Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski
1291
BLOG

Rękopis znaleziony w Kabanossie: "Obraz Salonu: sercem gryzę"

Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski Polityka Obserwuj notkę 56

Obiecałem Państwu, że zrobię sobie urlop od Salonu – tak się w istocie stało i ten wpis jest tylko króciutką, jednorazową przerwą w urlopie: zamierzam znów Was opuścić za chwilę i już naprawdę Państwa nie będę absorbować sobą (ani na odwrót) przez jakiś czas. Ale przytrafiło mi się coś bardzo ciekawego, co skłoniło mnie do powrotu na chwileczkę i na ten jeden jedyny raz – tym bardziej, że pomyślałem sobie, że może niektórzy z Państwa chcą na chwilę odpocząć od polityki, która – jako ten pocałunek - zaczyna nas powoli pożerać („pocałowaniem wszczepiłem w dusze / jad co was będzie pożerać…).

Spacerując nadmorskim bulwarem w pięknej włoskiej miejscowości Cabanossa (w spolszczeniu: Kabanossa) znalazłem na chodniku zmięty zwitek zapisanych gęsto kartek, najwyraźniej zgubionych, a może celowo wyrzuconych przez pospiesznego przechodnia. Po powrocie do pensjonatu, przezwyciężywszy szybko opory natury moralnej, zacząłem czytać: już pierwsze słowa uświadomiły mi – cóż za zbieg okoliczności! – że tekst jest po polsku. Rękopis nosił tytuł nieznośnie pretensjonalny: „Obraz Salonu: sercem gryzę”. Abstrahując od napuszonego tonu, nieporadna składnia tytułu pozostawiała wątpliwości, czy autor (kimkolwiek on był) gryzł sercem obraz czy też Salon.

Z dalszej lektury wynikało, że chyba to drugie; w sumie był to dość nieskładnie sklecony opis jakiegoś warszawskiego salonu, do którego autor miał najwyraźniej ambiwalentny stosunek: serdeczny ale i zgryźliwy (stąd owo: sercem gryzę). Ale oddajmy głos autorowi (uprzedzam, że tekst jest długi, a kto nie chce, niech nie czyta):

 

„W samym środku Salonu stoi tron – no, może niezbyt imponujący, chyba z IKEI, ale za to siedzi na nim prawdziwy Król: zażywny jegomość z koroną (chyba tekturową) na skroniach i berłem w ręku. Nazywa się Jaśnie Oświecony Alojzy Wielopolski i co drugi dzień, a czasem co dzień, wygłasza długą mowę tronową. Zawsze przypomina, że upadek ludzkości rozpoczął się od całkiem nieprzemyślanego i nieroztropnego zniesienia niewolnictwa; zniesienie pańszczyzny było już gwoździem do trumny rodu ludzkiego, bo dziewki folwarczne i chłopcy stajenni wpadli na zuchwały pomysł, by uczyć się alfabetu, co doprowadziło w końcu do największej tragedii w dziejach ludzkości, czyli d***kracji. Mimo tej ponurej historiozofii, Król dostrzega kilka jaśniejszych punktów na horyzoncie, które najwyraźniej wprawiają Go w lepszy humor: Franco, Pinocheta i Jaruzelskiego, a to dlatego, że Król Alojzy I lubi męską krzepę i tężyznę fizyczną, którą przypisuje tym pięknym herosom, a poza tym uważa, że władza pochodzi od Boga. Nie jest jeszcze ustalone, czy zdaniem Króla władza Jaruzelskiego pochodziła bezpośrednio od Stwórcy czy też spłynęła nań za pośrednictwem Związku Sowieckiego, ale o tym może będzie w przyszłych mowach tronowych.

