Traktat lizboński, wynegocjowany dla Polski przez Prezydenta Lecha Kaczyńskiego (chwała Mu za to!), w ścislej współpracy i konsultacji z ówczesnym Premierem Jarosławem Kaczyńskim (chwała Mu za to!), został dziś podważony przez eks-premiera Jarosława Kaczyńskiego przy milczeniu (na razie) Prezydenta.
Poseł Jarosław Kaczyński jest prawnikiem i wie - a w każdym razie powinien wiedzieć - że jakiekolwiek jednostronne deklaracje, towarzyszące ratyfikacji układu europejskiego, nie mają najmniejszej mocy prawnej względem innych stron danego układu. Jedyne zastrzeżenia, jakie mogą być prawnie wiążące względem innych, mogą mieć charakter protokołów, uzgodnionych przy zgodzie wszystkich innych uczestników umowy, a stwarzających dla danego państwa jakieś specjalne przywileje, „opt-outy” itp.
Poseł Kaczyński chciałby potwierdzenia suwerenności - jakby członkowstwo w ugrupowaniu międzynarodowym, do którego dobrowolnie i suwerennie weszliśmy i - co ważniejsze - z którego w każdej chwili możemy suwerennie się wycofać, mogło być zagrożerniem suwerenności. Poseł Kaczyński chce potwierdzenia nadrzędności Konstytucji RP na terenie Polski, choć wie doskonale, że to właśnie na mocy tejże Konstytucji przekazaliśmy instytucjom europejskim - wraz z 26 innymi państwami - kompetencje w pewnych sprawach, gdzie prawo europejskie obowiązuje bezpośrednio i ma pierwszeństwo przed prawem krajowym. Poseł Kaczyński chce potwierdzenia, że Polska zachowuje kontrolę nad ustawodawstwem dotyczącym moralności i godności ludzkiej, choć wie doskonale, że są to tak ogolnikowe sformułowania, że na ich podstawie można równie dobrze zanegować choćby jurysdykcję Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (instytucji nie-unijnej!) w odniesieniu do Polski (nie mówiąc o obowiązywaniu w Polsce Miedzynarodowych Paktów Praw Człowieka), bo wszystko ma związek z moralnością i godnością.
Premier Kaczyński jest prawnikiem i wiedział co robi, gdy dawał „placet” na Traktat Lizboński, w wersji wynegocjowanej przez Pana Prezydenta i jego ekipę. Poseł Kaczyński jest politykiem, zastraszonym we własnej partii przez ludzi krzyczących o europejskim super-mocarstwie, nieodróżnialnym od dawnego ZSRR, i wie co robi, gdy domaga się preambuły nie mającej sensu ani prawnego znaczenia. Pytanie tylko, którego JK wolą Polacy - nie tylko ci salonowi internauci, z piwem w ręku i pornosami na ekranie (proszę zgadnąć, od kogo zaczerpnąłem ten opis?), ale ci Polacy w realu.
Inne tematy w dziale Polityka