Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski
86
BLOG

Opowieść sztrasburska

Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski Kultura Obserwuj notkę 25

Ci z Państwa, którzy w miarę regularnie czytali moje wpisy (nie da się ukryć, teraz coraz rzadsze) zauważyli być może, że do Unii Europejskiej mam stosunek ciepły i pozytywny; niektórzy wręcz kwalifikują mnie jako “euro-entuzjastę”, co zawiera pewną dozę sugestii bezmyślnego wsparcia, być może podszytego gorszącym kosmopolityzmem. Niech będzie. W każdym razie, chciałbym Państwu zrelacjonować wydarzenie, które poważnie podważyło ten mój domniemany „euro-entuzjazm”.

Okrutny los, związany pośrednio z koniecznością zarabiania pieniędzy, rzucił mnie niedawno do Strasbourga. Miasto jak miasto, ma piękną katedrę i dobrą operę, a zatem co najmniej dwie placówki zapokajającą moje potrzeby wyższego rzędu. Poza duchem jest jednak także ciało, a zatem już pierwszego wieczora poszedłem do polecanej przez przewodnik Michelin restauracji alzackiej, gdzie szybko znalazłem się w bezpośrednim sąsiedztwie dużego stolika zaludnionego przez europosłów. Tak się bowiem - zupełnie przypadkowo - złożyło, że do Strasbourga dotarłem w przeddzień sesji Parlamentu Europejskiego, odbywającej tu się co miesiąc przez trzy dni.

Ponieważ kolację konsumowałem w pojedynkę - nie, proszę nie ubolewać nad moim przeklętym losem, to nie jest tak, że nikt mnie nie lubi, po prostu przyjechałem w interesach i żaden znajomy mi się nie napatoczył - robiłem to, co zawsze robię, gdy jem sam, a mianowicie bezczelnie podsłuchiwałem rozmowę moich sąsiadów. Rozmowa ta mną lekko wstrząsnęła. Nie, nie mówili o globalnym ociepleniu, o europejskim nakazie aresztowania ani o reformie współnej polityki rolnej. W tym cały problem. Mówili o jakichś pier**łach i wzajemnie popisywali się swoją znajomością winnic w Prowansji, muzeów we Włoszech, restauracji w Londynie... Ich pretensjonalność zdenerwowała mnie okrutnie.

Przyjrzałem im się uważnie, choć to nie wypada. Panowie mieli kiczowate chusteczki w kieszonkach marynarek i nosili fulary, w stylu elegancji lat 60-tych. (Ostatnio w Polsce widziałem taki fular na szlachetnej szyi kolegi Macieja Rybińskiego). Panie,  nieco zużyte integracją europejską, sprawiały wrażenie, że musiały być całkiem ładne w dobie Deklaracji Schumana. Odniosłem wrażenie (choć może tylko tak się samo-oszukiwałem), że należą do jakiejś partyjnej międzynarodówki centro-prawicy. Miałem szczerą nadzieję, że mój stary kolega, wybitny europoseł centro-prawicowy Jacek Saryusz-Wolski, wkrótce do nich dołączy i będę mógł wypić z nim na boku - ale nie, być może akurat przygotowywał jakąś ważną rezolucję. Chociaż jak go znam, pewno był w jakiejś innej restauracji, lepszej i jeszcze droższej.

Po co Państwu zawracam głowę opowieścią tak banalną i trywialną, za którą niechybnie zostanę zaraz skarcony przez salonowych intelektualistów poważnych, dostojnych? Nie wykluczam, że na mój negatywny stosunek do knajpianego otoczenia wpłynęła owego wieczora nadmierna ilość dość miernego białego wina typu Sylvaner, a także wcześniejsza tyrada taksówkarza, chyba wyborcy Le Pena, wściekłego na „Europę”, z której - jego zdaniem - Strasbourg nic nie ma, a nawet do niej dokłada. Być może rozdrażnienie Sylvanerem spotęgowane zostało faktem, że europosłowie pili dużo lepsze wino, o czym wnoszę z wielkości kieliszków, jakie usłużny kelner im przyniósł.

Ale, z drugiej strony, być może ta małostkowa reakcja z mojej strony da się przełożyć na jakąś lekcję bardziej ogólną i teoretyczną, która lepiej pasowałaby do poziomu dyskursu w Salonie24 niż knajpiarsko-plotkarskie reminiscencje. Może tak właśnie jest, że idee piękne i szlachetne realizowane są często przez ludzi tandentnych i irytujących. Tak jest na szczeblu krajowym, gdzie nasza piękna i niezależna demokracja wcielana jest w życie przez ludzi często niedouczonych i śmiesznych, i tak jest zapewne również na szczeblu europejskim...

Pisał wszak Machiavelli: „Między ideałem publicznego dobra a charakterami doradców Księcia rozciera się tak wielka przepaść, iż ten, kto by w imię ideału zraził się do niedoskonałych ludzi, raczej zgubę republiki by spowodował niż poprawę losu, człowiek bowiem, który na każdym kroku rządzi się tylko zasadami dobra, żadnych rad praktycznych, dla ratowania republiki niezbędnych, Księciu nie będzie w stanie podsunąć”.

No dobrze, nic takiego Machiavelli nie napisał. Ale mógł napisać.

Moje najlepsze wpisy: 1. Rękopis znaleziony w Kabanossie: "Obraz Salonu: sercem gryzę" 2. Trochę plotkarska opowieść o pewnej Damie (taka jak z Vivy lub T 3. Pawłowi Paliwodzie do sztambucha 4. Opowieść nowojorska 5. Sen 6. Książę, Machiavelli i pistolecik 7. Szatani, Biesy i Inni Demoni Pana Premiera 8. Prolegomenon do blogologii (Wykład Jubileuszowy) 9. Wyznania Salonowca 10. Salon Poprawnych 11. Szanowny Panie Rekontra (czyli druga spowiedź solenna, szczera, 12. Rok Niechęci Do Ludzi (mowa jubileuszowa) 13. Manifest tolerała 14. Spowiedź szczera, solenna, sobotnia 15. Anty-anty-polityka 16. Czynaście 17. Prawo i lewo naturalne 18. Król Maciuś I o Unii Europejskiej 19. O kulturze dyskusji 20. Moje obsesje

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (25)

Inne tematy w dziale Kultura