Pokłosiem moich wizyt w Kraju są często prasówki - o specyficznym wszelako charakterze, a mianowicie takie przeglądy prasy krajowej, nabytej przeze mnie w Warszawie, które mają charakter złośliwych i niebywale stronniczych wyborow cytatów, zazwyczaj wyrwanych brutalnie z kontekstu, a następnie opatrzonych moimi tendencyjnymi i irytującymi porządnego człowieka komentarzami. Piszę o tym nie bez kozery (czyli, mówiąc prościej, z kozerą), bowiem poniżej zamieszczę tekst należący do takiego właśnie genre’u, a zatem lojalnie ostrzegam tych wszystkich, których (całkowicie zasadnie) te małpie złośliwości denerwują, by już tu przerwali czytanie i powrócili na mój blog, gdy wróce do typu narracji, do której już zdążyłem Panstwa przyzwyczaić, to znaczy do rozważań słusznych, rozsądnych i bezpłciowych.
Dzisiejsza prasówka bedzie miała charakter szczególny, bowiem zamiast skakać z tytułu na tytuł, zajmę się jednym tylko wydaniem jednej tylko gazety: jest to mianowicie Gazeta Polska nr 43, z 24 października. Skoncentrowanie się na jednej gazecie wynika nie tylko z oszczędności finansowych, ale także z pewnej specjalnej okoliczności, a mianowicie że może to już być ostatnia okazja, by w ogóle nad Gazetą Polską się pochylić.
Oto bowiem na drugiej stronie, Tomasz Sakiewicz dzieli się hiobową, a może kasandryczną wieścią: „Spodziewamy się potężnego ataku na „Gazetę Polską”. Jeżeli ten atak się uda, natychmiast uruchomimy kolejny tygodnik - „Niezależną Gazetę Polską”, która obecnie wychodzi jako miesięcznik". Tak się składa, że co jestem w Polsce i kupuję Gazetę Polską, to czytam w niej o zagrożeniu atakiem na takową, a także zapowiedzią chytrego manewru z „NGP”. Myślę, że agresorzy są jeszcze bardziej okrutni i przebiegli, niż Pan Sakiewicz przewiduje, a ja, z lojalności wobec Kolegi Salonowego, mu tę ich niecną strategię wyjawię. Gorszą bowiem z ich strony formą dokuczenia Gazecie jest nie atak, ale brak takiego ataku: zamiast zamachnąć się, czekają w nieskończoność i w ogóle nie zamachują się. W ten sposób, pan Sakiewicz musi, jak kto głupi (przepraszam za te słowa ale podkreślam słówko „jak”) wydawać stale NGP, co niewątpliwie wiąże się z niemałym nakładem sił i środków, by na wypadek „potężnego ataku” dokonać przemyślnego manewru, o którym, jako człowiek nadmiernie może dobroduszny, uprzedza swych wrogów. A oni nic: stoją z bronią u nogi i nie zamachują się. Oto prawdziwa perfidia michnikowszczyzny!
Na tej samej, czyli drugiej stronie, interesująca powyborcza analiza pollityczna pióra Marcina Wolskiego, który za jedną z przyczyn porażek PiS-u upatruje to, że partia ta dała przechwycić od siebie niektórych ulubieńcow wykształciuchów, takich jak Sikorski czy Marcinkiewicz. „Nie każdy potrafi być lojalny mimo wszystko jak Wildstein” - zauważa kąśliwie Wolski. No dobrze, ale czy Wildstein, dziennikarz przecie niezależny, zadowolony bedzie z takiej pochwały ze strony Wolskiego?
Na stronie 5 - prawdziwa perełka. Humorystyczno-satyryczny felieton ulubieńca nas wszystkich, Macieja Rybińskiego, „W oczach świata”, skonstruowany na zasadzie żartobliwych opisów rzekomych reakcji stolic swiata na zwycięstwo Tuska. Mistrz jest naprawdę w wielkiej formie; oto fragmenty: „Waszyngton - były prezydent Clinton z małżonką przysłali Tuskowi pudełko ulubionych cygar i aktualny adres Moniki Lewinsky. (...) Rzym - Watykan obiecał, że da się Tuskowi przewieźć papamobile. (...) Madryt - rząd hiszpański zadeklarował, że będzie robił Tuskowi na rękę...” itd, słowem, boki zrywać. Niech Cię kule biją, Macieju, jak Ty coś powiesz, to naprawdę. Ja w każdym razie wycinam sobie cały felieton, bedę miał w sam raz, gdy w czasie kolejnej imprezy towarzyskiej przyjdzie czas na opowiadanie kawałów.
