Prokuratura czyta “Strach”. To oczywiście dobrze, że prokuratorzy czytają książki. W ogóle dobrze jest, gdy ktokolwiek czyta książki. Ale prokuratura czyta Strach w intencjach śledczo-dochodzeniowych, a nie poznawczych. Prokurator czyta Strach tak samo, jak prokurator czyta protokól przesłuchania, albo dokonuje wizji lokalnej. Książka, którą prokurator urzędowo studiuje, jest kluczowym dowodem w sprawie. Prokurator ma za zadanie sprawdzić, czy Jan Gross nie popełnił przestępstwa, pisząc książkę „Strach”.
Otóż pora powiedzieć jasno i głośno (a w moim przynajmniej przypadku - po raz kolejny): przepis, na podstawie którego prokuratura czyta książkę Grossa, jest w sposób oczywisty niezgodny z Konstytucją. Prokurator czyta książkę Grossa (której, ogłoszę to na wszelki wypadek, jeszcze nie czytałem) całkowicie niekonstytucyjnie.
Przepis ten brzmi: „Kto publicznie pomawia Naród Polski o udział, organizowanie lub odpowiedzialność za zbrodnie komunistyczne lub nazistowskie, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”.
Oczywiście nie każde ograniczenie wolności słowa jest niezgodne z Konstytucją. Konstytucja określa bowiem, na jakich podstawach można ograniczać prawa i wolności konstytucyjne, w tym prawo do wolności słowa. Konstytucja mówi mianowicie w art. 31:
„Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego (1) bezpieczeństwa lub (2) porządku publicznego bądź dla (3) ochrony środowiska, zdrowia i (4) moralności publicznej albo (5) wolności i praw innych osób” (numery w nawiasach dodałem, WS).
Zastanówmy się, do której podstawy konstytucyjnej pasuje przepis o pomawianiu Narodu:
1. Bezpieczeństwo państwa? No nie – bezpieczeństwo naszych granic ani trwałość sojuszy nie zostaną raczej naruszone przez takie czy inne teorie o odpowiedzialności za komunizm lub faszyzm.
2. Porządek publiczny? Tylko, gdyby obwinianie Narodu Polskiego za takie grzechy stało się praktyką na tyle masową, że oburzeni obrońcy godności Narodu zaczęliby przemocą uciszać oszczerców. Taki scenariusz we współczesnej Polsce jest wszakże nieprawdopodobny. Ale nawet gdyby doszło do tego, to i tak prawo powinno raczej brać w ochronę niepopularnych mówców, a nie krewkich cenzorów. Nie można ograniczać wypowiedzi na tej podstawie, że wyrażane treści mogą sprowokować słuchaczy do gniewnej reakcji.
3. Ochrona środowiska i zdrowia? Na pewno nie.
4. “Moralność publiczna”? Czyż moralność publiczna nie wzdraga się na myśl o kłamliwych oszczercach Narodu? Oczywiście, jeśli (podkreślam: jeśli) ktoś napisze nieprawdę, to jest to niemoralne. Ale konstytucyjnie chroniona moralność publiczna nie może obejmować przymusu mówienia prawdy ani przychylnego wyrażania się o Narodzie. Kara za mówienie nieprawdy byłaby przecież w sposób oczywisty sprzeczna z samą istotą wolności słowa, która obejmuje też prawo do mówienia rzeczy niesprawdzonych, kontrowersyjnych albo wręcz nieprawdziwych—zwłaszcza, gdy wypowiedzi mają charakter opinii raczej niż stwierdzeń o faktach, więc z trudem poddają się weryfikacji. A „pomawianie o odpowiedzialność za zbrodnie komunizmu” to bardziej opinia niż stwierdzenie faktu, a do opinii trudno przypisywać kategorie prawdy i fałszu.
5. „Prawa i wolności innych ludzi”. Czy publiczne przypisywanie Narodowi hańbiących przewin podważa jakieś prawa i wolności innych ludzi? Chyba tylko prawo do niesłuchania rzeczy oburzających. Ale w demokratycznym państwie nikt nie ma generalnego prawa do wolności od treści, które go oburzają. Możemy starać się omijać periodyki, w których prawdopodobne jest, że natkniemy się na treści nam niemiłe, ale nie mamy prawa do życia w społeczeństwie, w którym takie treści są nieobecne. „Prawo” takie przekładałoby się bowiem na uprawnienie do zakazu jakiejś wypowiedzi oparte tylko na tym, że kogoś ona oburza. Łatwo wyobrazić sobie, jak żałośnie wąski obszar wolności słowa pozostałby po zastosowaniu reguły, że wypowiedzi mogą być zakazane na tej tylko podstawie, że ktoś jest nimi wzburzony.
Przepis o karaniu za przypisywanie Narodowi Polskiemu zbrodni komunizmu i nazizmu jest więc w sposób oczywisty sprzeczny z Konstytucją. Mam raczej mało wątpliwości, że padnie w TK.
Liberalnym politykom i publicystom niezręcznie jest krytykować przepis, ścigający (rzekomych lub prawdziwych) oszczerców Narodu. Przeciwnik karania za „pomawianie Narodu” łatwo naraża się na zarzut, że jest sprzymierzeńcem „pomawiaczy”. Nie powinniśmy poddać się takiemu szantażowi bo stawką jest wolność słowa, ktora nmie jest wartością lewicową ani prawicową, ale elementarnym warunkiem demokracji.
Nie ulega wątpliwości, że dla wielu ludzi publiczne wypowiedzi przypisujące Narodowi odpowiedzialność za zbrodnie komunizmu i faszyzmu mogą być bolesne i drażniące. Ale demokracja ma swoją cenę, a wolność słowa zachowuje swą wartość, nawet gdy powoduje ból i drażni. Jeśli dziś za jakieś stwierdzenia o komunizmie można będzie pójść do więzienia, usłyszymy rychło chichot duchów dawnych cenzorów z Mysiej: tak komunizm zemści się, zza grobu, na naszej demokracji. Prokurator, czytający dziś „Strach”, jest ich późnym wnukiem.
Inne tematy w dziale Polityka