Niewątpliwie najbardziej kuriozalnym tekstem, jaki ukazał się w Salonie24 przynajmniej od czasu, gdy pewien bloger rozpisał tu był zrzutkę pieniędzy na profesora Andrzeja Zybertowicza jako Ofiarę Prześladowań za Przekonania, czy coś w tym stylu, był List Otwarty, umieszczony niedawno na blogu Pana Marka Jana Chodakiewicza, protestujący przeciwko represjonowaniu historyków IPN w Polsce. (Na marginesie: opóźnienie, z jakim reaguję na ów List Otwarty, spowodowane jest podróżami, a nie długotrwałym myśleniem nad tym wpisem). Represje te, informował List, „wykraczały (…) poza wywołującą emocje różnicę zdań i przybrały formę profesjonalnej próby zastraszenia. Pojawiały się nawet groźby użycia siły fizycznej wobec naukowców i ich rodzin.”
List ten podpisany przez ponad dwudziestu uczonych cudzoziemskich plus publicystkę z Berlina, roi się od zdań takich jak np. to: „…próba zduszenia głosu przeciwników falą pogróżek w mediach i zastraszaniem to odpychający znak moralnego upadku i odziedziczonego po totalitaryzmie sposobu myślenia. Apelujemy do kolegów w Polsce, aby obrali cywilizowany sposób wymiany opinii…” itp.
List wyjaśniał dalej: „Byliśmy zaszokowani, że wśród osób uciekających się do takich gróźb są dawni bohaterowie „Solidarności” więzieni za to, że walczyli o prawa człowieka”.- co sugeruje, że źródłem owego „szoku” cudzoziemskich uczonych było chyba stwierdzenie Władysława Frasyniuka, że dałby „po mordzie” historykom IPN, rzeczywiście ostre, ale w warunkach polskich niekoniecznie znamionujące realną intencję mordobicia.
http://chodakiewicz.salon24.pl/index.html
Zresztą, co ja tu Państwu będę cytował, proszę przeczytać sobie samemu bo warto, choćby przez wzgląd na komiczno-nieporadny styl, wynikający zapewne z tłumaczenia słowo-w-słowo z angielskiego. Bardziej jednak niż forma, interesująca jest treść owego listu, z której wyłania się obraz Polski jako jakiegoś dzikiego na poły kraju, w którym nie tylko badania ale i sami badacze historii tudzież ich rodziny są w niebezpieczeństwie. Zastraszanie ma charakter profesjonalny, a do bicia spokojnych naukowców w mordę zabierają się „byli dysydenci” („Byli dysydenci zaatakowali młodych historyków, których jedynym przewinieniem jest to, że wykorzystali wolność wywalczoną w 1989 roku…” itp.). Ci zaś, którzy nie są zagrożeni fizycznie ani psychicznie, zupełnie nie pojmują, na czym polega wolność nauki, swoboda krytyki naukowej, rzetelność badań historycznych itp. Nasi zagraniczni koledzy-uczeni (oraz publicystka z Berlina) tłumaczą więc nam cierpliwie ale stanowczo, jak komu dobremu, na czym to wszystko polega: „Wolne społeczeństwa mogą być budowane jedynie w oparciu o prawdę, a do prawdy można dotrzeć tylko posiadając wolność badań naukowych. Niezależnie od kraju, czy to w Polsce, czy w Stanach Zjednoczonych, zawsze jest pole do sporów na temat przeszłości.” Chociaż pole do sporów w Stanach chyba większe niż u nas, bo większy kraj; z drugiej strony u nas więcej przeszłości, więc się wyrównuje...
Oczywiście, dobre rady są jak podarunek, a na podarunki nie należy grymasić, zwłaszcza gdy są z Ameryki. Z drugiej strony - dotychczas tak było, że kiedykolwiek ktoś z Polski - albo z Polską związany – starał się zmobilizować wsparcie za granicą dla protestu przeciw jakiemuś złu, które – jego zdaniem – w Polsce się dzieje, zaraz odzywał się w Polsce chór oburzonych, jakie to niepatriotyczne i że zły to ptak co kala… etc. W oburzeniu tym celowała zazwyczaj prawica. Tym razem wszakże prawica – w każdym razie ta prawica na naszą, Salonową24 skalę – gremialnie list poparła, a niektórzy nawet w swoich komentarzach zgłosili swoje podpisy, nie bacząc zapewne na śmieszność anonimowego podpisywania się pod listem otwartym.