Na stronie 7 - m.in, analiza socjologa Tomasza Żukowskiego na temat wyników wyborów. Zaczyna się tak: „Niewątpliwie początek kampanii był lepszy w wykonaniu PiS. Partia Jarosława Kaczyńskiego była skuteczniejsza, bardziej pomysłowa. Mieliśmy oryginalne spoty i niezłe billbordy...”. Mieliśmy? MIELIŚMY, Panie Doktorze? No dobrze, ja wiem, że to pewno niezręczne sformułowanie, ale ja bym na Pana miejscu był ostrożniejszy w stylu tego zdania.
Na stronie 22 Marek Hałaś pisze o polskich "hierarchiach literackich" i rzecz jasna, o politycznej poprawności w literaturze, a przy okazji rozprawia się z michnikowcami, którzy pałają nieuzasadnioną - zdaniem Hałasia - nienawiścią do PAX-u Bolesława Piaseckiego. „Jest faktem, że twór Piaseckiego miał charakter kolaborancki, jest faktem, że prowadził rozbijacką robotę w Kościele. Ale przecież nie strzelał do księży, nie mordował tysiącami przeciwników politycznych”. No fakt, nie strzelał i nie mordował. Więc faktycznie, co się czepiać? Znów wraża robota michnikowszczyzny.
Na stronie 30 Krystyna Grzybowska przedstawia własną interpretację popularności PO wśród młodszych wyborców: „Głosowanie na Platformę zdaniem osiemnasto- i dwudziestoczterolatków to uwolnienie się od wyrzutów sumienia i akceptacja dla „luzu”, w jakim chcą żyć bez poczucia winy”. Teraz już wiemy: młodzi głosowali na PO, bo chcą balować. Wiemy też, że Platforma bedzie musiała rządzić przy użyciu kłamstwa: „Platforma zdaje się powtarzać błędy popełnione przez tzw. centrowców charakteryzujących się brakiem idei i ideałów i skazanych na stosowanie licznych wybiegów i kłamstw pomagających w utrzymaniu się u władzy”. Za to PiS, charakteryzująca się ideami i ideałami, nigdy nie kłamała.
Na koniec mój ulubieniec: Jacek Kwieciński, którego felieton „Odcinki” zajmuje całą przedostatnią kolumnę, ale to dobrze, bo dobrego nigdy za dużo. Chociaż „odcinków” jest wiele, poświęcone są one w zasadzie jednemu tematowi, szczególnie dziś w Polsce groźnemu, a mianowicie Adamowi Michnikowi. Na początek Kwieciński boleśnie pozbawia Michnika iluzji: „Nieformalnym wiceprezydentem nadal nie będzie. Pomnika raczej mu się nie postawi. Sprawę raczej powierzchownie personalizuję, bo muszę nieco ochłonąć”. To nie warto było zaczekać do pełnego ochłonięcia i sprawę personalizować mniej powierzchownie? Nie dało się, bo jak - pod dowcipnym a aluzyjnym podtytułem „Szmata wyborcza” - Kwieciński informuje, wiadoma gazeta nie ustaje w wysiłkach, by LiD był koniecznie w rządzącej koalicji. Co prawda to prawda, Wyborcza co dzień do tego nawołuje. Kwieciński przechodzi do innych spraw, ale jakiś imperatyw wewnętrzny każe mu wracać co i rusz do Michnika: „Pójść do aresztu jako ofiara Michnika to zaszczyt, honor”. Czy sam Kwieciński dożyje takiego zaszczytu, honoru? Nalezy mu się przecież. Tak czy inaczej, realizuje inne zobowiązanie honorowe wobec Polski: „A „wybitność” i „odwagę myślenia” (sic!) „WybGazety” będę owszem, zwalczał, na miarę skromnych sił. Gdybym tego nie czynił, byłoby to wobec Polski - łajdactwem”.
I tą instrukcją, co jest w Polsce honorem a co łajdactwem, z uniżoną supliką już ode mnie, byście Państwo zawsze wybierali to pierwsze a nie to drugie, kończę ten specjalny przegląd prasy, a właściwie jednej tylko, ale za to bardzo pożywnej, gazety.
Inne tematy w dziale Polityka