Tak czy inaczej, wokół Króla zbiera się mała ale oddana grupka poddanych. Przed Monarchą klęczy wierny „czeladnik”, wpatrujący się w Króla z czułą miłością i mówiący mało ale dosadnie, jak to na „czeladnika” przystało (nie bardzo wiadomo, jakim właściwie rzemiosłem ów czeladnik się para; raz zapytany, rzucił gniewnie: „Jestem kowalem własnego losu” i nie jest jasne do dziś, czy to było dosłownie czy w przenośni). Czeladnik bezgłośnie rusza ustami w czasie mowy Króla, jak czynią w trakcie lektury ludzie nienawykli do częstego czytania: prawdopodobnie powtarza co cenniejsze myśli Alojzego I. Obok stoi „hamerykańczyk” – chyba najsympatyczniejszy z tego całego towarzystwa, no i najmądrzejszy (nie licząc samego Władcy, rzecz jasna), bo właśnie ukończył pierwszy rok studiów, co prawda prawniczych ale zawsze. Hamerykańczyk rzuca gromy głównie na Eurokołchoz, d***krację i lewactwo, ale ostatnio czyni to raczej rytualnie i jakby bez przekonania (co Jaśnie Oświeconemu Monarsze wartałoby poddać pod rozwagę). Nad głową Suwerena fruwa „prawy kaNarek”, który z wściekłością wyćwierkuje długie monologi, których cechą jest to, że nie mają kropki i ciągną się tak długo, aż ktoś kaNarka nie przegoni; zresztą jeden taki fragmencik sobie wypisałem, o (jak zwykle) lewakach: „szacunku do prawdziwej WOLNOŚCI trudno się w ich zamordystycznie totalitarnym obyciu postkomunistycznym doszukać, a że śladami socjotechniki marksistowskiej relatywistycznie wynaturzają wszystko co popadnie na własne hipokryzyjne kopyto, to akurat w ich bolszewickim przypadku norma…” (dalej nie usłyszałem, bo kaNarek odleciał, ale chyba ćwierkał dalej, bo widziałem że dziubkiem ruszał).

Po prawej stronie od drzwi stoi przystojny, ubrany w angielski tweedowy garnitur i pachnący elegancką wodą „Old Spice” gentleman znany jako Bless Your Soul. Bless jest szanowany nie tylko przez wzgląd na erudycję i przenikliwe analizy, ale także i dlatego, że często posługuje się trudnymi do zrozumienia zwrotami cudzoziemskimi (jako to: „Take it easy”, „Oh, well”, albo „Indeed”), co wprowadza do Salonu powiew wielkiego świata. (Często używa też niezrozumiałych skrótów, np. BTW: jedni twierdzą, że to znaczy „Bardzo Tobie Współczuję”, albo „Boże Ty Widzisz?” albo „Brak Tobie Wykształcenia”; niewykluczone jednak, że jest to skrót angielskiego wezwania „Begin The Worship” albo „Bring The Wine”). Nie jest wszakże Anglikiem, bo czasem daje do zrozumienia, że wywodzi się ze starej szlacheckiej rodziny, nie wiadomo jednak jakiego herbu, a złośliwych supozycji na ten temat nie będę nawet powtarzał.

Wielbiciele, a zwłaszcza wielbicielki Bless Your Soula wyrażają swoją admirację dla celnych analiz i puent mówcy na różne sposoby: np. „karolina” (od dawna, ulubienica Salonu: piękna kobieta o północnej, surowej urodzie) zazwyczaj mówi krótko ale treściwie i ostro (np.: „No i pomyśleć, że taka „elita” z Czerskiej nam przez lata dyktowała, co mamy myśleć”), a z kolei „Matylda” (ekonomistka pracująca na cudzym; też ładna, ale jakoś tak bardziej swojska) dodaje: „No właśnie, niektórzy tu podważają autorytet naszego rządu, a tymczasem Bruksela szykuje dekret, by odbierać dzieci rodzicom i przekazywać nieodpłatnie homoseksualnym parom muzułmańskim – strach się bać!”. Dyskusje w tym gronie są bardzo ożywione, a dotyczą np. tego, czy Adam Michnik jest świnią, czy też wręcz przeciwnie - łajdakiem. Do grupy tej czasem usiłują podejść ludzie spoza stałego kręgu, być może w celach dywersyjnych, ale często są wyrzucani, a także piętnowani jako „Bolszewicy”, „Wermachtowcy”, albo – najłagodniej – „Ludobójcy”.

(Dygresja, a propos skrótu BTW. W ogóle w Salonie rozpanoszyła się ostatnio moda na niezrozumiałe skróty: np. IMHO. Trwają spory, co to znaczy. A ponieważ zauważono, że wypowiadając te słowa pewien dystyngowany elegant akurat wręczał pewnej pannie filiżankę, przypuszcza się, że znaczy to „Idź Mała Herbatę Odnieś”. Ale to raczej bez sensu, bo filiżanka była już pusta. Ktoś inny twierdził, że to oznacza „I Mnie Hęć Odeszła” – ale najwyraźniej człowiek ten miał duży problem z ortografią).