Jedynym pocieszeniem dla tych, których niepokoi stwarzanie niewłaściwego obrazu Polski za granicą, może być to, iż lista Sygnatariuszy nie daje asumptu do przeświadczenia, iż oto cała światowa śmietanka humanistyki ‘zaszokowana’ jest represjami przeciwko doktorom Gontarczykowi i Cenckiewiczowi. Światowe wzburzenie szykanami młodych historyków IPN skoncentrowane jest, by tak rzec, w jednej placówce i trzeba to powiedzieć z ulgą, nie nazywa się ona Harvard, Yale ani nawet Georgetown University. Aż siedmioro z 23 sygnatariuszy podaje jako miejsce swej przystani instytucję pod nazwą Instytut Polityki Światowej, do której zapisany jest też – trzeba trafu – nasz zacny autor, czyli sam Pan Marek Jan Chodakiewicz. Otóż znając stosunki i zwyczaje panujące w rozmaitych placówkach naukowo-badawczych (a nawiedzam takie miejsca od wielu lat) – nie przypuszczam, by było tak, iż oto od dłuższego czasu Instytut Polityki Światowej cicho wrzał z oburzenia na straszne represje przeciw naukowcom, jakie się w Polsce wydarzają, aż wreszcie przełożył owo wrzenie na język Listu Otwartego. Myślę raczej - i podkreślam, jest to czysta spekulacja z mojej strony – że to w czasie lunchu Pan Marek Jan Chodakiewicz podszedł w stołówce do kilku Kolegów i Koleżanek z prośbą o podpisanie się, a oni uczynili to albo z koleżeństwa, albo dla świętego spokoju, albo z jeszcze innych motywów, zupełnie nieważne jakich.
Podkreślam, to tylko spekulacja, niewykluczone, że się dramatycznie mylę i owo zbieranie podpisów odbywało się nie w czasie lunchu, ale np. w czasie porannej kawy w Common Room albo drinków w piątek po południu, jeśli ten rozsądny obyczaj naukowy jest praktykowany w Instytucie Nauki Światowej, ale dam sobie odebrać mój tytuł magistra, że nie było tak, że owi dostojni uczeni nie byli po prostu w stanie skoncentrować się spokojnie w swych badaniach nad Polityką Światową z powodu zaszokowania stosunkami w Polsce, gdzie byli dysydenci biją w mordę młodych historyków i ich rodziny, aż nie wytrzymali i zbiorowo sprokurowali ów list.
Jest w tym liście otwartym jeszcze jeden ciekawy akcent, a mianowicie wymienienie – w bardzo uniżonym tonie – Pana Dr Janusza Kurtyki jako Prezesa IPN („Badacze mają zapewnioną wolność naukową właśnie dlatego, że znaleźli się pod opieką Instytutu, na którego czele stoi Janusz Kurtyka”), choć przecież akurat jego Osoba nie ma nic wspólnego z całą sprawą poza tym, że jest szefem dwóch historyków, którym – zdaniem uczonych z Instytutu Polityki Światowej, kilku innych uczonych oraz publicystki z Berlina – dzieje się w Polsce tak wielka krzywda, iż wymaga ona światowego apelu. Osobliwość owego przymilnego odnotowania Pana Prezesa Kurtyki znika jednak, gdy uwzględnić, że IPN kierowany przez Pana Kurtykę traktował bardzo łaskawie głównego Autora Listu Otwartego, Marka Jana Chodakiewicza, wydając np. jego książkę. Marek Jan Chodakiewicz jest zatem beneficjentem przychylności Pana Janusza Kurtyki.
I teraz proszę wyobrazić sobie taką analogię, którą wymyśliłem na poczekaniu i dla hecy. W Polsce robię jakieś interesy z Centrum Badań Kontemplacyjnych, kierowanym przez Doktora Krupę; robi się jakiś szum wokół Centrum Badań Kontemplacyjnych, na co ja organizuję międzynarodowy list otwarty w obronie Centrum, ze specjalnym uwzględnieniem osoby doktora Krupy – i pod tym listem zbieram podpisy od kolegów w Europejskim Instytucie Uniwersyteckim, w którym bieżąco jestem zatrudniony. (Podpisy zbieram w czasie lunchu w stołówce, a także przy okazji jednej z wielu imprez integracyjnych, zakrapianych lokalnym winem, jakie sobie w Instytucie urządzamy. Listownie zaś, a właściwie za pośrednictwem E-Maila, uzyskuję podpis od publicystki z Berlina).
Analogia jak analogia. Ot, w sam raz do refleksji w lipcowe upały.
Inne tematy w dziale Polityka