórem pisarza, którego całe życie było osadzone przecież w świecie, który już nie mógł być bardziej różny od stalinowskiego piekła: w świecie bohemy i inteligencji londyńskiej. W takich przypadkach zawsze zadajemy sobie pytanie: jak oni mogą tamten Inny Świat zrozumieć – i tu muszę powiedzieć, Amisowi to się udało znakomicie. Posługiwał się – dla nauczenia się o Gułagu – książką Anny Applebaum (i kilkoma innymi pozycjami historycznymi i wspomnieniowymi, które wymienia w podziękowaniach), a siła obrazu tamtego koszmaru tkwi w bardzo minimalistycznych, takich raczej impresjonistycznych detalach i obrazach. Myślę, że dla współczesnego Anglika może to być skuteczniejszym przekazem wiedzy o piekle gułagu niż fantastyczna monografia Anny A. czy wspomnienia Herlinga Grudzińskiego (do których Amis, jak się wydaje, nie sięgał). Poza wszystkim innym – jest to chyba najbardziej anty-rosyjska książka jaką znam: nie ma tu nic z sentymentalnego „zły system ale dobrzy ludzie”; Rosja (w ocenach, wypowiadanych tu przez Rosjanina-narratora) jest światem jednoznacznie dzikim, złym i nieludzkim. Innym Światem.

 Nie jestem recenzentem więc na tym kończę moją rekomendację, z nadzieją, że wydawcy polscy już niedługo wydadzą polskie tłumaczenia obu powieści. Nie umiem pisać o literaturze, bo jedyny mój kontakt z nią jest kontaktem konsumenta: jestem dość zachłannym jej pożeraczem. Wiec chciałem tu się z Państwem na chwilę podzielić moją radością z obcowania z doskonałą literaturą – zanim wrócimy do lustracji, IV RP, Marka Jurka, Ludwika Dorna…

 

Moje najlepsze wpisy: 1. Rękopis znaleziony w Kabanossie: "Obraz Salonu: sercem gryzę" 2. Trochę plotkarska opowieść o pewnej Damie (taka jak z Vivy lub T 3. Pawłowi Paliwodzie do sztambucha 4. Opowieść nowojorska 5. Sen 6. Książę, Machiavelli i pistolecik 7. Szatani, Biesy i Inni Demoni Pana Premiera 8. Prolegomenon do blogologii (Wykład Jubileuszowy) 9. Wyznania Salonowca 10. Salon Poprawnych 11. Szanowny Panie Rekontra (czyli druga spowiedź solenna, szczera, 12. Rok Niechęci Do Ludzi (mowa jubileuszowa) 13. Manifest tolerała 14. Spowiedź szczera, solenna, sobotnia 15. Anty-anty-polityka 16. Czynaście 17. Prawo i lewo naturalne 18. Król Maciuś I o Unii Europejskiej 19. O kulturze dyskusji 20. Moje obsesje

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura