Dziś usłyszeliśmy kolejną lekcję moralną na temat związku między (1) miłością małżeńską, (2) związkiem cielesnym dwojga osόb (zwanym potocznie seksem) i (3) rodzicielstwem. Jak wiadomo, najlepszymi moralnymi specjalistami od godności małżeńskiej i rodzicielstwa są żyjący w celibacie księża, a zatem proponuję wczytać się w ten oto akapit w artykule Roberta Nęcka, rzecznika prasowego archidiecezji krakowskiej i wykładowcy PAT (zamieszczonym w dzisiejszej Rzepie):
Nauka Kościoła uważa sztuczne zapłodnienie za niegodziwe samo w sobie i sprzeczne z godnością rodzicielską i jednością małżeńską. Wynika z tego, że pochodzenie osoby ludzkiej winno być efektem wzajemnego oddania się małżonków, a nie rezultatem manipulacji biologicznych i medycznych. Dziecko ma prawo do poczęcia w małżeństwie i za sprawą aktu miłości, a nie w laboratorium. Już dzisiaj świat bioetyków przestrzega, że przyszłościowa produkcja dziecka na zamówienie – godząc w jego niezbywalną godność i podstawowe prawa – będzie przypominać ogląd eleganckich motocykli, które się zakupi.
Pomijając ostatnie zdanie, już nadto groteskowe nawet, by nadawało się na poważną rozmowę, przyjrzyjmy się zdaniom nr 1, 2, i 3:
Zdanie nr 1:
Nauka Kościoła uważa sztuczne zapłodnienie za niegodziwe samo w sobie i sprzeczne z godnością rodzicielską i jednością małżeńską
Niewątpliwie Autor jest autorytatywnym interpretatorem nauki Kościoła. Ale dlaczego „jedność małżeńska” ma być zagrożona przez decyzję o sztucznym zapłodnieniu. Decyzja ta, z punktu widzenia Kościoła, może być zła z rozmaitych przyczyn – ale akurat „jedność małżeńska”? Czy można sobie wyobrazić lepsze potwierdzenie tej „jedności”, wzajemnej lojalności i chęci trwania ze sobą niż zdecydowanie się na desperacką trochę metodę reproduckji, by tylko rodzina trwała? Czy nie jest podwazeniem „jedności” zakaz sztucznej reprodukcji, gdy jedno z małżonkow (a może i oboje) marzą o dziecku?
Zdanie nr 2:
Wynika z tego, że pochodzenie osoby ludzkiej winno być efektem wzajemnego oddania się małżonków, a nie rezultatem manipulacji biologicznych i medycznych.
Ale czy decyzja o sztucznym zapłodnieniu nie jest efektem wzajemnego „oddania się” w sensie szerszym niż tylko cielesne. Rozumiem, że ksiądz Necek określa akt seksualny delikatnym mianem „wzajemnego oddania się małżonkόw”? No dobrze, to może brzmi ładniej niż seks, czy – fuj! – kopulacja. Ale jeśli to „oddanie się” nie przynosi efektu w postaci wymarzonego dziecka?
Zdanie 3:
Dziecko ma prawo do poczęcia w małżeństwie i za sprawą aktu miłości, a nie w laboratorium.
Bądźmy przez chwilę precyzyjni. Jak dziecko, ktόre jeszcze nie zostało poczęte, może mieć do czegoś „prawo”? Czy podmioty nieistniejące mogą mieć uprawnienia. A jeśli już zostało poczęte, wszystko jedno jak, to chyba nie może mieć prawa ex post, by było poczęte inaczej, niż było. Czy zdanie księdza Necka nie stanowi nonsensu pojęciowego. Pomińmy pojęcia: czy jest atrakcyjne etycznie? Skąd ksiądz Necek wie, że za decyzją o zapłodnieniu in vitro nie stoi „miłość małżeńska”? Czy miłość może przejawiać się wyłącznie przez seks, jak niedwuznacznie implikuje to zdanie? Czy ksiądz nie wyolbrzymia przez to znaczenia seksu?
Nie śmiem pytać dalej….
Inne tematy w dziale Polityka