Po lewej stronie od drzwi wejściowych stoi inna grupka – skupiona wokół niejakiego Wiesława Bandurskiego – o którym trudno mi mówić obiektywnie, bo go skądinąd dobrze znam, ale postaram się. Bandurski jest generalnie nielubiany, a to z trzech powodów: używa języka pseudo-naukowego i powołuje się na rozmaitych tzw. „intelektualistów”, często zresztą myląc nazwiska i fakty – co ludzi denerwuje; mówi długo i zawile – co ludzi nudzi, i na dodatek czasem używa tzw. wyrazów – co ludzi gorszy. Gdy czasem Bandurski rzuci słowo wulgarne (takie jak „kret*n”, „kołt*n” lub „Mich**k”, albo i jeszcze gorsze), wtedy nagle zamiera gwar w Salonie, zapada gęsta cisza pełna zakłopotania i pod adresem Bandurskiego unoszą się gwałtowne syczenia – bo Salon nie znosi grubiaństwa. Zresztą już sam ten fakt posługiwania się przezeń wyrazami zaprzecza chełpliwym przechwałkom Bandurskiego, jakoby był docentem, bo jak wiadomo w Polsce żaden docent (chyba że marcowy a Bandurski – choć swoje lata ma – jest na to za młody) nigdy nie użył brzydkiego słowa. Co prawda Bandurski przebiegle twierdzi, że jest docentem w Kontynentalnym Centrum Naukowym w Bolonii, ale kto by go tam sprawdził?

Bandurski podaje się chętnie za liberała, chociaż wielu podejrzewa, że to jakiś socjał, zresztą z tajemniczą misją od niezidentyfikowanych jeszcze mocodawców (kilku salonowców zostało już zadaniowanych do rozpracowania Bandurskiego – i bardzo dobrze!). Wokół Bandurskiego ustawia się grupka typków równie podejrzanych jak on sam: Lech, Krzyś, Młody, chevalier de la table ronde (niewątpliwie największy erudyta w całym Salonie), Andrzej F. Manna (Kierowca Formuły 1), Crazy Cat, iwandobry, poskramiaczkretynów, umysł, mrs. out, antigonus, NEOaspirin, wymeste, utykający porucznik i inni – w sumie, towarzystwo spod ciemnej gwiazdy. Czasem zatrzyma się na chwilę Szpila, mający irytującą manierę mówienia lakonicznie, złośliwie i aluzyjnie; dawniej bywał tu Naczelnik Burłacki, człek zacny i mądry, ale kiedyś wziął i rozgniewał się, i już więcej nie wrócił. A szkoda. Generalnie, Bandurski zdaje się przyciągać zoologicznych antykaczystów, debatujących między sobą, czy kaczyzm to już całkiem faszyzm, czy może tylko quasi-faszyzm albo para-faszyzm. Nie da się ukryć, że te wywody są bardzo nieuprzejme względem władz, bo przepojone uprzedzeniami do odnowy moralnej.

Ludzie z grupki Bandurskiego z niechęcią patrzą na frakcję Bless Your Soula, i na odwrót. Co prawda od czasu do czasu wywiązuje się między nimi coś na kształt rozmowy, ale obie strony są strasznie przewrażliwione na swoim punkcie: wystarczy jakieś nieostrożnie rzucone słowo, jakiś troszkę zbyt ryzykowny żart – by zapadła między nimi lodowata cisza. Bandurski kiedyś sporo rozmawiał z samym Bless Your Soulem, ale chyba czymś go obraził (co się zresztą Bandurskiemu często przydarza) i znów zapanowała Zimna Wojna. Szkoda, bo Salon staje się zbiorem pod-salonów; miejmy nadzieję, że niebawem przyjdzie Odwilż.

Tyle o zajęciach w grupach. Ale są też w Salonie rozmaite single, często dość apolityczne. Niewątpliwie najpiękniejszym singlem, dumnie obnoszącym swą powabną singlowatość, jest Maria Wieniec: od czasu, gdy zadeklarowała, że nie pociąga ją trwały i stabilny związek z żadnym facetem, zainteresowanie jej osobą ze strony młodzieży męskiej w Salonie znacznie wzrosło. Innym singlem jest Jasiu Lajfski: postać powszechnie lubiana a nawet kochana, zwłaszcza przez kobiety i szczególnie, gdy od czasu do czasu zwierzy się ze swego nastroju depresyjnego, co wyzwala w wielu paniach uczucia macierzyńskie względem Jasia. Jasiu jest niesamowicie pracowity, bez przerwy wszystkich informuje o tym, co się akurat dzieje w polskiej polityce, ale nie tylko: opowiadają, że raz poszedł do kina, ale po 10 minutach nie wytrzymał i przybiegł do Salonu, by zrelacjonować czołówkę. (Często wpada też tu w środku obiadu, by powiedzieć, czy zupa nie była za słona).

Jest jeszcze kilku ekscentryków, trzymających się raczej osobno, np. dwójka pobożnych młodzianów krakowskich: Adam Barak i Kuba Rzeszowski: niezwykle erudycyjni, zadbani (inaczej niż np. Bandurski, który często jest nieogolony i bez krawata), najchętniej rozprawiający o wielkich filozofach klasycznych takich jak Platon, Święty Tomasz (z Akwinu) i Święty Dariusz Karłowicz (z Warszawy). Wszystkim też zachwalają wydawane przez siebie niezmiernie ekskluzywne pismo, którego nikt jeszcze nie widział, ale już wiadomo, że pod pretekstem dyskusji nad projektem pisma regularnie urządzają zakrapiane alkoholem biesiady, które potem ze szczegółami relacjonują w Salonie. (Złośliwi mówią, że Adam i Kuba nie są aż tacy święci, za jakich się podają, ale usprawiedliwia ich to, że jako się rzekło, są z Krakowa, więc jakoś muszą odreagować).

Zupełnie inną grupkę stanowią „absolwentki zawodówki nr 9”; pannice ostre i pyskate, ale że laski są niebrzydkie (choć z tendencją do tycia), wiele można im wybaczyć. Chyba też nie lubią Mich**ka, choć niektórzy powiadają, że się w istocie w nim podkochują, a to co o nim mówią to zmyłka. Pojawił też się, zupełnie niedawno, Paweł Tomasz Iwaszkiewicz – co prawda z jakiejś podejrzanej formacji politycznej (podobno zwalczającej prawo ciążenia na tej podstawie, że Newton był wegetariańskim Żydem, a także dążącej do postawienia Gombrowicza – gdy tylko delikwent zostanie odszukany - przed sądem za napisanie pornograficznej książki pod tytułem, jakżeby inaczej, „Pornografia”), ale za to pięknie składający wiersze, zgodnie zresztą ze swym nazwiskiem, które przecież zobowiązuje. (Chociaż z tymi wierszami to warto go prześwietlić, bo stosuje jakieś kosmopolityczne tercyny i inne dziwactwa, zamiast prawdziwie polskich reguł rzemiosła poetyckiego, wypracowanych tak pięknie przez naszego księdza Bakę).

Jest jeszcze Andrzej & Morfeusz: chłopina dobra i mądra, obrywająca czasem od innych nie wiadomo za co. Jest pani Beata Brunecka-Wierzbowska, łatwo zapalająca się przeciw Premierowi z Żoliborza, a na rzecz Premiera z Krakowa. I Branitzky, i Bulwas, i Izrael, i Jarek Jackowski z Małżonką, i nawet Adolf N. Hultaj, który chodzi z gwintówką („Hej Gerwazy, daj gwintówkę…”) i chce strzelać komuchów… Jednym słowem: niezła menażeria. Nad tym wszystkim starają się zapanować Gospodarze, ludzie spokojni i dobroduszni, ale pobłogosławieni licznym potomstwem i w związku z tym zaabsorbowani wysiłkami na rzecz utrzymania rodziny w jakim takim porządku. Dostojna Gospodyni, Pani Jagna, stara się do salonowej kakofonii wprowadzić jakiś ład, zadając codzienne jedno pytanie, z nadzieją, że to jakoś ukierunkuje dyskusję, ale gdzie tam: każdy odpowiada niezależnie od treści pytania, wypowiadając się (zazwyczaj gwałtownie) o tym, co go akurat drąży.

Z tych wszystkich indywiduów, niewątpliwie najciekawszą, najbardziej intrygującą postacią jest…”

…niestety, w tym miejscu rękopis znaleziony w Kabanossie urywa się. Nie było następnej kartki; pewno autor wyrzucił ją gdzieś indziej, a może nigdy nie dokończył zdania… Nie wiem, i już chyba nigdy nie będę wiedział. Ale pomyślałem sobie, że nawet ten niedokończony fragment zainteresuje Państwa.

Aha, zapomniałbym dodać najważniejszego. Pogoda w Kabanossie piękna, choć jednak trochę za gorąco. Niekiedy miałem wrażenie, że mózg mi się gotuje.

Moje najlepsze wpisy: 1. Rękopis znaleziony w Kabanossie: "Obraz Salonu: sercem gryzę" 2. Trochę plotkarska opowieść o pewnej Damie (taka jak z Vivy lub T 3. Pawłowi Paliwodzie do sztambucha 4. Opowieść nowojorska 5. Sen 6. Książę, Machiavelli i pistolecik 7. Szatani, Biesy i Inni Demoni Pana Premiera 8. Prolegomenon do blogologii (Wykład Jubileuszowy) 9. Wyznania Salonowca 10. Salon Poprawnych 11. Szanowny Panie Rekontra (czyli druga spowiedź solenna, szczera, 12. Rok Niechęci Do Ludzi (mowa jubileuszowa) 13. Manifest tolerała 14. Spowiedź szczera, solenna, sobotnia 15. Anty-anty-polityka 16. Czynaście 17. Prawo i lewo naturalne 18. Król Maciuś I o Unii Europejskiej 19. O kulturze dyskusji 20. Moje obsesje

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka